środa, 6 czerwca 2012

Miniaturka


„JA TEŻ CIĘ KOCHAM!"

- Ja po prostu stary, eee... nie dałem rady, nie? Zabrałem cały ten bajzel i po prostu zwiałem – żalił się, po swojej kolejnej nieudanej próbie pogodzenia się z Ulą. Stchórzył jeszcze zanim ona zdążyła zobaczyć co zrobił.
- Zdarza się.
- Ja naprawdę nie wiem co sobie myślałem, rozumiesz, po prostu nie wiem, nie wiem! – zawołał, zły na samego siebie. Był kompletnym idiotą myśląc, że jakieś durne karteczki z wyznaniem mogą w jakiś sposób pomóc im się dogadać.
- Że wytapetujesz jej pokój tymi wyznaniami, a ona padnie ci w ramiona – streścił pokrótce to, na co po cichu liczył Marek. 
- Tak, jakby te cholerne karteczki mogły cokolwiek zmienić! Rozumiesz, to jest szczęśliwa kobieta, tak? Ona ma porządnego faceta, ma porządną pracę, ma plany, razem wyjeżdżają, to jest jak, jak małżeństwo... – Posmutniał.
- Jest.
- A ja jak jakiś szczyl się po prostu narzucałem. Wyraźnie powiedziała, że... żebym tego nie robił. Nie będę się już z nią widywał. To koniec...

Tym razem owa „szczęśliwa kobieta” wcale nie była tak szczęśliwa jak sądził Dobrzański. Mało powiedziane. Ona wcale nie była szczęśliwa. Bo jak mogłaby być, mając w perspektywie wyjazd na cały rok z facetem, którego nie kocha, i na dodatek kochając innego? Przecież nie będą cały rok oglądali telewizji i zwiedzali Bostonu, w końcu ich związek przejdzie na wyższy poziom, nie wiedziała jak skończy się ten wyjazd. Uciekała przed Markiem, bała się, że mógłby znowu ją zranić, ale tak naprawdę to chciała jak nigdy wtulić się w jego silne ramiona, poczuć ten znajomy zapach, i poczucie bezpieczeństwa, które dawał jej tylko on. Widziała, że ją kocha, ślepy by zauważył. Miotał się, przychodził do niej z każdym, nawet najbanalniejszym problemem – zupełnie jakby nigdy nie był prezesem, i nie wiedział jak sobie poradzić z pewnymi obowiązkami. Pracował za dwóch, robił za jej konsultanta, asystenta i szofera, a gdy próbowała mu powiedzieć, że ma wyrzuty sumienia, to Marek gorliwie zaprotestował, widać było po nim, że robi wszystko, byleby tylko jak najwięcej czasu spędzać przy niej. A dzisiaj rano, gdy rozmawiała z Piotrem o tym wyjeździe, widziała w oczach obserwującego ich Marka więcej bólu, niż po jakiejś ich awanturze. Starała się nie zwracać na to uwagi i wmówić sobie, że Dobrzański to już przeszłość. Z westchnieniem otworzyła laptopa i zmarszczyła brwi. Odkleiła żółtą karteczkę z napisanymi na niej drukowanymi literami słowo „cię” i wykrzyknik. Jakiś szyfr? Wzruszyła ramionami i przykleiła kartkę na biurku. Spojrzała na zegar. Była już dwudziesta pierwsza, a Marka jak nie było tak nie ma. Obiecywał, że pomoże. Podeszła do okna i wybrała numer mężczyzny.
- Cześć Marek – rzuciła, gdy usłyszała sygnał nagrywania. – Przyjedziesz do pracy? Bo…  pewnie ci coś wypadło, jak nie możesz to okej. Ale nie ukrywam, że liczyłam na twoją pomoc. Cześć.
Rozłączyła się i spojrzała na panoramę miasta nocą. Nie miała Markowi za złe, że nie przyjechał, ale wolałaby, żeby był. I nie dlatego, że, tak jak nagrała, liczyła na jego pomoc, a dlatego, że liczyła na jego obecność. Że tu będzie, pomoże jej, porozmawiają, popracują. Spojrzała na kalendarz. Wyjeżdża w niedzielę, czyli już za cztery dni. Nadal mogła się rozmyślić i zostać w Warszawie. Chciała uciec przed Markiem, ale czy nie mogła zrobić tego w inny sposób? Rok to bardzo dużo, a rok spędzony z innym facetem to prawie małżeństwo. Wiedziała, że gdyby chodziło o wyjazd z Markiem, to nie wahałaby się ani chwili, głównie przez swoją głupotę i naiwność – nadal pamiętała jak ją zranił, i nie chciała tego powtarzać. Serce swoje, a rozum swoje. Bo chciała… ale nie mogła. Nie wiedziała czy może mu ufać. Wzięła kartkę, którą wcześniej znalazła do ręki i wpatrzyła się w te trzy litery. Czy ktoś tu wcześniej był, i mógł jej to zostawić? Pshemko odpada, tak jak i Wojtek, Iza i inne krawcowe. Piotr przyszedł po nią do gabinetu, a potem cały czas był z nią, więc również odpada. Jedynie Marek, który był wcześniej, potem rozmawiali przy windzie… a potem to już nie wiedziała gdzie był. Ale po co miałby jej zostawiać taką karteczkę? Usłyszała pukanie do drzwi, a potem zobaczyła sylwetkę Marka. Mimowolnie na jej twarz wstąpił uśmiech, którego nie potrafiła powstrzymać.
- Pani prezes wzywała pomocy? – zapytał z uśmiechem. Planował się z nią nie spotykać, dać jej spokój, odpocząć, ale nie potrafił zignorować jej prośby o pomoc przy pracy.
- Wzywałam – potwierdziła. – Dzięki, że przyjechałeś.
- Nie ma sprawy – odparł kątem oka zauważając, że trzyma karteczkę w dłoni, jedną z tych, którymi wytapetował jej gabinet. Rozpaczliwie szukał w myślach dobrego usprawiedliwienia. Ula zauważyła jego spojrzenie.
- Znalazłam chwilę temu – stwierdziła podnosząc karteczkę na poziom oczu.
- Aha. – Uśmiechnął się sztucznie.
- Wiesz skąd się wzięła? – zapytała. Wykluczyła wszystkich z wyjątkiem Marka, a i jego dziwna reakcja nie uszła jej uwadze.
- Mmm… tak, tak wiem – potwierdził. Przez chwilę zastanawiała się czy nie dobrze byłoby jej powiedzieć prawdy, że wytapetował jej gabinet wyznaniami miłości, ale szybko wyrzucił ten pomysł z głowy, gdy wyobraził sobie jej żywiołową reakcję. – Yyy… napisałem to, a potem chciałem jeszcze dopisać „przepraszam”, ale… wypisał się marker… - dokończył kulawo.
Widziała, że nie mówi jej prawdy, ale postanowiła sprawiać wrażenie, że uwierzyła w jego marne tłumaczenia.
- Aha. A za co chciałeś mnie przeprosić?
- Bo… za to, że się spóźnię żeby ci pomóc. Byłem u Seby, jak zadzwoniłaś to już jechałem do firmy – skłamał.
Pokiwała głową odkładając kartkę na biurko.
- No okej – mruknęła.
Odetchnął z ulgą zauważając, że nie ma zamiaru więcej go o nic wypytywać. Wolał nie wiedzieć jak zareagowałaby na prawdę. Musiał bardzo uważać w kontaktach z nią bo reagowała na niego alergicznie. Teraz, gdy już się zaczęli lepiej dogadywać, nieco mniej się denerwowała na jego rewelacje, ale nadal na każde napomknięcie o tym co było kiedyś nie reagowała najlepiej.  
- To od czego zaczynamy? – zapytał zmieniając temat.
Stanął obok niej i spojrzał jej przez ramię na trzymane przez nią dokumenty. Odetchnęła niezauważalnie. Bliskość z nim zawsze wywoływała u niej lekkie otumanienie, a przecież nie mogła dać tego po sobie poznać, on nie mógł wiedzieć, że waha się co zrobić z tym wyjazdem ze względu na niego.
- Może zrób to – powiedziała wręczając mu jakieś papiery. Odsunął się od niej i przejrzał je pobieżnie.
- Okej. To… będę za drzwiami.
- Mhm
Spojrzała ponownie na papiery, które trzymała w dłoni i zabrała się za pracę. Chociaż to pozwalało jej nie myśleć o niczym innym. Po jakimś czasie do jej gabinetu ponownie wstąpił Marek z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Zadanie wykonane – oznajmił wręczając jej papiery. Uśmiechnęła się do niego lekko a potem spojrzała na dokumenty. – A tobie jak idzie?
- Nienajgorzej – stwierdziła. – Ale ciągle coś mnie rozprasza.
- Znam to. – Usiadł na kanapie obok niej. – Gdy byłem prezesem też wszystko było pretekstem żeby zrobić sobie chwilkę przerwy.
Zaśmiała się patrząc na niego kątem oka. Jej co prawda chodziło o to, że rozprasza ją burza myśli, ale wolała nie zwierzać się Markowi o kim też tak rozmyśla.
- Wygląda na to, że zamieniliśmy się rolami. Ja się lenię, a ty pracujesz.
- Mhm, czyli kiedyś to ja się leniłem?
- A nie?
Spojrzała na niego z rozbawieniem. Z przyjemnością obserwował jej radosny, rozbawiony wzrok i wesoły uśmiech na twarzy.
- Niech ci będzie. Pokaż te dokumenty.
- Marek, sama to zrobię – zaprotestowała, odruchowo odsuwając dłoń z papierami spoza jego zasięgu.
- Ulka, daj… - jęknął, pochylając się żeby dosięgnąć papierów. Z rozbawieniem próbował jej je zabrać, a ona nadal protestując temu, że ma odwalać za nią czarną robotę coraz bardziej się odsuwała. Można powiedzieć, że mieli taką zabawę. W jej ferworze oboje nie myśleli za bardzo nad tym co robią. Ula w końcu żeby jeszcze bardziej się odsunąć, musiała położyć się na kanapie, zupełnie nie zastanawiając się jakie będą tego konsekwencje. Marek również o tym nie myślał i w dalszym ciągu starał się odebrać jej dokumenty. Co prawda zachowywał ostrożność i trzymał się dłonią oparcia kanapy żeby przypadkiem ich ciała nie były zbyt blisko, jednak sam także po chwili o tym zapomniał. Nadal chcąc wyrwać jej papiery, które trzymała poza kanapą wyciągnął dłoń i za sprawą grawitacji wylądował na dziewczynie. Teraz byli zdecydowanie zbyt blisko siebie. Oboje starali się zachować zdrowy rozsądek – ona żeby Marek się nie zorientował, że ciągle siedzi w jej myślach, a on, żeby nie mieć kolejnej awantury tym razem na pewno większej. Mimo tych zastrzeżeń ani Ula nie kwapiła się żeby odsunąć Dobrzańskiego od siebie, ani on nie spieszył się żeby wrócić do pozycji siedzącej.
- Marek… - mruknęła w końcu patrząc na niego wymownie. Zrobiła to z dużym żalem ale nie mogła pozwolić żeby do czegoś doszło.
Spojrzał jej w oczy, widział prośbę żeby się podniósł, ale szukał czegoś innego. Szukał chęci pocałunku, uczucia, które kilka miesięcy w nich było.  Widziała jego przeszywające spojrzenie i przełknęła ślinkę. Nie wiedziała ile da radę mu się opierać, i czy w ogóle da radę. Walczyła z nadchodzącą falą uczucia już od jakiegoś czasu, ale zbytnia bliskość mogła całkiem zburzyć mur obojętności, który między nimi zbudowała. Marek wpatrywał się w nią przenikliwie starając się za wszelką cenę przebić przez ten mur, który stawiała cegiełka po cegiełce, a teraz gdy tylko udało mu się choć trochę go uszkodzić szybko i sprawnie go naprawiała. Wiedział, że boi się tego uczucia, ale kto inny jak nie ona niecały rok temu mówiła mu, że nie można tak po prostu przestać kochać? Że trzeba mieć nadzieję, że ta osoba może się zmienić? To ona zawsze potrafiła wszystkim wybaczać, nawet jeśli bardzo ją zranili. To ona była wrażliwa, delikatna, płakała gdy ją ktoś skrzywdził, ale kiedy trzeba było potrafiła postawić na swoim. Ta dziewczyna, to właśnie była jego ukochana Ula. Wiedział, że ta maska poważnej pani prezes nienawidzącej Marka Dobrzańskiego z całego serca, to jedno wielkie kłamstwo. Gdzieś schowała się ta Ula, którą była jeszcze nie tak dawno temu i właśnie miał nadzieję ją znaleźć w jej oczach. Jednak ona, gdy tylko udało mu się dostrzec jakiś przebłysk, chęć pocałunku, uczucie, czy cokolwiek z tego co szukał, od razu odgradzała się murem obojętności.
- Marek – rzuciła, tym razem nieco bardziej stanowczo. Minęło dopiero kilka może kilkanaście sekund, ale czuła się jakby od kilku godzin już leżała i walczyła żeby nie pozwolić mu zburzyć tego muru, który tworzyła.
Wiedział, że nie ma dużo czasu, bo ona w końcu go zepchnie, opieprzy, albo zrobi cokolwiek innego. Musiał szybko się decydować co tak właściwie chciał zrobić. Jeśli chciał sobie na niej poleżeć, no to mógł o tym zapomnieć. Jeśli chciał znaleźć w jej oczach dawną Ulę to musiał się streszczać. A jeśli chciał ją pocałować żeby uzyskać wszystko na raz – i zburzyć mur obojętności, i prawdopodobnie obudzić w niej prawdziwą Ulę i być może przekonać ją do siebie w jakiś sposób, to musiał działać szybko, najlepiej od razu zanim ona zdąży zareagować. Szybko podjął decyzję co też chciał uzyskać tą, zupełnie niespodziewaną, chwilą bliskości. Zbliżył się do niej, i nim zdążyła go zepchnąć, a widział, że ma taki zamiar, wtulił się w jej usta. W pierwszej chwili nie odwzajemniła pocałunku i poczuł jej dłonie napierające na jego klatkę piersiową, usiłujące go odepchnąć. Po chwili jednak nie potrafiła dłużej mu się opierać i odwzajemniła pocałunek. Całowali się przez chwilę. Gdy się od siebie odsuwali Marek czuł, szybkie bicie serca wywołane zarówno emocjami podczas pocałunku, jak i strachem, że zaraz dostanie w policzek, albo przynajmniej usłyszy kilka rzeczy do słuchu. Usiadł na kanapie, ona też po chwili się podniosła. Odchrząknęła cicho czując jego wzrok na sobie. Chciała go opieprzyć, ale jej nie wychodziło. Zburzył prawie całkiem mur, którym się od niego odgradzała. Nie umiała w miarę szybko odbudować tej chłodnej obojętności, ani nawet nie była wściekła. Spojrzała na jego niepewną twarz. Nie wiedział czego się po niej spodziewać. Wstała z kanapy i podeszła do okna, chcąc trochę ochłonąć i nie być z nim w tak małej odległości. Wpatrzyła się w panoramę miasta.
- Przepraszam. – Usłyszała jego ściszony głos. – Nie powinienem był… nie wiem co sobie myślałem.
Spojrzała na niego niepewnie. Stał bliżej niż jej się na początku wydawało. Chciała się uśmiechnąć, powiedzieć, że wszystko w porządku, że ona też go całowała i, że powinni zapomnieć o całym zajściu, ale szczególnie to ostatnie nie chciało jej przejść przez gardło. Tak naprawdę to chciała zapytać się co on wygaduje, że doskonale zrobił całując ją, a następnie wtulić się w niego z całej siły. Druga opcja wydawała jej się nad wyraz kusząca, ale ta pierwsza o wiele bardziej rozsądna.
- Nie ma sprawy – wydukała. Machnęła ręką dla potwierdzenia swoich słów. Pokiwał głową z widocznym smutkiem, którego za wszelką cenę starał się pozbyć. Miał raczej nadzieję usłyszeć inne słowa. Postanowił, że powinni wrócić do pracy, nie chciał myśleć nad tym co zaszło. Podszedł do stolika na kawę i podniósł dokumenty.
- To na czym skończyliśmy?
Podeszła do niego i spojrzała na papiery.
- Na czym ja skończyłam – poprawiła. – Ty już wszystko zrobiłeś, teraz sobie poradzę. Jeśli chcesz to… możesz pojechać do domu – powiedziała.
Pokiwał głową. – Okej. – Uśmiechnął się krótko. Zrozumiał to tak, jakby ona chciała żeby on wyszedł. Żeby zniknął raz na zawsze… w końcu. – To cześć.
- Cześć…
Wyszedł z gabinetu, a ona przez dobre kilka sekund wpatrywała się w zamykające się za nim drzwi. Miała nadzieję, że jednak zostanie, szczególnie po tym pocałunku, że pokaże jej, że może mu ufać, że udowodni jej, że jest najlepszym powodem, dla którego powinna zostać w Warszawie, dla którego może zerwać z Piotrem… a on wyszedł. Tak po prostu wyszedł zostawiając ją samą z burzą myśli. Chciała żeby został, porozmawiał z nią, a nawet przytulił. Ale co miała mu powiedzieć? „Marek, zostań”? Pokręciła głową i usiadła na kanapie z zamiarem powrotu do obowiązków, jednak nie potrafiła się na niczym skupić. Nie myśląc wiele wstała z kanapy i wyszła z gabinetu zabierając po drodze płaszczyk. Postanowiła skoczyć na głęboką wodę zanim się rozmyśli. W końcu Marek nie był wszechwiedzący, nie musiał wiedzieć, że ona mówiąc to co mówiła, myślała o czymś zupełnie innym, tym bardziej, że ostatnio musiał być nad wyraz ostrożny, żeby jej nie rozzłościć. Wyszła z firmy i rozejrzała się po ulicy. Było już ciemno więc musiała wytężyć wzrok jeśli chciała go zauważyć. Stał przy swoim samochodzie oparty o maskę wpatrywał się przed siebie. Nie widziała jaką ma minę bo stała za nim ale domyślała się, że dość smutną. Podeszła do niego.
- Marek… - rzuciła cicho zanim zdążyła się rozmyślić, i czmychnąć powrotem do firmy.
- Ula? – Zdziwił się. – Coś się stało?
Westchnęła cicho. To był właśnie minus tego, że do niego poszła, zanim zdążyła to przemyśleć. Bo niby co miała mu teraz powiedzieć?
- Nie, nic… To znaczy, chciałam… cię przeprosić – powiedziała. Miała zamiar powiedzieć raczej, że nie chciała żeby wychodził, ale nie zdobyła się na to.
Pokręcił głową. – Nie masz za co.
- Mam. – Spuściła wzrok. – Byłam dla ciebie ostatnio strasznie nieprzyjemna.
Uśmiechnął się lekko, jakby z goryczą. – Zasłużyłem sobie.
- Przesuń się. – Szturchnęła go żartobliwie a gdy zaskoczony spełnił jej prośbę usiadła obok niego na masce auta. Uśmiechnął się. – Może i tak, ale już powoli przesadzałam. Widziałam, że się miotasz, że starasz się jak najbardziej pokazać mi, że się zmieniłeś, udowodnić, że mogę ci zaufać… nie dawałam ci dojść do słowa gdy nasza rozmowa zbaczała na tematy tego co było. Nie chciałam widzieć, że się zmieniłeś. Jeśli już mam być całkiem szczera, to wyjazd z Piotrem do Bostonu to… to miała być ucieczka przed tobą – powiedziała cicho, musiał wsłuchiwać się w jej głos żeby zrozumieć dokładnie co mówiła. Nie spodziewał się takich słów. Myślał raczej, że jeśli już przyjdzie im nawet rozmawiać szczerze to on będzie musiał pierwszy wszystko wyjaśnić, a tym czasem to ona zrobiła pierwszy krok. – Teraz, po tym pocałunku… powiedziałam, że możesz jechać do domu, chociaż mam wrażenie, że zabrzmiało to bardziej jak nakaz, jakbym nie chciała cię widzieć… ale mówiąc to, miałam nadzieję, że… że jednak zostaniesz.
Uśmiechnął się. – Mogę zostać. – Odwzajemniła uśmiech. – Chodźmy do firmy, zimno się robi… Zmarzniesz – dodał po chwili zastanowienia. Kiwnęła głową i w ciszy ruszyli w kierunku FD.
- Marek?
- Tak? – Spojrzał na nią.
- Mogę mieć do ciebie pytanie? – Pokiwał twierdząco głową. – Jesteś z Pauliną?
W pierwszym od ruchu miał ochotę się roześmiać, jakby usłyszał dobry żart, jednak zauważył, że ona pyta się jak najbardziej poważnie. Zmarszczył brwi.
- A skąd ten pomysł?
- No… spotykacie się, teraz wyjeżdżacie razem, i…
- Ula, stop – przerwał jej. Spojrzał na nią poważnie. – Wyjeżdżamy razem? Ona ci tak powiedziała?
Pokręciła głową.
- Nie, ale tak sądziłam, bo ostatnio dużo czasu razem spędzacie, no i teraz macie urlop w tych samych dniach…
- Ulka, nie wyjeżdżam z Pauliną. Nawet jeszcze nie wiem czy na pewno wyjeżdżam. A spotykałem się z nią tylko dlatego, że chciałem dowiedzieć się o tym co knuje Aleks, ale mi nie wyszło, więc dałem sobie spokój i…
- Zaraz… Nie wyszło ci? A skąd masz tą teczkę? – zapytała zaskoczona.
- Od Aldony, siostry Adama – wyjaśnił krótko. – Ula, nie wiem co myślisz, ale wiedz, że z Pauliną nic mnie nie łączy, poza tym, że kiedyś byliśmy razem. Ale to przeszłość, jej nie kocham…
„A ciebie tak” – miał ochotę powiedzieć ale ugryzł się w język. Rozmawiają szczerze ale nie wiedział do czego może się posunąć.
Pokiwała głową. – Wydawało mi się – stwierdziła cichym głosem.
- A ty z Piotrem? To mi się chyba nie wydaje – powiedział, nim zdążył się powstrzymać. – Znaczy, nie musisz mi się tłumaczyć – dodał szybko, chcąc załagodzić ewentualny wybuch z jej strony.
- W porządku. Z Piotrem to… sama nie wiem co mam ci powiedzieć, bo tak naprawdę to ja sama się gubię w moich relacjach z nim.
Spojrzał na nią zaskoczony. Oboje zupełnie nie zwracali uwagi na to, że od dobrych kilku minut stali przed firmą wpatrując się w siebie i rozmawiając. Nie przeszkadzał im chłód nocy, chcieli sobie wszystko wyjaśnić.
- Ula, sprawa jest prosta, albo kogoś kochasz, albo nie.
Tym razem powiedział to z pełną świadomością wypowiadanych słów. Nie wiedział jak ona zareaguje, czy znowu się odgrodzi tym niewidzialnym murem, czy raczej powie mu wszystko szczerze. On też miał zamiar jej wszystko wyjaśnić, ale dopiero wtedy gdy ona tego będzie chciała. Gdy ostatnio chciał jej wyjaśnić, skończyło się to awanturą, jak za każdym razem.
- Masz rację – przytaknęła. – Ale w moim wypadku to wcale nie jest takie proste, bo… bo ja nie wiem co do niego czuję.
W życiu by się nie spodziewała, że to Marek będzie człowiekiem, z którym będzie rozmawiała na temat jej związku z Piotrem. Maciek, a nawet Violetta byli o wiele bardziej prawdopodobni niż Dobrzański. Marek zastanowił się przez chwilę. Sądził, że Ula go nie kocha. W końcu Marka kochała, i od razu to wiedziała. Postanowił jednak jej to uświadomić… miał nadzieję, że nagle jej nie olśni, że jednak kocha Sosnowskiego.
- Nie wiesz czy go kochasz? To tak. Jak go spotykasz to szybciej bije ci serce? Jego pocałunki niemal zwalają cie z nóg? Każdy jego dotyk sprawia ci przyjemność? Czujesz motylki w brzuchu gdy go widzisz? Lubisz… uwielbiasz patrzeć mu w oczy? Wszystko co z nim związane, nawet tembr głosu, wydaje ci się czymś najwspanialszym na świecie? Gdy on jest smutny płaczesz z nim, a gdy jest wesoły czujesz się uskrzydlona? Jego imię na wyświetlaczu telefonu wywołuje u ciebie szeroki uśmiech i niekontrolowany przypływ radości? Nie potrafisz wytrzymać bez niego dwóch godzin? Ciągle myślisz o zbliżającym się spotkaniu? Gdy leżysz wieczorem w łóżku to myślisz o nim w samych superlatywach? Powiedziałabyś mu bez wahania, że go kochasz? Czujesz to do niego?
Nie zastanawiał się prawie nad tym co mówi. Skupił się na swoich „objawach miłości” do Uli. Na wszystkie pytania, które zadał dziewczynie, mógłby bez wahania odpowiedzieć szczere „tak”. Oprócz tych objawów, które wymienił towarzyszyło miłości coś jeszcze, takie bliżej niezidentyfikowane uczucie, dzięki któremu miłość była czymś tak pięknym i nie dało ułożyć się do niej banalnej definicji. To po prostu trzeba było czuć. Ula skupiła się na wypowiedzianych przez Marka słowach, każde z nich wywoływało u niej przypływ tegoż uczucia… ale nie do Piotra, a do Marka. Na prawie każde z tych pytań musiała odpowiedzieć „nie”. Owszem, często myślała o zbliżającym się spotkaniu, ale raczej dlatego, że traktowała Piotra jak przyjaciela i lubiła z nim rozmawiać. Wieczorem też zdarzało się jej o Piotrze myśleć w superlatywach, ale było to raczej wymuszone – chciała sobie na siłę udowodnić, że jest lepszy od Marka. Ale nawet gdyby był niewiadomo jak lepszy od Dobrzańskiego, to Marek i tak zawsze będzie dla niej lepszy. Co do reszty z tych pytań… cóż, chyba jednak go nie kochała.
- Ulka?
Podniosła na niego wzrok. Pokręciła głową. – Nie – szepnęła. – Nie czuję tego do Piotra.
Teraz sobie przypomniała, że to wszystko czuła gdy miała romans z Markiem, ale potem starała się wyprzeć to uczucie, zepchnęła je na dno serca. A ono teraz wraca… wraca z podwójną siłą.
- A ja nie czuję tego do Pauliny. Dlatego z nią nie jestem.
Zrozumiała ukrytą aluzję. Normalnie by się wściekła, ale teraz przyznała mu rację. Nie powinna z nim być, i robić mu nadziei skoro go nie kocha i prędzej czy później to i tak zakończy się ten związek. Nagle poczuła materiał marynarki Marka na swoich ramionach i tak dobrze znany zapach perfum, który zawsze ją uspokajał i był kojący.
- Zmarzniesz – usprawiedliwił się krótko, jednak nie mógł powstrzymać rozczulonego i troskliwego spojrzenia i uśmiechu wpływającego mu na twarz.
- Chodźmy do firmy.
Kiwnął głową wchodząc za nią do budynku. Wjechali windą na odpowiednie piętro i zamknęli się w byłym gabinecie Marka. Mimo, że nie byli już na dworze, Marek nadal nie odzyskał swojej marynarki, ale zamiast tego został obdarowany niewinnym uśmiechem Uli, zupełnie jakby chciała usprawiedliwić się jak mała dziewczynka, i powiedzieć coś na kształt „zmarzłam trochę…”, co wcale nie byłoby prawdą, i wszyscy by o tym wiedzieli, ale byłoby to tak urocze i rozczulające, że nikt by nie mógł jej odmówić. Zresztą i tak nie chciał odbierać jej tej części garderoby – w końcu z jakiegoś powodu mu jej nie oddała i był pewien, że nie chodziło to, że było jej zimno, w końcu nie było dużego mrozu. Uśmiechnął się pod nosem siadając obok niej na kanapie.
- Która godzina? – zapytała, gdy cisza pomiędzy nimi utrzymywała się coraz dłużej.
- Druga w nocy – odparł. Spojrzał na nią. – Chcesz się przespać?
- Nie, nie, będziesz miał ze mną kłopot później. Poza tym nie jestem aż tak śpiąca.
Pokiwał głową. Wcześniej tak dobrze przyszła im szczera rozmowa, a teraz nie potrafili jej kontynuować.
- Ulka… wyjeżdżasz z Piotrem?
Spojrzała na niego. Wpatrywał się w nią z napięciem, i czymś na kształt prośby, żeby odpowiedziała „nie, zostaję tu, z tobą”. Przez chwilę nawet miała ochotę mu tak odpowiedzieć, ale ugryzła się w język.
- Nie wiem…
- Ulka, ale taki wyjazd to prawie jak małżeństwo – wypalił. Chciał ją zatrzymać za wszelką cenę, nawet za cenę tego, że będzie musiał zniknąć z jej życia. – Proszę cię Ula, nie rób tego, skoro go nie kochasz. Ja zrobię wszystko co będziesz chciała, obiecuję, wszystko, bylebyś tylko została w Warszawie. Chcesz uciec przede mną, okej. Zwolnię się z pracy, nie będę ciebie odwiedzał, ale nie wyjeżdżaj i nie odbieraj mi jedynej szansy patrzenia na ciebie nawet z daleka, proszę cię, Ula.  
Wpatrywała się w niego z zaskoczeniem. On sam był niemniej zaskoczony, że te słowa wypłynęły z jego ust. Nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego od niego. Co ona mogła mu w tej sytuacji odpowiedzieć? Przecież chciała zostać i chciała żeby on też został, ale bała się tego posunięcia. Wyjazd jest najlepszym wyjściem z tej sytuacji… a może najprostszym? Zastanowiła się nad tą kwestią. Uciekała, zamiast stanąć oko w oko z problemem. Wolała wyjechać, niż porozmawiać szczerze z Markiem na temat tego co było między nimi. To było proste i bezbolesne, ale na pewno nie najlepsze. Zorientowała się, że nadal trzyma marynarkę Marka na ramionach. Zdjęła ją i podała mu przy okazji zauważając, że on delikatnie musnął ręką jej dłoń.
- Marek, ja… Ja sama nie wiem – szepnęła.
- Ula, jeśli wyjedziesz to zrozumiem. Ale proszę… niezależnie od tego jaką podejmiesz decyzję, daj mi teraz wyjaśnić to co było między nami. Chcę żebyś miała jasne spojrzenie na tą sytuację.
Zastanowiła się chwilę. Czy chciała wiedzieć jak to wygląda z punktu widzenia Marka? Nie, nie chciała, bo wiedziała, że będzie bolało. Ale powinna go wysłuchać żeby dobrze wszystko przemyśleć. Kiwnęła głową.
- Dziękuję. – Odetchnął cicho. – Byliśmy przyjaciółmi i nie przeszło mi nawet przez myśl, że ty mogłabyś być we mnie zakochana, zdziwiłem się więc gdy mnie pocałowałaś. Sebastian przekonał mnie, że możesz chcieć przejąć firmę jeśli nie odwzajemnię twojego uczucia. Nie usprawiedliwiam się, że Sebastian mi to powiedział, bo to żadne powód, mam swój rozum, ale w tej sytuacji nie umiałem z niego skorzystać. Pocałowałem cię, zaczęliśmy się spotykać. Sebastian podrzucił mi ten wspaniały i niezawodny zestaw błyskotek… i nie tylko błyskotek zresztą – dodał, przypominając sobie czekoladki, które tam znalazł i dał Uli na walentynki. – Nadal się spotykaliśmy, i przez cały ten czas coraz bardziej zaczynało mi na tobie zależeć. Nad Wisłą zaczynałem to wszystko rozumieć… a w SPA tego chciałem, wszystkiego co się tam wydarzyło. Cieszyłem się, że mamy dwa dni dla siebie. Nie wiedziałem tylko, że tak szybko się to zepsuje. Znalazłaś tą kartkę od Seby, potem usłyszałaś fragment naszej rozmowy, ale odeszłaś zanim powiedziałem Sebie, że „żadnego ślubu nie będzie”. Próbowałem cię zatrzymać, ale nie chciałaś mnie słuchać. Potem zerwałem z Pauliną… Ala miała ci powiedzieć, ale nie zrobiła tego. Zanim wyjechałaś na Mazury napisałem do ciebie list, miałem nadzieję, że to coś zmieni, ale ty nadal nie przyszłaś, ani ze mną nie porozmawiałaś. Przestałem się łudzić, że jeszcze cokolwiek między nami będzie, jednak miałem taką nadzieję… nadal mam – dodał niepewnie.
- List od ciebie przeczytałam dopiero kilka dni temu. Nie zauważyłam, że to jest list, więc napisałam na nim adres ośrodka, i przez przypadek zostawiłam go w aucie Maćka. Maciek zadzwonił żeby mi o nim powiedzieć, ale gdy tylko się o nim dowiedziałam, kazałam Maćkowi go spalić. Nie zrobił tego i dał mi go do przeczytania dopiero kilka dni temu. A o tym, że zerwałeś z Pauliną dowiedziałam się od Ali, ale też dopiero kilka dni temu. – Uśmiechnęła się z goryczą. – Wychodzi na to, że wszyscy o wszystkim wiedzieli, tylko nie ja.
Spojrzał na nią. Wydawało mu się, że tamowała łzy, ale siedziała do niego bokiem, także nie mógł tego stwierdzić na pewno. Westchnęła cicho wpatrując się przed siebie. Wierzyła mu…
- A co do tej karteczki… - rzucił niepewnie. Podszedł do biurka i odkleił kartkę z napisem „CIĘ!”, a następnie wyjął z jej biurka inną, dłuższą, karteczkę samoprzylepną i napisał słowo „KOCHAM”. Ula z zaskoczeniem obserwowała jego poczynania. Złączył obie kartki ze sobą i przykleił je na stoliku przed Ulą. – Obkleiłem ci nimi cały gabinet. Lampę, regał, biurko, laptop, na podłodze wykleiłem wielkie kolorowe serce… i zwiałem. Stchórzyłem. Przestraszyłem się twojej  reakcji. – Ula nadal tępo wpatrywała się w napis przed sobą, powstrzymując łzy. – Przez przypadek zostawiłem tą kartkę i skłamałem gdy tłumaczyłem ci skąd się ona tu wzięła. Nie pisało tam „przepraszam cię!”, a… - Przełknął ślinkę. – Kocham cię.
Nie trzymała już emocji na wodzy, nie umiała. Jeszcze raz spojrzała na napis na karteczkach, po czym podniosła się z kanapy i wtuliła się w Marka. Zaskoczony objął ją przytulając do siebie. Zauważył, że po jej policzkach płynął łzy. Niepewnie starł je kciukiem. Wtuliła się w niego mocniej uśmiechając się przy tym. Mógł jej wszystko wytłumaczyć, o wszystkim powiedzieć, wyjaśnić wszystkie nieporozumienia… ale  żeby rozwiać wszelkie wątpliwości do końca wystarczyły właśnie te dwa słowa, które od tak dawna chciała od niego usłyszeć, chociaż nie zawsze się do tego przyznawała. Wystarczyły one żeby zrozumiała, że może mu ufać, że on już jej nie skrzywdzi, że nie musi się obawiać, że będzie musiała jeszcze kiedyś przez niego płakać. Nie potrafiła już dłużej udawać obojętnej na jego uczucia. Odsunęła się od niego lekko i pocałowała go. Natychmiast z radością odwzajemnił pieszczotę. Czuła przez pocałunek, że się uśmiecha. On również. Oboje byli szczęśliwi, tak jak jeszcze nigdy.
- Kocham cię – powtórzył, gdy już się od siebie odsunęli.
Odgarnął jej czułym gestem włosy z policzka. Uśmiechnęła się lekko i wyplątała z jego objęć. Z uśmiechem i zaciekawieniem obserwował ją, jak wyciąga z biurka karteczki samoprzylepne i wypisuje na nich jakieś słowa. Po chwili przykleiła je w odpowiedniej kolejności pod jego wyznaniem. Zachęciła go uśmiechem żeby podszedł i przeczytał. Spojrzał na stolik. Zaśmiał się gdy pod swoimi karteczkami z napisem „KOCHAM CIĘ!” zobaczył napis wykonany przez Ulę głoszący: „JA TEŻ CIĘ KOCHAM!”.

1 komentarz:

  1. Wow:) Super mini. I ty dziewczyno też masz wielki talent. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń