niedziela, 3 czerwca 2012

13.Jak magnes


Jak magnes
Część XIII

Część 13
Marek wskakując po dwa, trzy schody zmierzał w stronę mieszkania. Czemu nie pojechał windą? Otóż winda zatrzymała się na piątym piętrze i za nic w świecie nie chciała ruszyć. Więc postanowił wbiec po schodach na dziesiąte piętro i przy okazji zobaczyć czy nikt w windzie się nie zaciął. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca - po prostu jego sąsiedzi się wyprowadzają i trzymali windę aby ta nie odjechała z ich dobytkiem. Gdy już dotarł do mieszkania odetchnął z ulgą. Zdecydowanie stracił kondycję.
"Będę musiał umówić się z Sebą na jogging, do siłowni albo na lawn tennisa*" - postanowił. Dawno nie był gdzieś razem z kumplem i postanowił to nadrobić. Wszedł do mieszkania i zobaczył Ulę leżącą na kanapie. Wpatrywała się tępo w jakiś program o dzieciach i innych tego typu sprawach. Podszedł i pocałował ukochaną.
- Cześć skarbie. Jak się czujesz?
- Już dobrze - odparła zgodnie z prawdą. - Tylko strasznie się nudzę - dodała. 
- To skoro się tak strasznie nudzisz to może wyjdziemy na krótki spacer? Pogoda jest piękna a powietrze rześkie, na pewno dobrze ci to zrobi. 
- Dobrze, chodźmy. - Uśmiechnęli się do siebie. Ula wstała, założyła buty i wyszli z domu. Pogoda rzeczywiście była przepiękna. Było ciepło, jednak nie upalnie, delikatny wietrzyk nie drażnił, a powietrze rzeczywiście było wspaniałe. Szli objęci przez park obserwując jak przyroda powoli zaczyna przygotowywać się do nadchodzącej jesieni - z drzew zaczęły lecieć pierwsze liście, poniektóre z nich były już w jesiennych barwach czerwieni i pomarańczu. Postanowili nakarmić ich małych przyjaciół - kaczki. W tym celu udali się do pobliskiego sklepiku i kupili pieczywo. Nad stawem zaczęli rzucać kaczkom bułkę, a te skwapliwie korzystały z poczęstunku. Ula śmiejąc się rzucała pierzastym zwierzątkom bułkę. Patrzył na nią z uśmiechem. Potrafiła cieszyć się z takich drobnostek, jak właśnie karmienie kaczek. Sam także zaczął karmić zwierzęta. Gdy wykorzystali już zapasy pieczywa pożegnali się z kaczkami i, z racji, że temperatura się nieco obniżyła, postanowili wracać na Sienną. 
- Marek, możemy porozmawiać? - zapytała, gdy już najedzeni po kolacji siedzieli objęci na tarasie wpatrując się w coraz bardziej pogrążającą się w mroku Warszawę. 
- Jasne skarbie. O co chodzi? - zapytał odwracając wzrok od panoramy miasta i spoglądając na Ulę.
- Marek, bo ja... - Westchnęła cicho. Chciała mu powiedzieć, ale bardzo się bała jego reakcji.
"A co jeśli się nie ucieszy? Ale przecież mnie kocha, co prawda nie rozmawialiśmy o dzieciach, ale kocha mnie, więc ucieszy się. Tak. Na pewno się ucieszy." - pokrzepiona nieco tą myślą, postanowiła kontynuować swoją wypowiedź. 
- Ja... - Spojrzała mu w oczy. - Jestem w ciąży - wyrzuciła na jednym wdechu. Spojrzała na jego reakcję. Chwilę patrzył na nią z rosnącym zdumieniem, próbował przyswoić to co przed chwilą się dowiedział. Nagle poczuł przepełniającą jego serce radość.
- Kochanie, to wspaniale! - wykrzyknął, po czym namiętnie ją pocałował. Miała nadzieję, że się ucieszy, potem była już niemal pewna, że się ucieszy, ale nie spodziewała się, że będzie to aż taki wybuch radości z jego strony. Był szczęśliwy. Ona zresztą też była. - Bardzo, bardzo się cieszę - zapewnił.
- Aż tak? - zapytała przekornie. 
Spojrzał na nią z udawanym wyrzutem. - No oczywiście! A coś ty myślała?
- Że... Zresztą nieważne co myślałam - stwierdziła, po czym pocałowała go. - Wracamy do środka? Zimno się robi. 
- Pewnie - odparł, po czym wziął niczego niespodziewającą się Ulę na ręce. 
- Marek puść! - zaśmiała się. - Jestem ciężka.
- Taki ciężar chętnie się nosi - stwierdził, uśmiechając się do niej z czułością. Odwzajemniła uśmiech. 
  Gdyby kiedyś, jak jeszcze nie znała Marka, ale współpracowała już z FD, Maciej powiedział jej, że będzie z Dobrzańskim, wyśmiałaby go. Nawet jeszcze na tym wyjeździe nie sądziła, że będą razem, szczęśliwy, że będą spodziewać się dziecka...
  Położył ją na łóżku, po czym opadł na miejsce obok niej. Spojrzał jej głęboko w oczy. W najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widział, wpatrujące się w niego z miłością i radością. 
- Kocham cię - wyszeptał, po czym pocałował ją delikatnie. 
***
Obudziła się wtulona w Marka. Przez chwilę leżała wsłuchując się w miarowe bicie jego serca, jednak po chwili mężczyzna delikatnie pogłaskał ją po policzku.
- Cześć słoneczko. - Pocałował ją na przywitanie. 
- Cześć kochanie - odparła. - Nie w pracy?
- Nie, gdyż jakieś dwadzieścia minut temu dzwoniła mama i zaprosiła nas na kolację. Stwierdziłem, że rano można skoczyć do Rysiowa, a potem do moich rodziców, co ty na to? 
- Dobry pomysł... Tylko trochę się boję jak zareagują. 
- Ucieszą się, zobaczysz. - Uśmiechnął się do niej delikatnie. - Poza tym z tego co wiem, to już od kilku dni nie byłaś w domu, pewnie się tam za tobą stęsknili.
- Rzeczywiście, dawno... - Zamyśliła się lekko. Od tego dnia jak gorzej poczuła się w firmie, to praktycznie cały czas spędza u Marka, albo w firmie. Postanowiła, że to się zmieni. Sama także stęskniła się trochę za swoją rodziną. 
- Pójdę zrobić śniadanie - stwierdził podnosząc się z łóżka. Uśmiechnęła się do niego lekko.
  Około jedenastej zgodnie z zapowiedzią wchodzili na werandę domu numer osiem w Rysiowie. Od progu przywitał ich gwizd czajnika, zapach ciasta, i wesoły śmiech Beatki. Uśmiech aż sam wpłynął na twarz obojga. Marek pomógł Uli zdjąć płaszczyk - tego dnia było nieco zimniej i bez kurtki się nie obeszło. Weszli do kuchni, przywitali się ze wszystkimi a Ula obowiązkowo musiała mocno wyściskać siostrę w zamian za te dni kiedy nie było jej w domu. Siedzieli w salonie poddając się wesołej rozmowie, jednak z góry uprzedzili, że siedzieć będą najdłużej do piętnastej - o szesnastej byli umówieni u rodziców Marka, i nie chcieli się spóźnić. Owa piętnasta nadchodziła nieubłaganie, a oni nadal nie mogli się przełamać i powiedzieć o ciąży. W końcu jednak, gdy wybiła godzina dokładnie czternasta trzydzieści, Marek spojrzał porozumiewawczo na Ulę. Ścisnął jej dłoń pod stołem, a ona już dobrze wiedziała o co chodzi. Przecież głównie po to przyjechali. 
- Tato, bo... musimy ci o czymś powiedzieć - stwierdziła, mocniej ściskając po stołem dłoń Marka. Poczuła, że ten uspokajająco pogładził jej dłoń kciukiem. 
- Coś się stało?
- Nie, nie - zaprzeczył szybko Marek. - Po prostu Ula... 
- Tato... jestem w ciąży - powiedziała.
Marek widział, że Ula naprawdę się denerwuje i boi reakcji ojca. On zresztą też trochę się tego obawiał, jednak chciał zachować zimną krew. Ula ze zdenerwowania ściskała mu rękę. Starał się ją trochę uspokoić gładząc jej dłoń kciukiem jednak na niewiele się to zdawało. 
- Ulcia... To wspaniale - odparł Józef. Wszyscy zebrani uśmiechnęli się lekko. Po chwili zaczęli ich ściskać i gratulować, dodatkowo uśmiech na twarzach zebranych wywołał entuzjazm sześcioletniej siostry Uli. Gdy już ze wszystkimi porozmawiali i podziękowali za gratulacje, stwierdzili, że będą się pomału zbierać - są jeszcze zaproszeni do rodziców Marka.
- Córcia, rozumiem, że dzisiaj na noc raczej już nie wrócisz. A jutro przyjedziesz?
- Postaram się tato, jest sobota, więc pewnie w końcu przyjadę do domu - odparła z uśmiechem żegnając się z rodziną. Marek pomógł jej założyć płaszcz, po czym wyszli z domu Cieplaków. Po jakimś czasie dojechali do domu rodzinnego Marka. Ula przypomniała sobie jak pierwszy raz stresowała się tą wizytą - teraz jechała tam z radością. Polubiła rodziców Marka i z wzajemnością, Krzysztof i Helena byli naprawdę miłymi ludźmi. Na dodatek kilka tygodni temu, ni z tego ni z owego "wyskoczyli" z propozycją żeby Ula mówiła do nich per tato i mamo. Trochę ją to zdziwiło i zbiło z pantałyku, aczkolwiek przyjęła propozycję. Marek potem trochę śmiał się z niej, bo ponoć miała przez chwilę dość ciekawą minę. Uśmiechnęła się lekko. Rzeczywiście Dobrzańscy zdziwili ją wtedy więc minę mogła mieć dziwną. Marek zapukał do drzwi.
- Cześć synku, witaj Ula. - Wyściskała każde z osobna, wzięła kwiaty od Marka i ruszyli do salonu. Tam w podobnym tonie przywitali się z Krzysztofem. Kolacja była wyśmienita. Jeszcze długo po zjedzonym posiłku zostali u rodziców rozmawiając i pijąc wino, chociaż Ula bardziej preferowała herbatę. Napomknęła coś o kiepskim samopoczuciu co było prawdą, rzeczywiście robiła się zmęczona i całkiem poważnie martwiła się czy fala torsji nie wróci jeszcze podczas wizyty u Dobrzańskich. Marek zauważył, że Ula nie najlepiej się czuje, więc stwierdził, że powinni wracać - tak więc spojrzał porozumiewawczo na Ulę. Pora powiedzieć o ciąży. 
- Chyba powinniśmy wam jeszcze coś powiedzieć - stwierdził Marek w pewnym momencie. 
- Coś się stało synku?
- Nie, tak właściwie to nie, tylko... - Marek widział, że Ula rzeczywiście kiepsko się czuje, i chciał załatwić to jak najszybciej. - Ula jest w ciąży. 
Dobrzańscy przez chwilę wpatrywali się w nich ze zdziwieniem, jakby czekali tylko na to, że Marek bądź Ula powie zaraz "prima aprilis". Jednak po chwili pierwsza faza zdziwienia minęła i oboje zaczęli ich ściskać i gratulować. 
- Dobrze, chyba będziemy już uciekać - stwierdził Marek, po następnych parunastu minutach. Pożegnali się z rodzicami i wyszli.
- Ula, dobrze się czujesz? - zapytał, widząc, że Ula nie wygląda najlepiej. - Zatrzymać się może na chwilę, co? Przewietrzysz się. 
Zgodziła się, więc skręcił na bok. Wysiadł z samochodu i pomógł wyjść z niego Uli. Dziewczyna stała chwilę oparta o samochód wciągając do płuc chłodne powietrze. 
- Już lepiej - stwierdziła po chwili. - Jedziemy?
- Tak, jedźmy.
Ruszyli w dalszą drogę. Ula mimo kilkunastu minut na świeżym powietrzu czuła się kiepsko. Chciała znaleźć się już na Siennej. W końcu jej pragnienie się spełniło i weszli do mieszkania. Kobieta weszła do środka, zdjęła okrycie wierzchnie i chciała już iść za Markiem do salonu, jednak gwałtownie zmieniła kierunek i wpadła do łazienki. Marek westchnął cicho, po czym poszedł za ukochaną. Przytrzymał jej włosy.
- Już lepiej? - zapytał po chwili.
- Tak... lepiej - potwierdziła słabo. - Tylko strasznie boli mnie głowa - jęknęła. - I mam mdłości.
- Moje biedactwo... Chodź, zaniosę cię do łóżka.
- Mare, mogę sama... - próbowała zaprotestować, jednak Marek wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Położył się obok niej i przytulił ją do siebie delikatnie. Ula była wykończona, a i jej samopoczucie zostawiało wiele do życzenia. Marek także był nieco zmęczony. Po parunastu minutach Ula prawie zasypiała.
- Pójdę do łazienki - stwierdziła podnosząc się z łóżka. Po chwili zwolniła łazienkę Markowi. Po wieczornej toalecie zasnęli wtuleni w siebie.
***
Następnego dnia obudził go... szelest papieru. Nieco zdziwiony otworzył oczy i zobaczył Ulę. Leżała wsparta lekko na jego ramieniu i czytała książkę. Gdy zauważyła, że się obudził odłożyła lekturę. Marek zamknął ją w swoich objęciach i namiętnie pocałował na przywitanie.
- Dzień dobry pani Cieplak.
- Dzień dobry panie Dobrzański - odparła. Uśmiechnęli się do siebie, jednak po chwili uśmiech na twarzy Uli nieco zelżał. - Puść Marek - powiedziała. Chciała wstać z łóżka jednak nie mogła tego uczynić przez objęcia Marka. - Marek! Puść! - Zdziwił się nieco jej podniesionym tonem więc natychmiast wypuścił ją z objęć, a ona szybko poszła do łazienki. Tradycyjnie powędrował za nią i przytrzymał jej włosy. Tak jak ostatnio, po torsjach czuła się fatalnie. Troskliwie okrył ją kołdrą i przyniósł herbatę - nie chciała śniadania, stwierdził więc, że zrobi je jej jak będzie się lepiej czuła. 
- Mam dość - jęknęła. 
- Lekarka mówiła ile będą trwały mdłości?
- Indywidualna sprawa - odparła krótko. - Może skończą się zaraz, a może będą trzymać do końca - jęknęła. 
Czuła się fatalnie. Bolał ją żołądek, w głowie jej się kręciło, na dodatek miała mdłości. Miała dosyć. A to dopiero pierwszy miesiąc kiepskiego samopoczucia, a trzeci ciąży. 
Marek położył się obok niej i przytulił ją troskliwie. - Zostanę dzisiaj z tobą w domu - stwierdził. 

*Dla niedoinformowanych ;) - lawn tennis - tenis na korcie trawiastym. Sama trenuję, i tak mi wpadło ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz