niedziela, 3 czerwca 2012

12.Jak magnes


Jak magnes
Część XII
Część 12
Marek siedział w swoim gabinecie tępo wpatrując się w pulpit swojego laptopa. Nadal nie mógł przyzwyczaić się do porządku, który wprowadziła na nim Ula kilka tygodni temu i właśnie dziś stwierdził, że zabierze się za ponowne nabałaganienie na pulpicie - w końcu tak łatwiej było mu się odnaleźć. Spojrzał na dokumenty, które miał podpisać. Przyniosła mu je przed godziną Ula. Tak, właśnie Ula. Zatrudnił ją jakiś czas temu na dyrektora do spraw promocji. Po długich namowach udało mu się. W końcu od jakiegoś czasu nie mieli nikogo dobrego na tym stanowisku. Mało tego - nie mieli nikogo na tym stanowisku. A Ula ze swoim ścisłym umysłem, umiejętnością dobrego planowania poszczególnych rzeczy i zmysłem organizatorskim nadawała się do tego doskonale. Otworzył wszystkie foldery widniejące na jego pulpicie i zaczął wyjmować z nich niektóre pliki - a mianowicie te, nad którymi aktualnie pracował. Podparł brodę ręką i powrócił do swoich prezesowskich obowiązków. Od czasu jak wyszedł ze szpitala i skończył mu się urlop zdrowotny zaczął się poważnie zastanawiać czy jednak nie wolał się nudzić w mieszkaniu. Dochodził jednak do wniosku, że nie - ostatnio jakoś polubił pracę... a może chodziło tylko o to, że mógł tam spędzać czas z Ulą, albo nawet zwyczajnie patrzeć na nią gdy rozmawiała z koleżankami a on siedział zawalony dokumentami w gabinecie. Usłyszał pukanie do drzwi. Szybko otworzył na komputerze jakiś dokument i udając, że pilnie pracuje zaprosił gościa do środka. Uśmiechnął się szeroko zauważając, że to Ula postanowiła go odwiedzić.
- Cześć kochanie - rzuciła. - Podpisałeś mi już te dokumenty?
- Tak, podpisałem - stwierdził, jednak nie dał jej ich. 
- A dasz? Potrzebuję ich teraz. 
- No mogę dać... - stwierdził uśmiechając się zagadkowo. Ula spojrzała na niego pytającym i być może nieco podirytowanym wzrokiem. - Coś za coś - zaśmiał się wychodząc zza biurka. W dłoni dzierżył dokumenty potrzebne Uli. 
- Marek, proszę cię, mam dużo pracy. Potem możemy pożartować, ale teraz daj. 
- A buziak.
- Marek... - mruknęła. - Praca jest. Daj. 
Wywrócił oczami, po czym sam ją pocałował. Zdrowy rozsądek Uli w pracy zawsze objawiał się w tych momentach kiedy on miał największą ochotę ją pocałować czy przytulić... czyli praktycznie rzecz biorąc to przez cały czas jak byli w pracy. Potem bezkarnie mógł ją całować, nie było żadnych przeciwwskazań. Gdy już się od siebie odsunęli wręczył jej dokumenty.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się do niego lekko. 
- Przyjdę do ciebie po pracy.
- Okej.
Pocałowała go krótko po czym odwróciła się i wymaszerowała z gabinetu. Uśmiechnął się lekko. Ta krótka wizyta poprawiła mu humor. Usiadł z powrotem za biurkiem z zamiarem zabrania się do roboty, jednak przerwało mu ją ponowne pukanie do drzwi. Nie sądził, że była to Ula - jego ukochana zawsze załatwiała wszystko za jednym zamachem.
- Proszę.
Do gabinetu weszła Ania. Podniósł wzrok z nad komputera, recepcjonistka nie bywała zbyt często w jego gabinecie, z reguły odwiedzała go tylko gdy coś się stało bądź, gdy przychodził jakiś ważny kontrahent. Na dzień dzisiejszy żadnych spotkań zaplanowanych nie miał, więc zapewne coś musiało się stać. Chyba, że Ania nagle zapałała sympatią do prezesa i postanowiła odwiedzić go w gabinecie w godzinach pracy - w co wątpił. 
- Coś się stało Aniu? - zapytał, starając się póki co niezbyt denerwować.
- Ula się gorzej poczuła przy recepcji, posadziłam ją na kanapie i przyszłam po ciebie.
- Już idę.
Nie zawracając sobie głowy zamykaniem komputera wyszedł za recepcjonistką ze swojego gabinetu i ruszył do recepcji. Ula rzeczywiście siedziała na pomarańczowej kanapie, i wyglądała nad wyraz blado. Usiadł obok niej. 
- Kotku, wszystko w porządku? - zapytał troskliwie.
- Tak, tak. Tylko mi się zakręciło w głowie - stwierdziła. 
- Na pewno? 
- Tak, na pewno. Wszystko gra. Wrócę do pracy, muszę jeszcze przefaksować te dokumenty, i zrobić parę innych rzeczy. 
Pocałowała go w policzek po czym wstała z zamiarem powrotu do pracy, jednak ponownie zakręciło jej się w głowie więc usiadła. 
- Wszystko w porządku? - zapytał ironicznie. - Chodź, zawiozę cię do domu, odpoczniesz, jesteś pewnie przemęczona. 
- Marek, nie trzeba, zaraz mi przejdzie. 
- Kochanie, a jak nie? - Spojrzał na nią z troską. 
- Nie chcę martwić taty, zaraz będzie się denerwował, że chora jestem, lekarzy będzie ściągał...
- To pojedziemy do mnie, i tam sobie poleżysz. No dalej, bez gadania - zaśmiał się. 
Niechętnie wstała, chociaż nadal nieco kręciło jej się w głowie, i ruszyła do windy. Marek szybko oddał Ani klucze i poprosił ją o zamknięcie gabinetu, co ta natychmiast poszła zrobić. Dołączył do ukochanej w windzie i zjechali na parter. Martwił się o nią - twierdziła, że wszystko gra, że tylko zakręciło jej się w głowie. Jednak, gdyby było faktycznie tak jak mówi, to przecież jej naturalne kolory by powróciły, a ona jak była tak jest blada. Zapakowali się do auta i ruszyli w kierunku Siennej. Korek na Marszałkowskiej zupełnie zepsuł mu humor. Na szczęście nie było już tak gorąco jak poprzedniego dnia. Uśmiechnął się lekko gdy zaobserwował, że dotarli wreszcie do domu. Spojrzał na Ulę. Drzemała słodko na siedzeniu pasażera. Pogładził ją czule po policzku. Przebudziła się leniwie otwierając oczy.
- Już jesteśmy skarbie - powiedział półgłosem. - Chodźmy do domu. 
Gdy znaleźli się już w mieszkaniu Marek położył Ulę w łóżku, nakazał odpoczynek, a sam wyszedł z domu w celu kupienia w aptece czegoś na wzmocnienie. Wstąpił do apteki, kupił jakieś witaminy, po czym szybko wrócił do mieszkania ażeby być już z Ulą. Wszedł do domu w kuchni zostawił dwa opakowania tabletek i chciał już zajrzeć do sypialni, jednak powstrzymały go od tego zamiaru... dziwne odgłosy dochodzące z toalety. Ruszył w tamtym kierunku. Zapukał.
- Ula? 
- Wszystko w porządku - odpowiedziała. - Zaraz wyjdę. 
Po chwili rzeczywiście wyszła tyle, że nie wygląda zbyt optymistycznie. Marek zaczął się poważnie zastanawiać, czy kobieta zaraz nie przewróci mu się w przedpokoju. 
- Chodź skarbie, położysz się do łóżka, a jutro pojedziesz do lekarza.
- Marek, nie ma potrzeby jechać do lekarza, pewnie po prostu się czymś zatrułam.
- Albo się czymś zatrułaś i zaraz przejdzie, albo masz grypę żołądkową, albo jeszcze coś innego. No już, wskakuj do łóżka, zaraz przyniosę ci herbaty. 
Zgodnie z jego poleceniem ruszyła do sypialni. Rzeczywiście od kilku dni nie czuła się najlepiej, jednak nie chciała martwić Marka, ale dzisiaj złe samopoczucie osiągnęło apogeum. Czuła się fatalnie.
"Marek ma racje, pewnie rzeczywiście mam jakąś grypę..." - pomyślała kładąc się do łóżka. Po chwili przybył Marek z kubkiem cieplej herbaty i jakąś witaminą w ręce. Uśmiechnęła się do niego biorąc ciepły napój. Łyknęła tabletkę po czym położyła się. 
- Prześpij się trochę, a ja zadzwonię do recepcji i zarejestruję cię na jutro do lekarza. 
- Dobrze. - Pocałował ją delikatnie po czym cicho wyszedł z sypialni. Zadzwonił do przychodni i zarejestrował Ulę na dziewiątą trzydzieści do doktor Łabędzkiej. 
***
Z rana obudził go dźwięk dochodzący z łazienki. Przetarł twarz dłonią po czym ruszył do pomieszczenia. Zapukał cicho, po czym otworzył drzwi. Nie mógł jej właściwie w żadem sposób pomóc, więc tylko przytrzymał jej włosy i odczekał chwilę.
- Już lepiej? - zapytał troskliwie. 
- Tak, tak - potwierdziła słabym głosem. - Już lepiej. Na którą mnie zarejestrowałeś do tego lekarza?
- Na wpół do dziesiątej. Zawiozę cię chyba do tego lekarza, jeszcze mi zemdlejesz w autobusie.
- Nic mi nie będzie, a ty masz pracę. 
Westchnął cicho pomagając jej wstać z klęczek. 
- Firmie nic nie będzie, a ja mam ukochaną, którą trzeba zabrać do lekarza. - Uśmiechnęła się do niego. - Chodź na śniadanie.
- Chyba nic nie przełknę - stwierdziła siadając wygodnie na kanapie.
- Ula, musisz coś zjeść. Ile chcesz jajecznicy? - zapytał podchodząc do kuchenki. 
- Trochę mniej niż zwykle. 
Szybko usmażył dla nich obojga jajecznicę. Po zjedzonym śniadaniu siedzieli w Lexusie jadąc do przychodni. 
- Marek, naprawdę nie musisz mnie odwozić - stwierdziła widząc, że przejeżdżają obok firmy. W końcu Marek miał pracę. Ona zresztą też, ale to on był prezesem. 
- Kochanie, pojadę z tobą, poczekam, i wrócimy na Sienną, a do firmy mogę pojechać jutro, jeśli ci tak bardzo na tym zależy. 
Westchnęła cicho po czym wyjrzała przez okno. Warszawa tego dnia była bardziej niż ponura. Padał deszcz, wiatr poruszał gałęziami drzew, ludzie spowici w płaszcze i schowani pod parasolami pędzili do jakiegoś suchego pomieszczenia. Taki krajobraz działał na nią przygnębiająco. Miała ochotę wtedy zaszyć się w domu z kubkiem herbaty i dobrą książką, albo chociaż siedzieć w pracy i nie myśleć o kiepskiej aurze; zdecydowanie dobrym pomysłem nie było dla niej tłuczenie się po lekarzach. Ale cóż, wiedziała, że jak Marek się na coś uprze to nie ma zmiłuj. Poza tym miał rację. Czuła się kiepsko, mdłości też nie poprawiały jej samopoczucia, miała nadzieję, że doktor zapisze jej jakieś lekarstwa po których jej przejdzie. Po chwili samochód zatrzymał się na Alejach Jerozolimskich. Spojrzała na budynek przychodni, który w deszczu wydawał się bardzo ponury. Skwapliwie skorzystała z ramienia Marka i schowała się pod parasolem, który trzymał w dłoni. W poczekalni zdjęli kurtki przeciwdeszczowe. Marek usiadł na krześle a Ula, jako, że trafili punktualnie i ostatni pacjent wyszedł z gabinetu, weszła do środka.
- Dzień dobry - rzuciła w stronę nieco już starszej kobiety. Wyglądała całkiem sympatycznie.
- Dzień dobry. Pani Urszula Cieplak? - zapytała. Głos także miała miły i przyjemny w brzmieniu.
- Tak - potwierdziła.
- Dobrze. Proszę siadać. Co pani dolega?
Po wywiadzie lekarskim i badaniu, dostała receptę na jakieś witaminy.
- Zapiszę jeszcze skierowanie na USG. Nie mówione jest, że osłabienie i mdłości wywołane są grypą żołądkową, zawsze może to być ciąża. Nie zapisałam dlatego pani żadnych leków, które ewentualnie mogłyby zaszkodzić płodowi. 
- Dobrze. Dziękuję, do widzenia.
Schowała skierowanie na USG do torebki, a receptę na lekarstwa wzięła do ręki i opuściła gabinet. Rozejrzała się za Markiem. Gdy tylko ją zauważył poderwał się z krzesła. Pomógł założyć jej płaszcz i ruszyli do wyjścia.
- I co powiedziała doktor? - zainteresował się.
- Osłabienie. Mam zwolnienie na ten tydzień, mam odpoczywać, i kupić jakieś lekarstwa - powiedziała.
Jakoś nie mogła wyobrazić sobie, że mówi Markowi: "Słuchaj kochanie, mogę być w ciąży." Poza tym bała się, że mogłoby się to okazać prawdą. Co prawda miesiączka jej się spóźniała, ale przecież to mogło być wywołane osłabieniem organizmu. Całą drogę do domu myślała nad tym jutrzejszym badaniem USG. Nie chciała mówić o nim Markowi - zupełnie nie wiedziała jak zareaguje. A co jeśli by się nie ucieszył?
"Stop, Cieplak, czemu od razu zakładasz, że jesteś w tej ciąży?!" - skarciła samą siebie w myślach. - "Zobaczę co jutro powie lekarz i wtedy będę się dopiero martwić" - postanowiła. 
***
Nazajutrz spała dość długo - może to dzięki ziółkom na sen, a może dzięki zmęczeniu, jednak obudziła się już gdy Marek był w pracy, co tym razem było jej na rękę - nie musiała mu się tłumaczyć gdzie idzie, a gdyby powiedziała mu coś niezgodnego z prawdą, jeszcze gotów zagonić ja do łóżka. Wzięła telefon do ręki, napisała szybkiego smsa do ojca, chociaż tak właściwie to do Jaśka, jaki jest powód dla którego przez kilka dni będzie u Marka, i żeby się nie martwił. Następnie zadzwoniła do przychodni żeby zarejestrować się na USG. Mogła zostać przyjęta już o dziesiątej. Podziękowała recepcjonistce po czym poszła do kuchni z zamiarem spożycia lekkiego śniadania. Nie musiała się trudzić - Marek zrobił jej kilka kanapek. Zjadła je, chociaż nie była specjalnie głodna, wykonała poranną toaletę, ubrała się i opuściła mieszkanie. Postanowiła zadzwonić po taksówkę - nie chciała tłuc się autobusami. Nie czuła się jeszcze najlepiej i podzielała wczorajsze obawy Marka - a co jeśli zemdleje w tym tłumie? Miała dobrze płatną pracę i własną firmę, która także przynosiła pewne dochody, a co za tym idzie miała trochę nadprogramowych pieniędzy i mogła pozwolić sobie raz na jakiś czas na przejażdżkę taksówką. 
  Szła powoli w kierunku recepcji. Denerwowała się. Rano podchodziła do tego "na luzie", a przynajmniej miała takie wrażenie. Teraz dopiero odczuła, że naprawdę się boi wyniku tego badania. Potwierdziła rejestrację, po czym ruszyła w stronę gabinetu doktor Matusiak. Przed drzwiami siedziało jeszcze jakieś małżeństwo, jednak po krótkiej wymianie zdań, dowiedziała się, że oni gdzie indziej i, że w siódemce nikogo nie ma. Zapukała więc, po czym weszła do środka. Od progu przywitała ją uśmiechnięta od ucha do ucha pani ginekolog. Uśmiech miała tak zaraźliwy, że Ula aż nie mogła go nie odwzajemnić.
- Spokojnie, zaraz zobaczymy co tam się dzieje u pani w brzuszku - stwierdziła, gdy Ula leżała już na kozetce oczekując na wynik badania. Kobieta przyłożyła jej do brzucha ultrasonograf. Spojrzały na monitor. Ginekolożka uśmiechnęła się do Uli. Wskazała na jakiś mały punkcik na wyświetlaczu. Ula odruchowo przeniosła wzrok na wskazywane miejsce.
- Rzeczywiście jest pani w ciąży - potwierdziła. - Zaraz wypiszę pani receptę na witaminy. A co do mdłości, to będą utrzymywały się przez jakiś czas, może do drugiego, trzeciego trymestru, ale jest to bardzo indywidualna sprawa, równie dobrze może przejść już jutro, jak i trwać całą ciążę. Leków na mdłości nie będę przypisywać, są raczej przypisywane w skrajnych sytuacjach.
Ula słuchała uważnie lekarki, cały czas próbując odgonić niezbyt przyjemne myśli. Bała się powiedzieć Markowi, że jest w ciąży. Że będą mieli dziecko. Bała się jak zareaguje, że się nie ucieszy... Starała się myśleć optymistycznie, jednak ciężko jej to przychodziło. Zupełnie nie wiedziała jak znalazła się na Siennej, nie myślała o tym gdzie idzie, mniej by się zdziwiła gdyby przez przypadek zgubiła się w centrum. Położyła się na kanapie i niemal natychmiast zasnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz