sobota, 2 czerwca 2012

Część 8


Część 8
Niepewnie wyszłam z pokoju i stanęłam przy drzwiach. Gabi właśnie wygłaszała jeden ze swoich długich monologów, na jakiś bliżej nieokreślony temat (zapewne taki, który bardzo mija się z zadanym pytaniem). Wzięłam głęboki wdech i zrobiłam kilka kroków w stronę kuchni.
-Oho, Ulka idzie – oznajmiła, gdy stanęłam w drzwiach.
Marek wstał i odwrócił się z uśmiechem. Na jego twarzy zobaczyłam… Nie wiem co zobaczyłam, ale byłam pewna, że zrobiłam na nim wrażenie. Widziałam, że Gabi uśmiecha się z satysfakcją, w końcu od początku chciała, żebym zrobiła na nim wrażenie.
Może ja też chciałam… Trochę.
-Cześć skarbie.
Musnął moje usta.
-Cześć.
-Pięknie wyglądasz.
Zarumieniłam się.
-Dziękuję.
Staliśmy tak przez chwilę. W końcu jednak ruszyliśmy odprowadzani przez kuzynkę do drzwi.
-No gołąbeczki życzę miłej zabawy! Czuję się jakbym wyprawiała własną córkę na pierwszą randkę.
Marek parsknął śmiechem, a ja skarciłam ją wzrokiem.
-No to idźcie już bo się spóźnicie do tego kina. A, i nie wracajcie na noc!
-Gabi! – syknęłam.
-Da się zrobić.
Marek mrugnął do mnie, a ja posłałam mu zirytowane spojrzenie. Mój towarzysz pomógł mi założyć płaszczyk i odprowadzeni wzrokiem mojej kuzynki ruszyliśmy do auta.
-Dowiedziałem się od twojej kuzynki jakie, że tak to nazwę, „jazdy” odprawialiście w liceum razem z Maćkiem. No Ulka, nie znałem cię od tej strony – zaśmiał się.
-Nie powinieneś wierzyć we wszystko co mówi Gabinda – mruknęłam.
-Ale tym razem chyba mówiła prawdę, co?
-Tak. Chociaż jak ją znam to pewnie podkoloryzowała.  
-Tak myślałem. Jakoś nie widzę ciebie jak rysujesz w toalecie karykaturę nauczyciela. Z tego co ją opisywała to była dość… - odchrząknął dziwnie.
Zaczerwieniłam się.
-Ulka! – zawołał ze śmiechem, gdy  to zaobserwował.
-No co. Nie byłam najgrzeczniejszym dzieckiem w liceum, ale uczyłam się dobrze, i sprawiałam na tyle dobre wrażenie u nauczycieli, że zawsze wierzyli mi, że to nie ja, albo po prostu odpuszczali, uznając, że to taki jednorazowy wybryk.
Marek nadal pękał ze śmiechu.
-Weź ty się lepiej skup na kierowaniu – powiedziałam zirytowana.
-Dobrze skarbie, już nic nie mówię.
Uśmiechnęłam się.
***
Po jakichś dwóch godzinach wychodziliśmy w doskonałych humorach z kina.Trzeba było przyznać, że film był świetny. Szliśmy w stronę samochodu Marka jednak on nagle zmienił kierunek trasy. W pewnej chwili zatrzymał się i zawiązał mi oczy chustką.
-Co ty robisz?
-Porywam cię.
-Powinnam się bać?
Nie doczekałam się odpowiedzi. Ruszyliśmy dalej.
-Mogę z tobą iść pod warunkiem, że nie wprowadzisz mnie w żadne drzewo.
-Postaram się. W lewo.
-Ale się nie da.
Marek roześmiał się.
-Bo są wysokie schody.
Super. Szpilki na których nie umiem chodzić, chusta na oczach i wysokie schody.
Marek westchnął gdy po raz kolejny nie trafiłam nogą  na stopień i wziął mnie na ręce.
-Marek postaw mnie! – zawołałam śmiejąc się.
-Jesteś pewna?
-Tak.
-Dobrze, ale nie mów, że ci tego nie odradzałem.
Postawił mnie na ziemię. Zachwiałam się. Złapał mnie w ostatniej chwili.
-Gdzie my w ogóle jesteśmy? Przecież tu się nie da stać.
-Jesteśmy na torach kolejowych. Uwież mi, da się stać. Chodź.
Pociągnął mnie za rękę i poprowadził dalej.
-No i jesteśmy – oznajmił po dwudziestu minutach drogi. – Było tak źle?
-Oprócz tego, że dwa razy potknęłam się o krawężnik i raz prawie wpadłam na jakiś samochód, to było całkiem znośnie.
Marek zdjął mi chustkę z oczu. Staliśmy na dachu jakiegoś wysokiego budynku z którego roztaczał się piękny widok na Warszawę. Poszliśmy trochę dalej. Z uśmiechem zaobserwowałam, że na podłodze leży koc a na nim stoją dwa kieliszki, butelka wina i miska truskawek. Rozsiedliśmy się na kocu. Marek nalał nam po kieliszku wina. Wręczył mi jeden.
-Za co pijemy? – zapytałam.
Marek udał, że się zastanawia. A może naprawdę się zastanawiał?
-Za miłość – oznajmił w końcu.
Uśmiechnęłam się lekko odgarniając kosmyk włosów za ucho.
-Dobrze. Za miłość.
Stuknęliśmy kieliszkami. Upiłam łyk i wpatrzyłam się w widok Warszawy. Marek zaczął mi pokazywać gdzie co się znajduje.
-Tam jest nasza budka z zapiekankami, a tam jest park. Na tamtej hali był pokaz Sportivo. A tam… - Pokazał palcem na biały pawilon. – Tam jest palmiarnia.
-A firma? – zapytałam.
Pokazał na wysoki biurowiec zaraz obok budki z zapiekankami.
Przytuliłam się do niego.
-Jest pięknie. Dziękuję, że mnie tu zabrałeś.
Pocałowałam go lekko.
Po jakimś czasie leżeliśmy na kocu patrząc w niebo i racząc się truskawkami. Gwiazdy i księżyc wydawały się mi bliższe niż kiedykolwiek indziej. Było przepięknie. Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Tak było i z naszą randką.
Marek odwiózł mnie pod bramę i odprowadził pod sam dom. Pocałowaliśmy się namiętnie na pożegnanie. Przytulił mnie.
-Będę tęsknił – szepnął.
-Marek, zobaczymy się jutro.
-Nie wytrzymam tyle.
Zaśmiałam się i ponownie go pocałowałam.
-Będziesz musiał.
-Spróbuję. Do jutra. Kocham cię.
-Ja ciebie też. Cześć.
Pomachałam mu i weszłam do mieszkania. Po cichu,nie chcąc obudzić domowników, zdjęłam płaszczyk i ruszyłam do kuchni.
-Gabi, nie śpisz?
-Czekałam na ciebie.
-A tata i dzieciaki?
-Wujek u tej twojej koleżanki… Ali? – Pokiwałam głową. – Jasiek u Kingi, a Beatka u koleżanki. Jak było?
-Fajnie.
-Tylko tyle?
-A co, mam ci zdać sprawozdanie?
-Nie, ale jakieś pikantne szczegóły mogłabyś.
-Nie ma pikantnych szczegółów, no chyba, że pocałunki się do tego zaliczają.
-A gdzie cię zabrał?
-Na dach – odpowiedziałam zdawkowo.
-Dach?
-Tak, dach. Wiesz, ta górna część budynku, ale nie sufit, tylko ta na dworzu.
-Wiem co to jest dach. Ale fajny widok chociaż?
-Piękny. Czy ty mi opowiadałaś o swoich randkach?
-Nie miałam za bradzo o czym.
-A Karol?
-Oj no, szczeniacka miłość.
-Ale o randkach nie opowiadałaś.
-Ulka, no… Proszę. Ja nie chodzę na randki i miło posłuchać jak się komuś układa życie.
-To sobie znajdź kogoś z kim to życie ułożysz – stwierdziłam. – No dobra, niech ci już będzie. Byliśmy w kinie, potem zawiązał mi oczy, zaprowadził na dach, piliśmy wino, jedliśmy truskawki, gadaliśmy i podziwialiśmy widoki. Pasuje?
Chyba nie zadowoliła się moją odpowiedzią, ale nie wypytywała więcej, więc mogłam zagłębić się w rozmyślania.
Jestem oficjalną dziewczyną Marka Dobrzańskiego.
Z uśmiechem poszłam się przebrać w błękitną koszulę nocną, zdjęłam soczewki, wykonałam wieczorną toaletę i ruszyłam do pokoju.
-Dobranoc Gabrysia! – zawołałam w stronę salonu gdzie spała kuzynka.
-Dobranoc.
Otuliłam się kołdrą i położyłam głowę na poduszce. Powoli usypiałam gdy nagle usłyszałam dźwięk telefonu komórkowego. Dostałam wiadomość od Marka. Przeczytałam:
Kolorowych snów skarbie. Do jutra, a raczej do rana ;) Kocham cię. Marek.
Uśmiechnęłam się i odpisałam.
Ty też śpij dobrze. Kocham cię. Twoja Ula :)
Nie doczekałam się odpowiedzi więc położyłam się spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz