sobota, 2 czerwca 2012
Część 7
Część 7
Następnego dnia obudziło mnie krzątanie kuzynki po mieszkaniu. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju.
-Cześć Gabi. Ty już na nogach?
-Od godziny. Nie mogłam spać.
-Aha.
Zjadłam z Gabrysią śniadanie po czym poszłyśmy do pokoju.
-Ula przymierz tą nową sukienkę.
-Którą?
-No tą czerwoną na tych szerokich ramiączkach.
-Oj, Ami, uprzedzałam was wczoraj, że ja tego nigdzie nie założę.
-Oj Ula, no. Tylko dzisiaj.
-Nie.
-No to chociaż tą niebieską.
-Nie za duży dekolt do pracy? – zapytałam zaniepokojona, oglądając znacznej wielkości wycięcie w miejscu mojej klatki piersiowej.
-Nie, no coś ty. Przymierz. Proszę.
-No dobra.
Niechętnie ruszyłam do łazienki ubrać sukienkę.
Do pracy i tak w tym nie pójdę.
Ubrałam szybko sukienkę i wróciłam do kuzynki.
-Ula, wyglądasz ślicznie.
-Może i tak, ale na randkę a nie do pracy! Jeśli już ci tak bardzo zależy żebym ubrała coś z tych nowych, to ubiorę tą zieloną. Ma mniejszy dekolt. Pasuje?
-Tak.
W podłym humorze poszłam do łazienki ubrać sukienkę. Nie wyglądałam najgorzej. Można powiedzieć, że nawet ładnie. Spięłam włosy i wyszłam z łazienki. W swoim pokoju zastałam Gabrielę uśmiechającą się z satysfakcją. Spojrzałam na nią z pode łba i wzięłam swoją torebkę. Wyszłam z domu żegnając się przelotnie z kuzynką.
Po jakiejś godzinie dotarłam do firmy. Tak jak się spodziewałam, Marek siedział u siebie w gabinecie. Rozmawiał z Sebastianem. Nie chciałam im przeszkadzać więc usiadłam za swoim byłym biurkiem i postanowiłam poczekać aż wyjdzie Seba. Olszański wyszedł po pół godzinie ale nie zauważyłam go. Zamyślona patrzyłam na swój stary komputer. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Ani.
-Ulka, ktoś dzwoni do ciebie.
-Przełącz go na komórkę.
-Okej.
Porozmawiałam chwilę z Trybiańskim, szefem sieci sklepów w których miało być sprzedawane FD Gusto. Nie lubiałam go, a on mnie lubił aż za bardzo, więc ze wszystkich sił starałam się wyjaśnić jego wątpliwości dotyczące sprzedaży, przez telefon. Odetchnęłam z ulgą gdy przestał nGabiwiać mnie na kawę aby wszystko załatwić. Rozłączyłam się i dopiero teraz zauważyłam, że z gabinetu prezesa wyszedł Seba. Weszłam do środka.
-Cześć.
-Cześć skarbie – powiedział nie wychylając nosa zza komputera.
-Nad czym pracujesz?
-Maciek dzwonił, że następna rata którą miałem wam dzisiaj przelać nie doszła. Właśnie nad tym pracuję.
-Aha.
-I już.
Uśmiechnął się z satysfakcją do komputera. Zaśmiałam się. W końcu na mnie spojrzał i podszedł do mnie.
-Więc jak, dzisiaj po pracy wychodzimy?
-Tak – odpowiedziałam, poprawiając kosmyk włosów który wysunął mi się z koka.
-Ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję.
Zarumieniłam się.
***
Srebrny Jaguar zaparkował pod domem numer osiem w Rysiowie. Brunet wypuścił mnie z auta.
-To przyjadę po panią o ósmej.
-Będę pana oczekiwać.
Uśmiechnęłam się do Marka. Chciałam już iść do domu, ale usłyszałam za sobą znaczące chrząknięcie. Odwróciłam się i pocałowałam go w policzek i ponownie odwróciłam się z zamiarem iścia do domu.
-Ula…
Spojrzałam na niego.
-Słucham?
Spojrzał na mnie znacząco. Podeszłam do niego i pocałowałam go w usta. Marek pogłębił nieco pocałunek. W końcu się od niego odsunęłam.
-Teraz chyba wytrzymam bez ciebie te trzy godziny godziny.
-Nie będziesz miał wyjścia.
-No to cześć.
Pocałował mnie w czoło. Ruszyłam w stronę domu.
-Ulka!
-No?
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Pomachałam odjeżdżającemu Markowi i z szerokim uśmiechem na ustach ruszyłam do domu. Otworzyłam drzwi i nim zdąrzyłam zdjąć buty, zaatakowała mnie kuzynka.
-To był ten chłopak?
-Gabi, pogadamy potem. Teraz lepiej pomóż mi się przygotować.
-Ula. Jak mi nie powiesz to ci nie pomogę.
-A to już podchodzi pod szantaż – stwierdziłam obrażona, wkładając buty do szafki.
-Ulka, no. I tak prędzej czy później się dowiem. Znasz mnie.
-Gabi, skoro nas widziałaś, to powinnaś sGabi odpowiedzieć sobie na to pytanie.
-Ale chcę to usłyszeć od ciebie.
Westchnęłam ciężko.
-Dobrze. Tak, to był Marek. Pasuje?
-Pasuje.
-To teraz pomóż mi wybrać co mam założyć.
Poszłam za kuzynką do mojego pokoju. Stanęłyśmy przed wielką brązową szafą która była wstanie pomieścić zdecydowanie więcej niż w niej trzymałam. Gabi przeżucała sukienki, koszulki, spódnice i spodnie. O istnieniu większości z tych ciuchów nie miałam pojęcia. Ubrania które ewentualnie mogłabym, według rudej, założyć, kładła na krześle. Reszta zaś lądowała na moim łóżku. Po dziesięciu minutach wręczyła mi jedną sukienkę.
-Przebieraj się.
Dziewczyna wyszła z pokoju a ja spojrzałam na ubranie które mi wręczyła.
Ja mam to ubrać?
SGabi w to nie wieżyłam. Fioletowa sukienka bez ramiączek, przed kolana.
Niech jej będzie.
Przebrałam się w sukienkę, zastanawiając się, czy coś takiego w ogóle da się nosić. Stanęłam przed lustrem.
Nie najgorzej…
Wyszłam z pokoju i pokazałam się kuzynce.
-Ślicznie Ula!
-Mogę w tym iść?
-Dziewczyno, idziesz do pracy czy na randkę?
-Do kina.
-Czyli randka.
-No…
-Więc możesz.
-Ale Gabi…
-Bez gadania. Teraz zrobimy coś z twoimi włosami.
-Okej.
-No to ubieraj zwykłe ciuchy.
Przebrałam się w pierwszą lepszą, jaskrawą, żółtą bluzkę z wielkim pomarańczowo-zielonym motylem i jeansy. Będąc pewna, że moja przyjaciółka i kuzynka w jednym, chce po prostu ułożyć mi włosy wkroczyłam z uśmiechem do łazienki. Ona jednak zakładała na ręce ochronne rękawiczki a na pralce leżała farba do włosów.
-O nie Gabi. Ja się na to nie zgadzam. Nie!
-Nie narzekaj tylko siadaj.
-Ale Gabi…
-Ula siadaj.
-Nie.
-Ulka!
-Gabi! Nie.
-Dziewczyno czego ty się boisz? To tylko farba.
-Nie chcę – jęknęłam.
Mója kuzynka zamknęła drzwi od łazienki.
-Dobra, ale Marek przyjedzie po ciebie za dwie godziny. Jesteś w jaskrawej bluzce i starych spodniach, a ja cię stąd nie wypuszczę dopóki nie dasz sobie pofarbować włosów, więc nie zdążysz się przebrać.
Uśmiechnęła się diabelsko.
-Jesteś okrutna – mruknęłam, siadając na stołku.
-Gdybym nie była to do niczego bym nie doszła – odpowiedziała zasłaniając lustro ręcznikiem, abym nie widziała co się ze mną dzieje.
Gdy kuzynka wypuściła mnie w końcu z łazienki, z rosnącym przerażeniem podeszłam do lustra. Popatrzyłam na swoje odbicie, a głównie na moje, od teraz czekoladowe włosy.
-I jak? – zapytała Gabi zdejmując ochronne rękawiczki z dłoni.
-Chyba całkiem nieźle.
-Nieźle? Chyba? Ulka, ty masz jakieś obniżone poczucie własnej wartości.
-Uważaj, bo się obrażę.
-Tak, tak, wiem. Zaufaj swojej kuzynce która jest zawodową fryzjerką: wyglądasz przepięknie.
-To może jeszcze teraz, zawodowa fryzjerko, doradzisz mi jak te włosy ułożyć?
-Ile masz jeszcze czasu?
Zerknęłam na zegarek.
-Godzina i trzynaście minut.
-Jaka dokładność… Ekonomiści – westchnęła teatralnie.
-Gabinda! – skarciłam kuzynkę wzrokiem. – SGabi przecież byłaś na ekonomii zanim poszłaś na fryzjerstwo.
-Dobra, dobra, nie wrzeszcz. Tak w ogóle to gdzie wujek?
-U pani Dąbrowskiej – odpowiedziałam po dłuższym zastanowieniu. – Razem z dzieciakami.
-Aha. Spocznij sobie na krzesełku, a ja przyniosę sprzęt.
-Sprzęt?
Z przerażeniem patrzyłam na czarną torbę w której znajdował się sprzęt fryzjerski mojej kuzynki.
-Co ty chcesz zrobić?
-Coś z twoimi włosami.
-A ja myślałam, że z nogami – zironizowałam. – Daj mi chociaż lustro.
-Nie.
Nakryła mnie czarną peleryną i zaczęła sprawnie manewrować, klamrami, nożyczkami i innymi urządzeniami fryzjerskimi. Z szeroko otwartymi oczyma przyglądałam się moim włosom spadającym na ziemię. Po dwudziestu minutach oznajmiła, że skończyła. Podeszłam do lustra i spojrzałam w swoje odbicie. Uśmiechnęłam się lekko.
-I co?
-Dobrze. Chyba.
-Wspaniale – skomentowała. – Jeszcze tylko ortodonta.
-Proszę nie mów, że w tajemnicy przede mną dokształcałaś się jako dentystka?
-Niestety nie, ale widziałam gdzieś tutaj kombinerki twojego taty.
Uśmiechnęła się szatańsko.
-Jesteś gorsza od Violi.
-Bo się obrażę.
Roześmiałyśmy się obie. Takie bitwy słowne toczyłyśmy niemal od zawsze, ale mimo to byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami.
-To co. Uczeszę cię tak za dwadzieścia ósma, żebyś jeszcze zdąrzyła się przebrać. Która godzina?
-Dziewiętnasta dwadzieścia.
-To masz dwadzieścia minut na przyzwyczajenie się do nowych włosów.
Chyba nigdy się nie przyzwyczaję.
-Trzeba zrobić jeszcze porządek w szafie – uznała.
-Wara od moich ciuchów – zagroziłam.
-No to innym razem.
-Może obejrzymy jakiś film?
-Dobra.
Włączyłyśmy telewizor. Zaczynał się akurat kolejny odcinek jakieś durnowatej komedii, w której śmieją się z własnej głupoty i nieudaczności.
-Oni zachowują się jakby byli jacyś nienormalni – skomentowała kuzynka.
-Bo są – westchnęłam. – Za dwadzieścia już.
-Nareszcie, można ogłupieć przed tym telewizoriem. Chodź do łazienki.
Postanowiłam obdarzyć moją kuzynkę większym zaufaniem. W końcu nie bez powodu była fryzjerką od trzech lat. Usiadłam na krzesełku i czekałam aż skończy. W końcu zobaczyłam swoje odbicie. Uśmiechnęłam się do siebie. Gabi zrobiła mi wysokiego koka. Po prawej stronie wychodziło mi pasmo włosów okalając twarz.
-Teraz makijaż.
-Makijaż?
-Tak. Masz tu chyba jakieś kosmetyki, nie?
-W szafce, ale ja się nie…
-Nie marudź.
Dziewczyna wyjęła moją kosmetyczkę i wcisnęła mi ją w ręce. Z jej pomocą zrobiłam sobie naturalny makijaż.
-No i proszę. Ślicznie wyglądasz. Teraz marsz do pokoju się przebierać.
Nagle uslyszeliśmy dzwonek do drzwi. Chciałam iść otworzyć, ale Gabinda mi nie pozwoliła.
-Ja otworzę. Poznam przy okazji tego twojego księcia. Właśnie Ulka, znalazłam dzisiaj jak byłaś w pracy twoje szpilki które kupiłaś na wczorajszych zakupach.
-Nie, Gabi proszę. Ja nie umiem chodzić w szpilkach.
-Trudno.
Puściła mi oczko wręczając buty i poszła otworzyć drzwi. Zamknęłam się w pokoju aby się przebrać. Przez zamknięte drzwi słyszałam jak Gabi zasypuje Marka gradem słów, jednocześnie tłumacząc gdzie jestem, pytając o herbatę i przedstawiając się. Pokręciłam głową ze śmiechem i sięgnęłam po suknię. Spojrzałam na nią krytycznym wzrokiem.
Chyba rzeczywiście jest ładna. Gabi ma rację. Mam nadzieję.
Przebrałam się, zapięłam sukienkę i założyłam szpilki na nogi. Kilka razy obkrążyłam pokój, starając się przyzwyczaić do czarnych szpilek. Nie były na szczęście zbyt wysokie, ale szpilki zawsze pozostaną szpilkami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz