sobota, 2 czerwca 2012

Część 17


Rozdział 17
Obudziłam się z samego rana. Spojrzałam na Marka śpiącego ze mną. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Dar przekonywania Gabi zadziałał i Marek zgodził się na kieliszek nalewki. Potem drugi i trzeci i czwarty… Na szczęście uwierzył, że nie mam ochoty na alkohol i dlatego piję pomarańczowy sok. Widziałam pełną sceptycyzmu minę kuzynki gdy mu to mówiłam. Sama także czułam wyrzuty sumienia, jednak nie chciałam mu wczoraj mówić o ciąży.
 Spojrzałam na śpiącego Marka.
Przypomniałam sobie wczorajszą noc. Długą noc. Gabi ma po alkoholu dziwne pomysły i, jak się okazało, Marek też. Ze śmiechem słuchałam ich inteligentnych dyskusji na temat: „Jak lepiej wynieść z domu lodówkę: w pojedynkę czy dwójkę?” czy też „W którą stronę należy odkręcić kurek od wanny aby leciała ciepła woda?”. Z pobłażaniem przyglądałam się ich nieudolnym próbom otworzenia schowka na narzędzia taty który był zamknięty na klucz, i innym wygłupom.
Ciekawe co ja robię po alkoholu – pomyślałam.
Zobaczyłam, że Marek podniósł głowę i przez chwilę zdezorientowany rozglądał się po pomieszczeniu. Po chwili chyba jednak przypomniał sobie wydarzenia poprzedniego dnia.
-Cześć – powiedziałam chyba nazbyt głośno.
-Trochę ciszej skarbie, proszę… - jęknął.
-Dobrze – ściszyłam głos. – Czyżby dopadł cię „syndrom dnia następnego”? – zażartowałam.
Pokiwał głową.
-Masz w lodówce kefir?
-Jeśli Gabi jeszcze nie wstała to tak.
Pocałowałam go i wstałam z łóżka. Wyjęłam z szafy ciuchy i ruszyłam do wyjścia z pokoju. Otworzyłam drzwi.
-Będę w łazience – rzuciłam do ukochanego.
-Mhm... – mruknął.
Ruszyłam do łazienki i uszykowałam się do rozpoczęcia dnia. Potem zrobiłam śniadanie. Usłyszałam w przedpokoju głosy reszty rodziny. Po chwili do kuchni weszła Beti z tatą i Jaśkiem. Usiedliśmy wszyscy do śniadania. Po chwili przyszedł także Marek.
-Cześć… Dzień dobry panie Józefie.
Tata spojrzał na mnie zaskoczony ale także lekko uśmiechnięty. Pokiwałam głową.
-Dzień dobry panie Marku.
***
Siedziałam z uśmiechem u siebie w gabinecie i z większym niż zwykle zapałem wypełniałam faktury. Wczorajsze i dzisiejsze wydarzenia nastroiły mnie pozytywnie i dały dużą dawkę energii. Nagle usłyszałam dźwięk telefonu służbowego.
-Urszula Cieplak, słucham? Dobrze, o której panu pasuje? – Do mojego gabinetu wszedł Marek. Dałam mu znak ręką żeby zaczekał. – Tak będę mogła. Mhm. Do widzenia.
Odłożyłam słuchawkę na jej miejsce i uśmiechnęłam się do Marka.
-Przyniosłem ci tą umowę dla Doroty.
-Dzięki.
Wzięłam od niego dokument i położyłam na boku. Zobaczyłam charakterystyczną minę Marka gdy nie chciał wychodzić ode mnie z gabinetu ale nie mógł znaleźć żadnej wymówki.
-Pomożesz mi z tym? – zapytałam, wskazując na dokumenty rozrzucone po całym biurku.
-Pewnie – odparł zadowolony.
Załatwiłam z Dorotą kwestię jej zatrudnienia, dokończyłam z Markiem pracę i zbierałam się na wyjście służbowe. Zadzwoniłam po taksówkę i wyszłam na zewnątrz. Pojazd po chwili przyjechał.
-Dokąd jedziemy? – zapytał łysawy kierowca.
-Do restauracji Moskwa.
Jechałam słuchając wywodu kierowcy na temat jego wypadu na ryby z synem. Gdy dojechaliśmy na miejsce zapłaciłam kierowcy odpowiednią sumę pieniędzy i wyszłam z auta. Weszłam do lokalu. Od razu znalazł się przy mnie jakiś mężczyzna.
-Mogę w czymś pani pomóc?
-Tak. Który stolik jest zarezerwowany na nazwisko Terlecki?
Mężczyzna zaprowadził mnie do odpowiedniego miejsca. Usiadłam na krześle. Pan Darek już tam był. Zamówiłam sobie herbatę, a Terlecki kawę.
-A więc pani Urszulo, przejdźmy od razu do meritum.
No. I to ja lubię.
-Słucham.
-Zauważyłem, że pogorszyły się wyniki sprzedaży Febo&Dobrzański.
-Proszę pana, jest kryzys. Chyba wszystkie firmy z tej branży mają niski poziom sprzedaży, więc nie rozumiem pana zdziwienia.
-Tak, ja to wiem. Chciałbym jednak zauważyć, że nie doszła do mnie ostatnia wpłata za wynajęcie sklepu.
-Ach tak. Wie pan ja miałam teraz dwu tygodniowy urlop, na moim stanowisku zastępował mnie nasz księgowy, Adam Turek. Być może po prostu w nawale obowiązków zapomniał o tym. Nie wiem. Obiecuję panu, że znajdę dokument o przelewie i wykonam go najpóźniej jutro rano.
Starałam się być opanowana, jednak w myślach przeklinałam Adama.
-No dobrze. – Terlecki upił ostatni łyk kawy. – Mam nadzieję, że do jutra dojdzie. Pamięta pani jeden z punktów naszej umowy?
-Tak. W razie opóźnienia którejś z wpłat, strona która zawiniła płaci drugiej odszkodowanie której wysokość ustala się na zwołanej w tym przypadku radzie zarządu – wyrecytowałam z pamięci.
-Dokładnie. Jutro wieczorem sprawdzę konto.
-Dobrze.
Mężczyzna wstał ja także. Uścisnął mi dłoń.
-Do widzenia.
-Do widzenia.
Wyszłam z restauracji i zamówiłam kolejną taksówkę. Wsiadłam do środka. Byłam zdenerwowana na Adama. Wiedziałam, że Marek dał mu dokumenty dotyczące tego przelewu, bo gdzieś je widziałam. Ale jakoś nie przyszło mi do głowy żeby sprawdzić to dokładnie. Teraz znowu będę musiała przeszukiwać wszystkie segregatory w poszukiwaniu jednej cholernej faktury. Spojrzałam na licznik pieniędzy w taksówce znajdujący się przy przedniej szybie. W tym momencie zobaczyłam tylko, że kierowca próbuje wyhamować i pisk opon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz