sobota, 2 czerwca 2012
Część 14
Część 14
Dojechałam z Gabi do Warszawy pod budynek przychodni ginekologicznej.
-Wiesz co Ula, ja muszę coś załatwić w banku. Poradzisz sobie sama?
-Jasne.
-To cześć. Spotkamy się około piętnastej w parku, dobra?
-Okej!
Weszłam do budynku. W środku wszystkie ściany pomalowane były na biało. Spojrzałam na tablicę na której były napisane numery sal w których przyjmują ginekolodzy.
p. ginekolog Magdalena Strick - sala 13a drugie piętro
p. ginekolog Magdalena Triszewska – sala 18c drugie piętro
Super. Gdybym jeszcze pamiętała tylko nazwisko tej kobiety…
Podeszłam do brązowej lady stojącej na środku holu.
-Dzień dobry. Ja byłam umówiona na wizytę. Urszula Cieplak.
-Tak. Pani doktor może już panią przyjąć.
-Dobrze. A w której sali przyjmuje pani doktor?
-Trzynaście a.
-Dziękuję.
No. To teraz znaleźć tą salę.
W pierwszym odruchu miałam ochotę zawrócić i wyjść z tego budynku, ale przemogłam się i ruszyłam w stronę schodów. Weszłam na drugie piętro. Na krześle siedziała jeszcze jedna kobieta z prawdopodobnie mężem.
-Dzień dobry. Państwo do pani Magdaleny Strick? – zapytałam.
-Tak.
Spojrzałam ukradkiem na zegar. Zostało mi jeszcze do wizyty pół godziny. Usiadłam sobie na niebieskim niewygodnym krześle. Wyjęłam z torebki telefon i wyłączyłam go. Nienawidzę gdy dzwoni mi na wizycie u lekarza. Nerwowo stukałam palcami o poręcz krzesła. W końcu nadeszła moja kolej. Nogi miałam jak z waty. Chciałam żeby okazało się, że podejrzenia Gabi są niesłuszne. Przemęczenie, stres czy cokolwiek innego byłam w stanie przyjąć. Weszłam do środka.
-Dzień dobry – przywitałam się nieśmiało wchodząc do gabinetu.
-Dzień dobry. Pani Urszula Cieplak, tak?
-Tak.
-Gabrysia mi mówiła, że pani przyjdzie.
-Tak wiem.
Blondynka uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
-Dobrze. Proszę, niech pani się położy i podwinie bluzkę.
Wykonałam polecenie pani Strick. Rozsmarowała mi na brzuchu specjalny żel. Na ekranie komputera pokazał się czarno szary obraz. Patrzyłam w ekran, jednak nie widziałam tam nic co mogłoby mnie szczególnie zaciekawić. Lekarka uśmiechnęła się.
-Widzi pani to ciemniejsze miejsce? Jest jeszcze bardzo małe.
Serce zabiło mi mocniej. Czyli jednak? Ale… W pierwszej chwili nie wiedziałam jak mam zareagować.
-Czyli… Jestem w ciąży?
-Tak. Gratuluję.
-Dziękuję.
Uśmiechnęłam się. Ku mojemu zdziwieniu nie musiałam się specjalnie wysilać żeby kąciki ust podniosły mi się do góry. Wzięłam od lekarki chusteczkę i wytarłam żel z brzucha. Obciągnęłam bluzkę i wstałam z kozetki. Wzięłam od kobiety receptę na witaminy i kwas foliowy, wysłuchałam wykładu na temat: jakie dolegliwości mogą pojawić się na początku ciąży, i mogłam iść. Pożegnałam się z lekarką. Wyszłam z gabinetu. Sama nie wiedziałam jak dotarłam do parku w centrum Warszawy.
Po co ja tu przyszłam? Z Gabi umówiłam się na piętnastej, a jest dopiero wpół do pierwszej…
Położyłam rękę na swoim brzuchu. Nie było trudno pogodzić się z myślą, że będę mamą. Już kochałam to dziecko. I nie miałam najmniejszych wątpliwości kto jest tatą. Przymknęłam oczy. Nie wiedziałam co powinnam ze sobą zrobić. W końcu wstałam z ławki i ruszyłam w kierunku apteki. Wykupiłam wszystkie witaminy i postanowiłam pojechać do Rysiowa po rzeczy które chciałam zabrać do FD. Ostatnią rzeczą na którą miałam ochotę była jazda autobusami. Wyjęłam telefon i wybrałam odpowiedni numer. Rzadko to robiłam, ale zamówiłam taksówkę. Przyjechała po parunastu minutach. Wsiadłam do środka.
-Gdzie jedziemy?
-Rysiów osiem.
Taksówkarz chyba zauważył, że nie jestem skora do rozmów bo całą drogę przejechaliśmy w ciszy.
-Należy się sto czternaście złotych.
Wręczyłam mężczyźnie należną sumę. Po chwili zastanowienia dodałam:
-Może pan chwilę zaczekać?
-Oczywiście.
Najwyżej pożyczę kasę od Maćka.
Ruszyłam do domu. Przywitała mnie cisza. Zdziwiona ruszyłam do kuchni. Na stole znalazłam kartkę:
Ula, pojechałem z Beatką i Alą do wesołego miasteczka, a Jasiek poszedł do Kingi. Wrócimy jutro, bo nocuję z Beti u Ali. Nie wiem jak Jasiek. Jak nie będziesz miała co zjeść z Gabrysią na kolację, to w lodówce są jeszcze pierogi z obiadu. Tata.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Odłożyłam kartkę i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Rzuciłam worek z witaminami na łóżko i wzięłam pudło z moimi rzeczami. Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę domu Szymczyków, zostawiając po drodze pudło w taksówce. Bez dzwonienia weszłam do ogrodu i poszłam do garażu.
-Cześć Maciej.
-Cześć Ulka. Coś chciałaś?
-Masz może z pięćdziesiąt złotych? Oddam ci jutro.
-Jasne. Coś się stało? – zapytał zaniepokojony wręczając mi banknot.
-Nie, nic.
Przelotnie spojrzałam w boczne lusterko jego auta i zrozumiałam o co mu chodzi. Byłam strasznie blada. Najwidoczniej jeszcze nie otrząsnęłam się z szoku po usłyszeniu wiadomości o dziecku. Nagle naszła mnie pewna refleksja – będę musiała powiedzieć tacie, dzieciakom i Maćkowi o ciąży. Gabi zresztą też, ale to będzie prostsze. A co najgorsze – prędzej czy później także Markowi.
Pożegnałam się z Maćkiem i poszłam z powrotem do taksówki. Wsiadłam do środka.
-To gdzie teraz?
Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze trochę czasu do spotkania z Gabi.
-Do siedziby Febo&Dobrzański.
***
Z pudłem w obu dłoniach wyszłam z taksówki i ruszyłam w stronę wejścia do firmy.
-Ulka! – Usłyszałam za sobą znajomy męski głos. Odwróciłam się.
-Cześć Marek. Przyniosłam swoje rzeczy do firmy, uznałam, że jutro nie będzie mi się chciało tego targać.
Pokiwał głową.
-Daj, pomogę ci.
-Nie dzięki, nie musisz.
Uśmiechnęłam się do niego. Starałam się żeby mój głos brzmiał normalnie, nie chciałam żeby zorientował się, że coś jest nie tak. Nie byłam gotowa na powiedzenie mu o ciąży. Byłoby to równoznaczne z podjęciem decyzji – wracamy do siebie albo nie. A ja nie wiedziałam czy chcę z nim być.
Weszłam za nim do windy. Wjechaliśmy na piąte piętro. Ruszyłam w stronę swojego gabinetu, za mną kroczył Marek.
-To co, wracasz na stare śmieci? – zapytał gdy byliśmy już w moim gabinecie. Widziałam z jakim trudem pohamowywał radość.
-Można tak powiedzieć.
Otworzyłam szufladę. Ze zdziwieniem zaobserwowałam, że jest pusta.
-Uprzedziłeś już Adama?
-Rano, jak tylko przyjechałem do firmy.
-Okej. To rozpakuję się i podpiszę nową umowę. Przygotowana?
-Tak. Zaraz ci przyniosę.
-Dobrze.
Wyszedł z mojego gabinetu. Odetchnęłam z ulgą. Udawanie, że nic nas nie łączyło było powyżej moje siły. Wyjmowałam z pudełka wszystkie rzeczy po kolei i kładłam je w odpowiednie miejsca. Na samym dnie znalazłam zdjęcie. Moje i Marka. Musiałam je włożyć tam przez przypadek, po tym jak rano je oglądałam. Schowałam je szybko do torebki. Usłyszałam pukanie do drzwi. Osobnik nie czekając na pozwolenie bezceremonialnie wszedł do gabinetu.
-Przyniosłem ci tą umowę.
-Mhm. Dzięki. Daj to, podpiszę.
Wyjęłam z kubeczka długopis i podeszłam do stolika na kawę. Usiadłam na fotelu po czym szybko nakreśliłam na nim swój podpis. Oddałam dokument Markowi.
-No to co… Wracam do pracy, ty zaczynasz od jutra.
-Tak. To do jutra.
-Cześć.
Porwałam torebkę i wyszłam za Markiem z mojego gabinetu. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę windy. Gdy już znalazłam się w niej odetchnęłam z ulgą. Nie wiedziałam jak mam poradzić sobie z codziennym widywaniem go. Unikać go nie mogłam, w końcu pracujemy w jednej firmie na jednym piętrze. Teraz miałam jednak jeszcze ważniejszy problem. Spojrzałam ukradkiem na swój brzuch. Przymknęłam oczy. Winda po chwili zatrzymała się na parterze. Wyszłam z niej i ruszyłam do parku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz