sobota, 2 czerwca 2012

Część 13


Część 13
Te cztery dni były dziwnie spokojne. W każdym razie nie zakłócał mi ich Dobrzański. No dobra, zakłócał, ale nie wizytami, a telefonami. Codziennie. Kilka razy. No dobra, wizytę złożył mi jedną. Dzisiaj.
Zamknęłam pamiętnik i schowałam twarz w dłoniach.
 Zgodziłam się. No oczywiście. Jak mogłabym się nie zgodzić? Przecież to było oczywiste, że prędzej czy później wrócę. Do firmy, rzecz jasna.
Przekręciłam się na plecy i splotłam ręce na brzuchu. Miałam teraz jeszcze inny problem.
Okres. Spóźnia mi się od dwóch tygodni. Stres? Stresowałam się praktycznie zawsze i wszędzie i nigdy nie miałam z tym problemów. Ciąża? Nie. Nie, nie, nie! To nie może być to. Gabi nie ma racji. Nie. Nie jestem w ciąży.
Jakaś cząstka mnie kazała mi jednak w to wierzyć chociaż tak bardzo chciałam, żeby się myliła. Przymknęłam oczy. Nagle usłyszałam dzwonek przychodzącej wiadomości.
Dziękuję, że się zgodziłaś :) Marek
Kurde blaszka, facet cieszył się jakbym co najmniej zgodziła się na ślub. A ja tylko wracam do firmy.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Nim zdążyłam odpowiedzieć do mojego pokoju weszła Gabi.
-Cześć ruda. Co chcesz?
-Wracasz do FD? – zapytała się.
-Skoro podsłuchiwałaś to po co się pytasz?
Spojrzała na mnie zdziwionym i jednocześnie skruszonym wzrokiem.
-No ja tak tylko…
-Dobra ruda, nie zaczynaj się tłumaczyć jak Viola.
Puściłam jej oczko.
-A ty nie mów do mnie ruda tak jak Viola.
-Kiedy mi to już weszło w krew.
Pokazałam dziewczynie język.
-No to skoro wracasz to…
-Zostajesz! – zawołałam radosnym głosem. – Na razie Jaśka przeniesiemy do Beti, już nawet się zgodził, ty pomieszkasz sobie u niego, potem pobawimy się w remontowanie pokoju dla Jaśka. No i wyremontujemy ten pokój gdzie ty masz mieszkać.
-Dziewczyno, masz w sobie wręcz niezdrowe pokłady energii.
Zatarłam ręce.
-Nie pracowałam od dwóch tygodni, gdzie miałam się tej energii pozbyć?
-Jesteś pewna, że mam z wami mieszkać?
-Gabi… Już kiedyś tu mieszkałaś pamiętasz?
-No… Rok razem z mamą. Ale na litość Boską, miałyśmy wtedy siedemnaście lat.
Pokiwałam głową.
Gabi mieszkała u nas razem z ciocią Tatianą po śmierci mamy. Ja się uczyłam, a nie dałabym rady pogodzić tego z opieką nad dwoma małymi dziećmi i próbami przywrócenia taty do życia.
Westchnęłam i otrząsnęłam się z ponurych rozmyślań. Ostatnio miałam na to za dużo czasu. Do rzeczywistości całkiem przywróciło mnie pytanie Gabi.
-Zastanawiałam się już nad tym co wczoraj ci mówiłam?
Spojrzałam ukradkiem na swój brzuch. Tam miałoby być dziecko? Nie. Nie prawda.
-Tak, myślałam. Gabi, nie jestem w ciąży.
-Skąd ta pewność?
-Oj przestań… Jeśli cię to uspokoi to mogę iść do lekarza.
Powiedziałam to tylko i wyłącznie dla świętego spokoju. Gabrysia mi od jakiegoś czasu ciągle o tym gada, tata martwi się moimi brakami apetytu. No może ja też trochę. A jeśli to rzeczywiście ciąża? To co wtedy? Nie. Nie zakładajmy z góry takich scenariuszy.
-Super. Wiesz, mam taką koleżankę, ginekolożkę, jak bym zadzwoniła teraz to może cię wciśnie nawet na dzisiaj.
-Dzwoń.
Uśmiechnęłam się sztucznie. Czasami naprawdę potrafiła być denerwująca, szczególnie gdy próbowała postawić na swoim. Swoją drogą ciekawe co to znowu za koleżanka. A kiedyś mówiła, że nie zna ludzi w Warszawie. No cóż. Może po drodze wpadnę i podrzucę swoje rzeczy do firmy?
Z takim postanowieniem wyjęłam z pod biurka karton i zaczęłam pakować do niego wszystkie rzeczy które mogą mi się przydać. Do tego dorzuciłam zdjęcie rodziny, słonik od Ali na szczęście, opakowanie krówek, pamiętnik, ulubiony długopis i byłam już gotowa. Z półki na której miałam rzeczy z FD zdjęłam zdjęcie moje i Marka postawione tam dla niepoznaki.
 Sama nie wiedziałam jak udało mi się tak długo oszukiwać tatę. Zawsze coś wymyślałam: a to wyjazd służbowy, kłopoty, kryzys, przygotowanie do zebrania zarządu czy inne rzeczy. Ja natomiast mam urlop. Właśnie dzisiaj się kończy. Przynajmniej w mniemaniu taty.
Westchnęłam i przyjrzałam się zdjęciu. Marek stał i patrzał w obiektyw aparatu z dłońmi w kieszeni, a ja obejmowałam go spontanicznie od tyłu za szyję i trzymałam brodę na jego ramieniu. Przymknęłam oczy żeby się nie rozkleić. Przypomniałam sobie minę Marka gdy rano wszedł do mojego pokoju, i zobaczył to zdjęcie. Uśmiechnął się wtedy i spojrzał na mnie takim wzrokiem jak wtedy gdy byliśmy razem. Nie widziałam u niego tego wzroku gdy rozmawiał z inną kobietą. Tylko na mnie potrafił spojrzeć  oczami Marka Dobrzańskiego, a nie jego maski. Do realnego świata przywrócił mnie dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w ich kierunku. W drzwiach stała Beatka
-Co robisz?
-A tak sobie oglądam.
-A co?
Wdrapała się na krzesło i spojrzała mi przez ramię.
-Dlaczego już nie pracujesz?
-Złotko co ty wygadujesz. Pracuję, miałam po prostu urlop. – W tej chwili myślałam tylko o tym, żeby mój głos był wystarczająco przekonujący. – Jutro jadę do firmy.
-A dlaczego Marek już do nas nie przychodzi?
-Przychodzi. Przecież rano był… Kilka dni temu przywiózł ci pluszaka, w zeszłym tygodniu pokazywałaś mu rysunki… A poza tym Marek ma teraz bardzo dużo pracy.
-A jak pójdziesz do pracy to będzie miał mniej?
Oby nie, bo co chwilę będzie do mnie przychodził i wcielał swój plan odbudowywania zaufania w życie.
-Tak. Pewnie tak.
-To będzie częściej przychodził?
Odchrząknęłam nerwowo. W tej chwili dwa razy bardziej wolałabym kłócić się z Gabi o to czy jestem w ciąży.
-Zobaczymy, okej? Idź może pomóc Jaśkowi, chyba idzie na zakupy.
-Okej.
Beatka dała mi buziaka w policzek i wybiegła z pokoju. Niemal od razu zastąpiła ją przy moim boku Gabrysia.
-Zadzwoniłam!
-I co?
Starałam się wykrzesać z siebie choć odrobinę entuzjazmu co nijak mi się nie udawało.
-Wcisnęła cię na dwunastą.
-Fajnie. Skoczymy po drodze do FD? Zostawię swoje rzeczy i może pójdę do Marka podpisać nową umowę.
-Jasne. Mam wolny dzień.
Ginekolog, wizyta w FD, spotkania z Markiem, trudne rozmowy, okłamywanie rodziny, podejrzenia ciąży – i to wszystko w zaledwie dwa tygodnie. Mam po prostu talent w pakowanie się w sytuacje bez wyjścia!
-Skoro mam tam być o dwunastej to powinniśmy już iść – stwierdziłam niechętnie i wyszłam z pokoju. – Tato! Jadę z Gabi do Warszawy!
-Dobrze, o której wrócisz?
-Jeszcze nie wiem, a co?
-Zastanawiam się czy robić wam obiad.
-Nie trzeba, zjemy na mieście. Pa tato.
-Cześć wujek!
-Cześć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz