sobota, 2 czerwca 2012

Część 1


Cześć 1
Jestem taka szczęśliwa! Wyjechałam z Markiem do SPA. Mieliśmy pracować, ale tak naprawdę to nie zrobiliśmy nic w tym kierunku. Teraz Marek tylko pisze coś na laptopie, ale uparł się, że on sam popracuje, a raportem zajmiemy się poźniej wspólnie. Od jakiegoś czasu częściej zaczął mówić o nas MY: Ulka, popracujemy później RAZEM – tak powiedział.
 Pierwszy raz zapomniałam o tym, że powinnam robić coś innego i oddałam się przyjemności. Wczorajszy dzień był jednym z najlepszych dni mojego życia. Marek zachowuje się trochę inaczej niż zwykle. Tak jakby chciał mi coś powiedzieć. A może wynika to z tego, że nie ma tu Pauliny? A może to ja po prostu sobie coś wmawiam, a tak naprawdę to on zachowuje się tak samo jak zawsze.
Mam wyrzuty sumienia. Marek ciągle pisze coś na laptopie i siedzi nad dokumentami, a ja siedzę bezczynnie i gapię się w ścianę. Chyba jednak mu pomogę.
-Marek daj mi to – powiedziałam.
-Ulka daj spokój. Poradzę sobie. Jesteś na wakacjach.
-Ty też – przypomniałam mu.
Pokręcił głową i spojrzał na mnie.
-Potem wychodzimy.
-Gdzie?
-Niespodzianka – odpowiedział tajemniczo, odbierając mi dokumenty które zdążyłam mu zabrać.
Nie pozwolił sobie pomóc. Nie pomogło ani próba wzięcia dokumentów, ani otworzenie własnego laptopa (zamknął go).
-Nie to nie – mruknęłam.
Raport. Mieliśmy być z Marekiem „na dobre i na złe”, więc zgodziłam się mu pomóc. Sfałszuję ten raport. „Ula, to ja cię do tego namówiłem. Jeśli się dowiedzą, całą winę wezmę na siebie” – cały czas to powtarza. Ale ja i tak się martwię. Bo co jeśli się dowiedzą? Marek wyleci z pracy. Ja pewnie też bo to w końcu ja sfałszuję ten raport. A wtedy co? Czy to wszystko się skończy? To nie może się tak skończyć. A może się nie dowiedzą? To byłoby najlepsze, ale nie można cały czas tego ukrywać, nie da się, nie ma sposobu! Muszę porozmawiać z Markiem. Później. Najpierw oderwę go od roboty. Sama w to nie wierzę. Ja odrywam kogoś od pracy. Świat staje na nogach – jakby to powiedziała Viola.
-Skończyłem – oznajmił, gdy chciałam już wcielić swój plan odrywania go od pracy w życie.
-Marek, a co jeśli oni się o wszystkim dowiedzą? Jeśli się to wszystko wyda?
O dziwo nie powtórzył swojej zwyczajnej regułki: „Ula, to ja cię do tego namówiłem. Jeśli się dowiedzą, całą winę wezmę na siebie”.
-Ulka. Wiesz co będzie jeśli się dowiedzą. Oboje wylecimy – odpowiedział dziwnym, jakby smutnym głosem.
-Ale Marek, przecież wiesz o co pytam. Chodzi mi o… NAS.
-Chodź.
Nie wiedziałam gdzie idę. Prowadził mnie za rękę przez dłuższą chwilę. Byliśmy cicho, nastało między nami takie nieme porozumienie. To było dziwne, ale przyjemne uczucie. Doszliśmy nad jezioro. Niby nic dziwnego, ale to miejsce miało w sobie TO COŚ. Siedzieliśmy przez cały czas w ciszy. Marek w pewnym momencie lekko mnie objął. Zaczynało się już pomału ściemniać. Księżyc odbijał się w błękitnej tafli jeziora.
Marek ostatnio porównywał do niej moje oczy…
-Ula, wracając do twojego pytania… - Spóścił wzrok. – Z pracy nas wyleją to jest pewne. Ale MY zostaniemy.
Wstał z zajmowanego miejsca i podał mi rękę. Serce biło mi niewiarygodnie szybko gdy podawałam mu dłoń. Stałam naprzeciw niego. Oświetlał nas tylko blask księżyca. Marek spojrzał mi w oczy.
-Kocham cię.
Zamrugałam szybko kilka razy upewniając się, czy przypadkiem się nie przesłyszałam. Widziałam w jego oczach, że nie kłamie. Nie mogłam wypowiedzieć słowa. Serce łomotało mi jak oszalałe, gdy poczułam dotyk jego warg. W pewnym momencie zaczął padać deszcz. Ruszyliśmy objęci do hotelu. Recepcjonistka przywitała nas dziwnym spojrzeniem. Nie przejęliśmy się tym specjalnie. Doszliśmy do naszego pokoju. Marek mnie pocałował. Odwzajemniłam to. Wiedziałam, że ta noc będzie wyjątkowa dla nas obojga. Całowaliśmy się coraz namiętniej. Marek miał mi już rozpiąć sukienkę, ale przerwał i odsunął się ode mnie trochę.
-Ula, jesteś pewna, że tego chcesz? – zapytał.
-Tak.
Wiedziałam, że chcę tego jak niczego innego. I byłam pewna, że nie będę żałować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz