sobota, 2 czerwca 2012
Miniaturka
Pewien brunet siedział w swoim tymczasowym gabinecie znajdującym się w sali konferencyjnej. Przed nim rozłożone były różne dokumenty jednak jego głowę zaprzątało coś zupełnie innego niż praca, a mianowicie pewna kobieta o imieniu Ula. Odchylił się na krześle do tyłu poddając się błogim rozmyślaniom. W jego własnym, wymyślonym świecie mógł być z Ulą razem i nie było tam Piotra.
***
Ula w tym samym czasie siedziała u siebie w gabinecie i kręciła się na krześle obrotowym. Wspominała wczorajszy wieczór, Maciek przyniósł jej list od Marka. Ten który napisał do niej w dzień jej wyjazdu na Mazury. Znała jego treść już niemal na pamięć.
A może… Może to prawda? Może on naprawdę mnie… kocha?
No jasne że cię kocha, ty idiotko!
Cicho, nie pytam się ciebie. A w ogóle skąd ty to wiesz?
Bo tak się składa że widzę jego wzrok, gdy na ciebie patrzy.
Wymianę zdań przerwało pukanie do drzwi.
-Proszę.
-Cześć Ulcia.
O proszę. Twój rzekomy chłopak.
Wcale nie rzekomy. To jest mój chłopak.
Idiotka.
Kto się przezywa…
Lepiej już zrób to co ci radził Maciek. Może ci to wyjdzie na dobre.
-Cześć Piotr. Już po pracy?
-Nie, ale mam przerwę i postanowiłem wziąć moją dziewczynę na lunch.
Nie zgadzaj się, dobrze ci radzę.
-Chętnie, tylko wyłączę komputer.
Dobra. Idziesz z nim na lunch. A na nim masz z nim…
Oh, przymknij się już! Wiem co mam robić.
Co?
Pstro.
-Możemy iść – oznajmiła z uśmiechem na ustach i podeszła do Piotra. Mężczyzna pocałował ją na przywitanie.
Jak tak dalej pójdzie to…
Daj mi spokój!
Wyszli z sekretariatu odprowadzani westchnięciem Violetty:
-Zakochani…
Po chwili stali przed budynkiem firmy. Ruszyli w kierunku Ogrodu Smaków.
Nie, ja nie mogę.
Musisz.
A ty tu znowu?
Zapomniałaś? Jestem nieodłączną częścią ciebie. Szkoda że przestałaś mnie używać. W końcu jestem tą romantyczniejszą stroną.
Kiedyś cię używałam i nie wyszłam na tym zbyt dobrze.
Usiedli przy stoliku. Ula udała niebywałe zainteresowanie wzrokiem na serwetce, chcąc jak najbardziej opóźnić to co było nieuniknione.
No, teraz albo nigdy.
ZAMKNIJ SIĘ! Zrobię to jak będzie stosowny moment.
Czyli w dniu ślubu? A może jak już będziecie mieli dziecko? Wtedy będzie najlepszy moment. Naprawdę.
Oh… Zaraz, no.
Siedzieli chwilę w zupełnej ciszy. Ula miętoliła rąbek spódnicy a Piotr rzucał jej dziwne spojrzenia.
No dalej. On już widzi, że jest coś nie tak.
-Ula coś się stało?
-Piotr ja…
Przygryzła wargę i spojrzała na jego zaniepokojoną twarz.
-Ja… Piotr, przepraszam cię ale to nie ma sensu. Nie możemy razem być.
Zobaczyła na jego twarzy pełno uczuć w tym także smutek.
-To przez niego prawda? – zapytał spokojnie, jakby przed chwilą powiedziała mu że dziś podobno ma padać deszcz. – To przez Marka? Nadal go kochasz?
Kiwnęła głową i niepewnie spojrzała mu w oczy.
-Ula… Życzę wam szczęścia.
-To się raczej nie uda – rzekła zanim zdążyła ugryźć się w język.
-Słucham?
Ula dobrze wiedziała że jak już zaczęła to musi skończyć. Z Piotrem nie dało się inaczej.
-On nawet mnie nie zauważa. – Zaobserwowała nieco zdziwioną minę Piotra, na której jednak nadal malował się smutek. – Traktuje mnie tylko jako przyjaciółkę.
-Czy ty naprawdę nie widzisz?
-Czego?
-Jak on reaguje na twój uśmiech? Ulka. Powiem ci jeszcze tylko żebyś nie odtrącała od siebie miłości, bo nie można jej szukać w nieskończoność.
Sosnowski wstał z krzesła, rzucił Uli ostatnie spojrzenie i odszedł w kierunku wyjścia z restauracji.
No, i po bólu. Było aż tak źle?
No nie, ale złamałam mu serce.
A Marek to co? Dziewczyno ty się kompletnie zagubiłaś. W każdym razie TY bo ja nie. Twoja rozsądna strona. Ja nadal wiem czego chcesz. Kiedyś ktoś mądry powiedział…
Kto mądry?
Twoja mama.
Uli napłynęły do oczu łzy na wspomnienie matki. Nie lubiła ostatnio tych rozmów z samą sobą. Przypominały jej o tych najbardziej bolesnych fragmentach jej życia.
Powiedziała: Czasami musimy przestać analizować przeszłość, przestać planować przyszłość, przestać zastanawiać się co tak naprawdę czujemy, przestać decydować rozumem co chce czuć serce. Czasem musimy po prostu powiedzieć sobie „niech się dzieje co chce” i iść dalej.*
***
-Seba, ona jest z Piotrem. Kocha go – powiedział beznamiętnym głosem, przeglądając jakieś dokumenty.
-O nie Marek. Takie jak ona jak się zakochają to na amen. Nie odkocha się tak szybko.
Dobrzański podniósł brwi i spojrzał niepewnie na przyjaciela. Chciał już coś powiedzieć jednak wybiła siedemnasta i obaj panowie wyszli z gabinetu, nie rozmawiając już na ten temat.
***
Szła powoli parkową alejką. W parku nie było nikogo prócz niej i kaczek. Szła, a stukot jej obcasów roznosił się po okolicy. Wiatr rozwiewał idealnie ułożone włosy, jednak kobieta zdawała się tego nie zauważać.
-Ula, zaczekaj.
Poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciła się i zobaczyła jego.
-Cześć – powiedziała. – Coś chciałeś?
-Ula, możemy porozmawiać?
-O czym? My mamy jeszcze o czym rozmawiać? Naprawdę? Wiesz, nie wydaje mi się.
-Ula… - jęknął. – Wysłuchaj mnie tylko… Na początek powiem że cię kocham. Nie przerywaj mi, proszę.
-Marek, nie – zaprotestowała. – Nie mogę ci uwierzyć. Straciłeś, mój szacunek. Moje zaufanie. Wszystko to co najważniejsze.
Bo fakt, że Cię nadal kocham, nie ma tu nic, do rzeczy.
-Ula wysłuchaj mnie!
-Nie Marek. Teraz to ty mnie posłuchaj – mówiła stanowczo. Jej głos nawet nie zadrżał, a oczy ciskały piorunami. – Wiesz co myślę, gdy myślę o tobie? Że jesteś psychopatycznym i oziębłym dupkiem z wygórowanymi ambicjami i przerostem ego ponad swój wzrost. Że poczułeś się męski, zabawiając się moimi uczuciami i wykorzystując mnie. Miło mi że mogłam pomóc. Zawsze służę pomocą, draniu. Potrzebuje miłości i uczuć prawdziwych ale wolę nic nie mieć, niż mieć coś na niby. Naprawdę. A tak w ogóle to prawdopodobnie nigdy cię nie kochałam. Reagowałam na ciebie jak na mało kogo, ale to nie była miłość. – A przynajmniej lubię to sobie wmawiać. – A więc… Nie masz się już o co starać.
-Ulka, nie wieżę ci. Mam tylko jedno pytanie: wybaczysz mi kiedyś?
-Tak, Marek. Wybaczę ci gdy przestaniesz traktować słowo przepraszam jak gumkę do mazania**. Ale nie myśl że będę potrafiła z tobą być. Co najwyżej się przyjaźnić. Ale nie teraz.
Marek patrzał na nią i widział w jej oczach tylko i wyłącznie nienawiść i żal. Jednak nie wierzył, że taka osoba jak Ula, mogłaby tak po prostu znienawidzić kogoś, kogo kochała i przestać go kochać.
-Ula zrozum, że naprawdę mi na tobie zależy.
-Czasami mam wrażenie że ty wyraz zależy to znasz z dyktand z podstawówki**. Tyle razy to od ciebie słyszałam i wierzyłam ci… Zaufałam i to był mój największy błąd.
Oddaliła się szybko nie panując już nad łzami. Przyspieszyła kroku, jakby bała się że Dobrzański za nią biegnie. Jednak ów mężczyzna stał tylko i z posępną miną patrzał za oddalającą się kobietą.
-Aaa! – zerwała się z łóżka z bijącym sercem.
Nie wrzeszcz! Dobrze że jesteś sama w domu. Widzisz? On ci się już nawet śni po nocach. Miejmy tylko nadzieję że naprawdę go tak nie potraktujesz.
Oj już dobra, dobra. Masz rację kocham go. To co, rozejm?
Myślałam że już nigdy nie zmądrzejesz. Rozejm.
Ula po raz pierwszy od jakiegoś czasu wstała z łóżka w zgodzie z samą sobą. Ruszyła do łazienki zastanawiając się co ma znaczyć ten sen. Umyła zęby. Pamiętała doskonale słowa wypowiedziane w kierunku Marka. Wytarła ręce i twarz. Przypomniała sobie minę Marka gdy odchodziła szybkim krokiem. Spięła finezyjnie włosy, umalowała się, ubrała w zwiewną letnią sukienkę i wyszła z łazienki. Nie była głodna, wzięła więc tylko jabłko z kuchni i wyszła z domu. Szła Rysiowską uliczką w kierunku przystanku autobusowego. Gdy po paru minutach się na nim znalazła pojazd akurat przyjechał. Wsiadła do środka. Ku jej nieszczęściu nie było miejsc siedzących, złapała się więc poręczy. Autobus ruszył w kierunku firmy Febo&Dobrzański.
Czy w autobusach zawsze musi być taki tłok? Kurde blaszka, zapomniałam teczki z dokumentami. No nic, skoczę do Marka, mam nadzieję że wziął kopie.
Wysiadła z autobusu przeklinając w myślach swój najnowszy nabytek – buty na niebotycznie wysokich obcasach. Tak naprawdę to Violetta ją na to namówiła. Tak więc, o mało nie łamiąc sobie nóg wysiadła z autobusu i ruszyła w stronę firmy.
-Dzień dobry panie Władku.
Weszła po stopniach i przywołała windę. Gdy owa zjechała, wsiadła do środka i nacisnęła guzik z cyfrą pięć. Rozjarzył się na czerwono i winda ruszyła. Gdy zatrzymała się na odpowiednim piętrze Ula wysiadła i skierowała się w stronę gabinetu Dobrzańskiego. Zapukała.
-Proszę!
-Cześć Marek.
-Cześć.
-Masz może kopie tych dokumentów z wyliczeniami o sprzedaży FD Gusto, bo zostawiłam je w domu?
-Tak, mam. Proszę.
Wręczył jej szarą teczkę. Ula sięgając po nią kątem oka zauważyła na biurku Marka ich wspólne zdjęcie z sesji nad Wisłą.
-Dzięki.
Wyszła z gabinetu.
Pamiętasz jeszcze co postanowiłaś?
Tak pamiętam.
No więc…?
Zaraz.
Ula weszła do sekretariatu.
-Viola daj mi jakąś kopertę.
Blondynka wręczyła jej wymagany przedmiot.
-Dzięki.
Weszła do gabinetu i wyjęła z szuflady list od Marka. Przeczytała go po raz kolejny.
Ula. Wiem, że kartka do Ciebie zapisana w pośpiechu przy Twoim biurku niczego nie załatwi. Ale wiem, wieżę, że jeśli pozwolisz mi powiedzieć Ci coś prosto w oczy to powiem Ci, że dzięki tobie zrozumiałem co to jest miłość. I, że wiem na pewno, że nie to łączy mnie z Pauliną. I, że na pewno jej nie poślubię. I jeszcze jedno na pewno wiem. Że Cię kocham. Marek. Czekam o piętnastej nad Wisłą. W miejscu gdzie to wszystko zaczynałem rozumieć.
Wsadziła ten list do koperty, po czym wyjęła czystą kartkę oraz długopis. Zaczęła pisać. Gdy w końcu długopis przestał posuwać się po papierze kreśląc na nim litery dziewczyna złożyła tylko swój podpis i wsadziła list do tej samej koperty. Zakleiła ją i drżącą dłonią napisała Do Marka. Z szuflady wyjęła także teczkę i wsadziła do środka dokumenty o które pytał ją kilka dni temu oraz listy. Zamknęła teczkę i wyszła z gabinetu dzierżąc ją w dłoni. Weszła do gabinetu Marka jednak nie było go w środku. Położyła teczkę na biurku. Chwilę się zastanowiła po czym wyjęła jedną ze swoich wizytówek, złożyła ją na pół niezapisaną stroną za zewnątrz i napisała na niej Marku, w teczce masz dokumenty o które prosiłeś. Ula. Położyła liścik na teczkę i wyszła z jego gabinetu. Zerknęła na zegar. Dochodziła czternasta. Postanowiła wyjść już z firmy.
***
Marek szedł przez firmowy korytarz w stronę swojego gabinetu. Zdziwił się gdy zobaczył teczkę leżącą na jego biurku. Przeczytał liścik i otworzył teczkę. Omiótł wzrokiem dokumenty, ale jego uwagę przykuła leżąca pod nimi koperta. Otworzył ją. Zdziwił się gdy zobaczył w środku swój list do niej. Przeczytał go pokrótce i wyjął z koperty drugą kartkę. Czytając chodził po całym gabinecie. Gdy skończył odłożył kartkę na biurko i wyszedł. Wybiegł z firmy. Wsiadł do auta i odjechał, ale w trakcie drogi w głowie słyszał wciąż tylko słowa listu od Uli.
Drogi Marku,
Dziwnie się czuję pisząc do Ciebie, ale ty pewnie poczułeś się jeszcze dziwniej gdy zobaczyłeś swój list który napisałeś do mnie gdy wyjeżdżałam na Mazury. Przeczytałam go dopiero wczoraj. Mam nadzieję, że nie jest za późno, na uratowanie tego co nas łączyło. Tak naprawdę sama nie wiem dlaczego to robię. Chyba chcę po prostu dowiedzieć się prawdy. Całej prawdy i tylko prawdy. Jeśli nie jesteś na to gotowy to możesz wyrzucić ten list i nie czytać do końca. Jednak jeśli jesteś gotowy zmierzyć się z prawdą, to spokojnie czytaj dalej.
Wiesz co? Powinnam Ci życzyć, aby ktoś kiedyś złamał Ci serce tak jak Ty złamałeś je mnie. Ale nie będę. Mało tego. Powiem Ci, że będę pierwszą osobą, która z miłą chęcią walnie w twarz osobie, która Cię zrani. Może wtedy zrozumiesz... Jak bardzo cię kocham. Nadal.
Nie myśl, że ja nie widzę, jak bardzo żałujesz. Widzę to w Twoim smutnym spojrzeniu i niemych, zmartwionych ustach, które usilnie próbują mnie wołać... Ja po prostu cały czas nie chciałam tego widzieć.
Nie przychodzisz kilka razy dziennie do mojego gabinetu z jakimiś błahostkami. Być może się już poddałeś. Jeszcze przedwczoraj taki obrót sprawy mi pasował. Naprawdę. Ale wczoraj przeczytałam list od Ciebie. Nie zmienił wszystkiego, ale dał mi do myślenia. Zrozumiałam wszystko. I nawet jeżeli się poddałeś to ja nie machnę, ręką. Nie powiem „co mi tam”, i nie pójdę dalej. Nie bez walki. Zbyt wiele mam do stracenia. Ciebie.
A więc jeśli już przeczytałeś ten list, jeśli naprawdę przeczytałeś go całego dokładnie i jeśli jesteś w stu procentach pewien, że na pewno jesteś gotowy zmierzyć się z prawdą, bo jeśli nie jesteś tego pewien to w tym momencie masz ostatnią szansę na odłożenie tego listu. Więc jeśli go jeszcze nie odłożyłeś i czytasz dalej to zapewne jesteś gotowy na prawdę. A więc jeśli naprawdę jesteś tego pewien, to przyjdź, tak jak proponowałeś w swoim liście, o piętnastej nad Wisłę. Będę czekać.
Ula.
Dojechał w końcu na miejsce i wysiadł z samochodu. Zauważył stojącą na moście Ulę. Podbiegł do niej.
-Ula…
-Marek?
Chwilę stali i patrzyli na siebie, a ich twarze oświetlał blask księżyca. Patrzyli sobie w oczy w których mieli wypisane wszystko. Po chwili stali już w swoich ramionach. Obydwoje cieszyli się z tej chwili bliskości, której nie mogli sobie okazać przez długi czas. W końcu wyswobodzili się ze swoich objęć.
- Ula. Zacznę od tego dnia jak mnie pocałowałaś, bo to właśnie wtedy wszystko zaczęło się komplikować. Nie odjechałem od razu sprzed twojego domu. Przymierzałem się nawet do tego żeby iść z tobą porozmawiać, ale oczywiście stchórzyłem. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Nie dziwiło mnie już nawet tak bardzo to że ty – moja przyjaciółka – mnie pocałowałaś ale to że ja to odwzajemniłem. Dopiero potem doszło do mnie że mnie kochasz. Zastanawiałem się jak mogłem tego nie zauważyć. No ale nie mogłem nic zrobić. Pojechałem na wigilię do rodziców, poudawałem że bawi mnie ta cała udawana radość. A potem pojechałem na spotkanie z Sebą. Powiedziałem mu co zaszło a Seba, jak to on, zaczął snuć jakieś chore przypuszczenia i inne głupstwa. Miałem ochotę go udusić. – I każdy sąd by mnie uniewinnił. – Za te jego kąśliwe uwagi. Pojechałem do domu. Po świętach spotkaliśmy się w windzie. Tak naprawdę to wciąż miałem nadzieję że po prostu za dużo wypiłaś na firmowej wigilii, że zaszumiało ci w głowie. Podobno nadzieja umiera ostatnia, a moją skutecznie dobiłaś wyznaniem miłości. Potem Seba zaczął snuć te swoje niewyobrażalne teorie że chcesz z Maćkiem przejąć firmę. Nie chciałem mu wierzyć, wiedziałem że ty nie zrobiłabyś czegoś takiego. Ale potem przez dziwny zbieg okoliczności ty zwolniłaś się z pracy i chcąc, nie chcąc zabrałaś weksle – co zgadzało się z teorią Seby. To jeszcze bardziej go nakręciło i zaczął mi podpowiadać że muszę zacząć cię… uwodzić.
Spotykaliśmy się. Wiedziałem że taki układ – ja, Paula i ty ci nie pasuje ale bałem się zerwać z Pauliną, albo powiedzieć ci że nic do ciebie nie czułem. Właśnie… Nie czułem. Potem to się wszystko zmieniło. Nasze randki zaczęły sprawiać mi przyjemność, ale po każdej z nich dawały mi o sobie znać wyrzuty sumienia. Że się w tobie zakochałem zorientowałem się dopiero nad Wisłą. W SPA już wszystko było na prawdę. Nic nie udawałem, ani nie żałowałem tego co się wydarzyło w hotelu, chociaż mogło się tak później wydawać.
Potem, akurat w dniu zarządu, ty dowiedziałaś się o intrydze. Chciałem ci to wyjaśnić i jeszcze tego samego dnia zerwać z Paulą. Usłyszałaś fragment mojej rozmowy z Sebastianem. Pewnie nie usłyszałaś jak mówiłem mu, że chcę zerwać z Pauliną. Dziwnie się zachowywałaś. Starałem się sobie wmówić że po prostu denerwujesz się zarządem. Ale jednak okazało się że się o wszystkim dowiedziałaś. Odeszłaś.
Wyobraź sobie minę Sebastiana gdy kilka dni później najzwyczajniej w świecie powiedziałem że się w tobie zakochałem. Tak po prostu. Nie chciałem w ogóle patrzeć na modelki. Nie interesowały mnie. Żadna dziewczyna mnie nie interesowała. Przyznam że raz udało się Sebie wyciągnąć mnie do klubu. Wypiłem z dwa kieliszki alkoholu a potem pojechałem z Klaudią do mnie do domu. A w domu puściłem muzykę, dałem jej kieliszek Martini, a sobie nalałem szklankę wody i rozmawialiśmy. Odwiozłem ją do domu. I tak zakończyła się ta „przygoda”. Nie wiem czy zauważyłaś, że snułem się po firmie jak cień gdy się kłóciliśmy, a gdy mnie pochwaliłaś szalałem z radości. Po jakimś czasie postanowiłem odpuścić, skoro trzymasz mnie na dystans… Nie dopuszczałem myśli że mnie już nie kochasz. Domyślałem się jednak że mnie nienawidzisz. Postanowiłem usunąć się w cień. Miałem lecieć z Paulą do Włoch. W każdym bądź razie jak przeczytałem list od ciebie to pomyślałem, że jeszcze nie wszystko stracone.
Marek ujął jej twarz w dłonie.
-Ula… Wybaczysz mi?
Dotknęła dłonią jego policzka i lekko kiwnęła głową.
-Kocham cię – wyznał.
-Ja ciebie też. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Zbliżyła swoją twarz do jego. Poczuł dotyk jej warg. Brakowało im tego. Ula po chwili lekko się od niego odsunęła i przytuliła go. Ich serca odgrywały właśnie dziki taniec radości. Od tej chwili już wszystko miało iść po ich myśli.
*Sama nie wiem gdzie ja to usłyszałam… Sama tego nie wymyśliłam. Sądzę że w jakiejś z moich licznych książek, choć mogę się mylić. Zapadło mi to w pamięć.
**To znalazłam na forum wizaż.pl
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz