niedziela, 3 czerwca 2012

8.Jak magnes


Jak magnes
Część VIII

Część 8
Jechali samochodem wsłuchując się w miarowy rytm silnika i szum deszczu. Rzeczywiście mieli szczęście - cały ich urlop pogoda była przepiękna, a zepsuła się dopiero gdy wyjechali. Spojrzał na siedzącą na miejscu pasażera dziewczynę. Uśmiechała się lekko wsłuchując się w lecącą w radiu piosenkę. Po chwili zaparkował na parkingu przed firmą.
- Już jesteśmy? - zdziwiła się zauważając, że miarowy pomruk silnika zamilkł. 
- Tak. Chodź, załatwię tylko parę rzeczy i możemy iść chociażby na spacer.
Pomógł jej wysiąść z auta i ruszyli w stronę wejścia do firmy. Wjechali windą na piąte piętro. Ula pierwszy raz była w Febo&Dobrzański, zawsze jeździł tam za nią Maciej. Rozejrzała się z zaciekawieniem po przestronnym korytarzu, a Marek tymczasem podszedł do recepcji.
- Cześć Aniu. Jest jakaś poczta?
- Nie.
- Okej. To mogę kluczyk?
- Nie ma.
Spojrzał na nią zaskoczony. Jego sekretarka była roztrzepana, zwariowana i zapominalska, ale nie posądzał jej o zapomnienie o kluczu. 
- Violetta już przyszła - wyjaśniła.
- Łał, nie spóźniła się.
Ania zaśmiała się. Marek podszedł do Uli chcąc zabrać ją do swojego gabinetu, jednak w tym momencie z windy wysiadła Helena.
- Cześć mamo. - Uśmiechnął się do rodzicielki.
- Witaj synku. - Kobieta odwzajemniła uśmiech jedynaka. 
- Właśnie mamo, to jest Ula Cieplak, moja dziewczyna - powiedział do matki. Uśmiechnął się lekko do Uli dodając jej otuchy. Dobrzańska przywitała się z dziewczyną.
- Synku, możemy porozmawiać?
- Jasne mamo. Ula, poczekasz na mnie w gabinecie? - zapytał wskazując jej odpowiedni kierunek. - W sekretariacie jest Viola, moja sekretarka, lepiej nie wdawaj się z nią w dyskusje, bo potem zostaniesz jej najlepszą przyjaciółką... a tego nikomu nie życzę.
Zaśmiała się.
- Jasne. 
Pocałował ją krótko, po czym ruszył z mamą do sali konferencyjnej. Przepuścił Helenę w drzwiach po czym oparł się o szklany stół. Kobieta usiadła spoglądając na radosny uśmiech syna.
- Marek... A co z Paulinką?
Jęknął. Wiedział, że taka rozmowa nadejdzie prędzej czy później, miał jednak nadzieję, że później. Jednak bardziej podejrzewał o to pytanie ojca. Myślał, ze mama lepiej przyjmie wiadomość o tym, że nie kocha kobiety, którą teoretycznie powinien pokochać.
- Mamo... Paulina to jest piękna kobieta, nie ukrywam, ale jej nie kocham. 
- A tą... Ulę kochasz?
Uśmiechnął się.
- Tak mamo. Kocham ją. I to nie jest kolejny romans, kolejna dziewczyna do rozkochania żeby móc spędzić z nią jedną noc. Ona jest dla mnie naprawdę ważna, zależy mi na niej. Z Pauliną nie byłbym szczęśliwy. Przecież dobrze wiesz, że nie przepadamy za sobą. 
Helena podniosła się z krzesła i stanęła obok chłopaka. 
- Synku, jesteś pewien, że wiesz co robisz? - zapytała, patrząc na niego z troską. Uśmiechnął się lekko. 
- Tak mamo. Niczego nie jestem bardziej pewny, niż tego uczucia. Pierwszy raz się tak czuję. Pierwszy raz czuję się tak szczęśliwy. Ja naprawdę ją kocham i jestem pewny, że z wzajemnością. - Kobieta westchnęła. Marek spuścił wzrok. - Mamo wiem, że cię zawiodłem. Wiem, że wolałabyś żebym związał się z Paulą, ale to nie byłby związek z miłości. To nie byłby nawet związek z rozsądku. Raczej z braku rozumu*. 
- Synku, staram się zrozumieć twoją decyzję, choć jest to dosyć trudne. Ale postaram się zaakceptować twój wybór... kto wie, może i Ulę polubię.
Uśmiechnął się do rodzicielki. 
- Dziękuję mamo. 
- Może przyjedziecie w takim razie dzisiaj na obiad? Przy okazji przedstawisz swoją dziewczynę ojcu. 
- Chętnie przyjedziemy, tylko mamo... mam jedną prośbę. Niech na tej kolacji będzie tylko nasza czwórka, nie zapraszaj Pauli i Aleksa... tego drugiego w szczególności. 
                                                         ***
Wszedł do sekretariatu przed swoim gabinetem i spojrzał na Ulę. Patrzyła w osłupieniu na Violettę. Zachichotał.
- Widzę, że się już poznałyście... 
- Tak... Mareczku, ja tu właśnie opowiadałam Uli...
- Tak, tak - przerwał jej. - Dziękuję Viola, że się zajęłaś Ulą, ale do rzeczy. Przygotowałaś to o co cię prosiłem przed moim wyjazdem?
Kubasińska zrobiła skruszoną minę.
- No... jeszcze nie wszystko - stwierdziła niepewnie.
Jęknął pocierając skronie. Ta kobieta doprowadzała go do białej gorączki.
- Dobrze Viola... To ty dokończ to czego jeszcze nie zrobiłaś, a my pójdziemy do Pshemko. 
- Nie radzę - rzuciła blondynka. - Nie dostał kakao. 
Parsknął śmiechem. Ula spojrzała na niego zaskoczona. No tak, nie opowiedział jej jeszcze o dziwactwach firmowego projektanta.
- Czekolady Viola, czekolady... - Uśmiechnął się z politowaniem do blondynki. - Chodź kochanie.
Ruszyli do pracowni projektanta odprowadzani nieco zdziwionym spojrzeniem Violetty. Marek spojrzał przez szybę w ścianie. Pshemko rzeczywiście szalał, chociaż to mało powiedziane. Manekiny, wieszaki i projekty fruwały po całej pracowni. Ula spojrzała na Marka zaskoczona.
- No... To jest właśnie Pshemko. Coraz częściej zastanawiam się czy nie załatwić jego asystentom jakiegoś ubezpieczenia zdrowotnego. 
- To może ja zaczekam. 
- Dobra... To idę.
Uśmiechnął się do niej po czym wszedł do pracowni Mistrza. Uchylił się przed nadlatującym wieszakiem. 
- Pshemko, Pshemko, spokojnie. 
Złapał projektanta za ramiona.
- Nie Marku! - krzyknął zrzucając dłonie prezesa. - Ja wiem, że wy macie terminy, ale ja tutaj przeżywam kryzys!
Wywrócił oczami. 
- Co się stało?
- Ta osoba! Ona... Chciała żebym dał jej moje kreacje! Ty to rozumiesz?! Taka hańba... 
Mężczyzna złapał się za głowę.
- Pshemko, ale kto!
Mistrz spojrzał na niego wymownie.
- Nie... Znowu ona?
                                                          ***
Ula stała na korytarzu przed pracownią czekając aż jej ukochany wyjdzie z pomieszczenia. Oglądała właśnie wiszące na ścianie zdjęcie Marka oraz, jak głosił podpis, Aleksandra Febo. Po chwili pierwszy z nich jak proca wystrzelił z pracowni.
- Ula, przepraszam cię, ale to jeszcze trochę potrwa.
- Jasne, ja tu sobie poczekam.
- Jak chcesz, to na trzecim piętrze jest bufet. 
Uśmiechnęła się do niego. Musnął przelotnie jej usta i już go nie było. Ula powędrowała do windy i zgodnie z wskazówkami Marka pojechała nią na trzecie piętro. Tam zupełnie nie wiedziała, które drzwi prowadzą do baru,jednak postanowiła posłuchać swojej niezawodnej kobiecej intuicji. Podeszła do dwuskrzydłowych drzwi i uchyliła je. Trafiła bezbłędnie. Zamówiła kawę. Miła blondynka powiedziała, że zaraz przyniesie jej do stolika, więc usiadła przy jednym. Dyskretnie rozglądała się po wnętrzu. Rzadko, nawet bardzo rzadko, bywała w różnych firmach, Maciej był odpowiedzialny za kontakty z kontrahentami, więc to on do nich jeździł. Po chwili otrzymała swoją kawę. Podziękowała uprzejmie uśmiechając się. Po kilkunastu minutach zaczynała się nudzić. Zauważyła, że większość pracowników opuszcza bufet, więc domyśliła się, że skończyła się właśnie przerwa na kawę. 
- Cześć. Jestem Ela, a ty?
Spojrzała na kobietę stojącą obok. Uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Ula. 
- Mogę się dosiąść? Wszyscy wrócili do pracy, więc aktualnie i tak nie mam roboty.
- Jasne, siadaj. W najbliższym czasie też nie będę miała nic do roboty. 
- Co? Jesteś z kimś umówiona i się spóźnia?
Pokiwała głową jakby chciała powiedzieć "trochę tak, trochę nie". - Jestem umówiona, ale ta osoba się nie spóźnia. 
- Ale tu nie pracujesz?
- Nie, nie - zaśmiała się. - Ale jestem właścicielką ProS, współpracujemy z Febo&Dobrzański.
Blondynka zamyśliła się przez chwilę.
- Nigdy cię tu nie widziałam.
- Bo odpowiedzialny za kontakty z kontrahentami jest mój wspólnik, Maciej Szymczyk. 
Dziewczyny pogrążyły się w rozmowie. Po jakichś dwudziestu minutach do bufetu wszedł prezes. Ela uśmiechnęła się lekko.
- Dzień dobry panie prezesie - rzuciła. 
- Dzień dobry. - Uśmiechnął się miło, po czym jego wzrok zjechał na siedzącą przy stoliku Ulę. Uśmiechnął się do niej ukazując dołeczki. Zupełnie nie zastanawiał się nad tym, czy powiedziała nowej koleżance, o tym kto jest jej chłopakiem, jednak nie przejmował się tym. - Cześć kochanie.
- Cześć - odpowiedziała odwzajemniając krótko jego pocałunek. - Już wszystko załatwiłeś?
- Chciałem jeszcze zajrzeć do Seby, mojego przyjaciela, a przyszedłem zobaczyć czy przypadkiem się nie nudzisz. - Zaśmiała się. - Ale widzę, że nie. - Pokiwała głową. - To załatwię jeszcze jedną rzecz i pójdziemy, okej?
- Okej - zgodziła się. 
Marek chciał już wychodzić z bufetu, gdy nagle przypomniał sobie o czymś bardzo ważnym. Odwrócił się i wrócił do stolika dziewczyn.
- Zapomniałbym Ula... Masz wolne popołudnie.
- Tak... czemu pytasz?
- Mama zaprosiła nas na kolację... zgodziłem się, przepraszam, że bez uzgodnienia z tobą, ale...
- Nie, w porządku. - Uśmiechnęła się do niego. - Po południu jestem wola.
- Super. To już wam nie przeszkadzam, przyjdę niedługo. 
Pokiwała z aprobatą głową. Gdy mężczyzna wyszedł, Ela spojrzała na nią zaciekawiona.
- Nie mówiłaś, że jesteś umówiona z prezesem.
Wzruszyła ramionami dając jej do zrozumienia, że ten temat nie podlega jakiejkolwiek dyskusji. 
                                                  ***
Sebastian Olszański, dyrektor HR firmy Febo&Dobrzański, a także najlepszy przyjaciel Marka Dobrzańskiego siedział właśnie w swoim gabinecie. Na jego biurku stały trzy ważne dla niego rzeczy. Jego rowerek, zdjęcie rodziców, a także zdjęcie jego z Violą. To ostatnie było dla niego najważniejszym przedmiotem. Uśmiechnął się pod nosem po czym z powrotem przeniósł wzrok na arkusz kalkulacyjny wyświetlony na ekranie jego monitora. Nagle drzwi jego gabinetu otworzyły się z impetem.
- Marek, przyjacielu! Już myślałem, że się ciebie dzisiaj nie doczekam.
Dobrzański roześmiał się.
- Jednak się doczekałeś, ale nie mam zbyt dużo czasu, bo jestem umówiony. Dosłownie dwadzieścia minut. To co tam u ciebie? - zapytał siadając na krześle za jego biurkiem Założył nogę na nogę i spojrzał na przyjaciela. 
- Wiesz praca, Viola, praca, Viola... i tak w kółko. Szczerze mówiąc to miałem nadzieję, że pan prezes pozwoli mi i swojej sekretarce wziąć urlop?
- Pewnie, ale stary, jutro to załatwimy bo dzisiaj naprawdę mam labę. Mama zaprosiła mnie i Ulkę na obiad.
- Uuu... Obiad twojej ukochanej u potencjalnych teściów?
- Nie potencjalnych, tylko przyszłych, Seba, przyszłych.
Olszański aż otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.
- No proszę, aż tak poważnie o niej myślisz? To może przedstawisz mi tą swoją ukochaną? 
- Przedstawię, spokojnie, ale jutro, dobra?
- Dobra, dobra... Leć Marek, bo jak patrzę jak się skręcasz na tym krześle to aż mi się odechciewa na ciebie patrzeć.
Kiwnął głową wstając z krzesła. - Do jutra.
- Pa. Leć chłopie, bo widzę, że jesteś stęskniony za tą dziewczyną.
Uśmiechnął się do kumpla. Seba doskonale rozpoznawał jego emocje.
                                                       ***
Pod posesję seniorów Dobrzańskich podjechało sportowe auto - srebrny Lexus. Wysiadł z niego przystojny brunet i obiegł auto dookoła. Pomógł wysiąść ukochanej. Spojrzał jej w oczy i zobaczył, że jest zdenerwowana. Złapał ją za rękę i uśmiechnął się do niej dodając jej otuchy.
- Spokojnie kotku, wszystko będzie dobrze - powiedział łagodnie. - Chodźmy, rodzice pewnie już czekają. 
- Masz rację, chodźmy.
Podeszli do brązowych drzwi. Marek zadzwonił i po chwili w progu stanęła Helena.
- Cześć mamo.
- Witaj synku. Dzień dobry pani Urszulo - dodała, uśmiechając się do niej przyjaźnie. Zrozumiała wybór syna i zaakceptowała go. Mimo wszystko nadal był jej synem, i chciała jego szczęścia.
- Po prostu Ula - zaproponowała nieśmiało. Helena spojrzała na nią z sympatią. Ujęła ją tą swoją nieśmiałością.
- Wejdźcie dzieci, tata czeka już w salonie. Napijecie się czegoś?
- Ja kawę - powiedział Marek.
- A ty, Ula?
- Ja też poproszę kawę.
- Dobrze. Zosiu! - zawołała gosposię. Po chwili do Heleny podeszła drobna blondynka, jednak nie słuchali już o czym rozmawiają, tylko ruszyli w stronę salonu. Tam rzeczywiście siedział Krzysztof. Gdy zobaczył młodych podniósł się z zajmowanego miejsca. 
- Cześć synu.
- Witaj tato.
Panowie uściskali się.
- Tato poznaj, to jest właśnie Ula, moja dziewczyna.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry pani Urszulo.
Senior Dobrzański szarmancko ucałował dłoń kobiety. Także jemu zaproponowała żeby mówił jej po imieniu. Czuła się wtedy swobodniej. Marek spojrzał na nią z uśmiechem. Zajęli miejsce przy stole. 
- Widzisz? Nie jest tak źle - szepnął. - Świetnie sobie radzisz.
Uśmiechnęła się do niego. Wiedziała, że gdyby nie to, że stoi przy niej Marek, radziłaby sobie o wiele gorzej. Po chwili pani Zosia przyniosła kawę i wróciła do kuchni przygotowywać obiad. Ula czuła się nieco skrępowana i przytłoczona wystrojem salonu. Wiedziała, że Marek pochodzi z bogatej rodziny, więc domyślała się także, że jego dom jest urządzony w nieco bogatszym stylu, jednak nigdy jeszcze nie była w takim miejscu, trochę ją to przytłaczało. Na początku w salonie panowała pełna skrępowania cisza, aż w końcu Krzysztof zapytał się ich jak spędzili urlop. Mieli na ten temat oczywiście pełno do powiedzenia. Marek opowiedział rodzicom jak poznali się z Ulą, nie wdawali się za bardzo w szczegóły ich zejścia się. Helena i Krzysztof uśmiechali się pod nosem słuchając młodych. Było widać jak na dłoni, że się kochają. Helena wiedziała, że dobrze zrobiła nie uprzedzając się do Uli tylko dlatego, że nie była Pauliną. Doszła teraz do wniosku, że przy pannie Febo jej syn nigdy nie zachowywał się tak swobodnie i nie patrzył na nią takim wzrokiem pełnym miłości. Poza tym dziewczyna wydała jej się sympatyczna. Była może trochę nieśmiała, jednak dodawało jej to uroku.
- Ula, Marek mówił coś, że masz młodsze rodzeństwo? - zagaiła dziewczynę Helena. 
- Tak, sześcioletnią Beatkę i osiemnastoletniego Jasia - potwierdziła. 
- A Jaś już po maturze? Wybiera się na jakieś studia?
- Zastanawia się czy iść w kierunku modelingu, czy na medycynę, czy może to pogodzić ze sobą. 
- Pshemko bardzo sobie chwali twojego brata - wtrącił się do rozmowy Krzysztof. 
- A twoje rodzeństwo pewnie daleko ma do szkoły i przedszkola, prawda?
- Nie, w Rysiowie jest budynek z przedszkolem, podstawówką i liceum ogólnokształcącym, więc nie ma z tym większego problemu. Jasiek teraz planuje wynająć coś w Warszawie. Ale nawet gdyby nie było szkoły w Rysiowie to nie byłoby z tym problemu. Nasz sąsiad zawsze jest chętny do podwiezienia. 
Krzysztof chwilę zamyślił się, ale po chwili dodał - Ale pewnie i tak masz daleko w wiele miejsc?
- Tak, rzeczywiście czasami jest problem z dojazdem gdzieś, ale mieszkanie na przedmieściach też ma swoje uroki. 
- Tak - do rozmowy włączył się dotychczas milczący Marek - byłem u Uli i muszę przyznać, że jest świetnie. Cicho, spokojnie, samochody przejeżdżają raz na ruski rok... I do lasu całkiem niedaleko... Byliśmy na spacerze z Beatką - wyjaśnił rodzicom.
  Zasiedzieli się i zagadali z Dobrzańskimi tak, że zupełnie stracili poczucie czasu i nawet nie zauważyli jak nastała dwudziesta druga. 
- My już chyba będziemy się zbierać, nie kochanie? - rzucił Marek zerkając na zegar.
- Tak, rzeczywiście, późno się zrobiło. 
- Ale przecież nie będziecie tak po nocy jeździć, poza tym jest burza... Stary pokój Marka jest pusty.
- Nie chciałabym robić kłopotu...
- Ula, nie robisz żadnego kłopotu. 
Spojrzała na Marka. Wzruszył ramionami, jednak po chwili ulegli. Ula poszła z Heleną poszukać coś do ubrania na noc a panowie zostali w salonie pijąc resztę wina**. Po chwili do salonu wróciła Ula dzierżąc w dłoni jakiś t-shirt i spodnie dresowe Heleny. Domyślała się, że są to jej ciuchy sprzed paru lat, gdyż jakoś nie mogła sobie wyobrazić matki Marka w takim stroju. Ruszyli z Markiem do jego pokoju. Mężczyzna poszedł do łazienki, a Ula weszła do pokoju. Rozejrzała się wokół siebie. Ściany pomalowane były na granatowo, a dość duże łóżko nakryte było nieco jaśniejszą także niebieską kołdrą. Spojrzała na plakaty wiszące na ścianie. Najwięcej było Beatlesów, reszty zespołów raczej nie znała, bądź ich nie słuchała. Podeszła do "kącika muzycznego". Stała tam bardziej wysoka niż szeroka szafka z płytami, wieża, a obok niej stara gitara. Spojrzała na ścianę. Po obu stronach w rogach znajdowały się małe półeczki z ustawionymi na nich głośnikami. Na przeciwległej ścianie znalazła biblioteczkę. Nie musiała długo na nią patrzeć, żeby zorientować się, że Marek gustował w kryminałach, książkach detektywistycznych i thrillerach. Na biurku oprócz podkładki z mapą świata zauważyła nieco pozdzierane naklejki drużyn piłkarskich. Nad drzwiami wisiał czarny zegar w kształcie sześciokąta. Na szafeczce nocnej obok biurka znalazła zeszyt do nut. Uśmiechnęła się pod nosem otwierając go. Rozpoznała pismo Marka, którym zapisane były tytuły poszczególnych piosenek. Odłożyła pięciolinię i usiadła niepewnie na łóżku. Po chwili do środka wszedł Marek ubrany w swoją granatową piżamę.
- Zwolniłem ci łazienkę.
- Okej.
Wzięła dres Heleny i wyszła z pokoju. Szybko wykonała wieczorną toaletę. Gdy wróciła do pokoju zastała Marka leżącego na łóżku brzdąkającego poszczególne chwyty na gitarze. Uśmiechnęli się lekko do siebie. Położyła się obok niego. 
- Twoja stara gitara?
- Właściwie to jest to gitara ojca. Chciałem nauczyć się grać, a wiadomo, że nastolatkowie mają pełno chwilowych hobby, które jednak szybko im przechodzą, więc rodzice stwierdzili, że kupią mi gitarę dopiero jak nauczę się grać. Więc uczyłem się na tej taty. 
- Zagrasz mi coś?
Wypuścił głośno powietrze. 
- Spróbuję, chociaż oprócz "Wielkiej miłości" - uśmiechnął się do niej porozumiewawczo - to innych piosenek za bardzo nie pamiętam. Zamyślił się chwilę nastrajając instrument. Po chwili najwidoczniej przypomniał sobie nuty jakiejś piosenki, bo zaczął grać. -  
Będziesz zbierać kwiaty
będziesz się uśmiechać
będziesz liczyć gwiazdy
będziesz na mnie czekać.
Musiała przyznać, że głos miał niesamowity. Taki łagodny, kojący, poruszający do głębi. Idealnie komponował się z dźwiękami granymi przez niego na gitarze.
-I ty właśnie ty
będziesz moją damą
i ty tylko ty
będziesz moją panią...***     
Odłożył gitarę i spojrzał na nią. Uśmiechała się lekko. Uwielbiał patrzyć na nią gdy była taka zamyślona, ten lekki półuśmiech malujący się na jej ustach był uroczy. Nie mógł się powstrzymać i pocałował ją czule. Odwzajemniła pocałunek. 
- Idziemy spać? - zapytał. Pewnie gdyby znajdowali się u niego w domu delikatnie dałby jej do zrozumienia, że ten wieczór chciałby spędzić nieco inaczej jednak po pierwsze nie byli u niego w domu, a po drugie nie chciał robić nic wbrew Uli, a doskonale ją rozumiał i wiedział, że nie jest jeszcze na to gotowa. Kiwnęła głową więc wstał i zaciągnął ciemne zasłony na okno. W pokoju automatycznie zrobiło się o wiele ciemniej. Wsunął się pod kołdrę obok niej. Musnął czule jej usta.
- Kocham cię - szepnął jej do ucha.
- Ja też cię kocham - odszepnęła wtulając się w niego.
"Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości" - William Shakespeare
 
*Ula kiedyś tak pomyślała o małżeństwie Marka z Paulą.
**Chyba niezbyt jasno to napisałam, ale nie umiem inaczej... Nie chodzi mi o to, że piją resztę wina z butelki bo gdyby wypili całe wino to nie gadaliby tak trzeźwo xD Chodzi mi o resztę wina, która została w ich kieliszkach, której nie zdążyli wypić przy obiadokolacji ;)
***Wiem, że nie napisałam, całej :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz