niedziela, 3 czerwca 2012

7.Jak magnes


ak magnes
Część VII

Część 7
Leżała z głową na jego kolanach uśmiechając się pod nosem. Spojrzała na ukochanego. Siedział podpierając się od tyłu rękoma z uśmiechem wpatrując się w biegającą nieopodal nich wiewiórkę. Odwróciła wzrok w kierunku bezchmurnego nieba. Zmrużyła lekko oczy broniąc się przed rażącym światłem słonecznym. Nagle poczuła delikatne, ale zarazem przyjemne, łaskotanie na ramieniu. Spojrzała na tą część ciała i uśmiechnęła się lekko. Marek jeździł po jej nieosłoniętej ręce źdźbłem trawy. Dla obojga taka chwila spokojnego nicnierobienia oprócz przebywania ze sobą, była równie wspaniała jak spacerowanie czy wygłupianie się. Nie rozmawiali ze sobą, wystarczyło im spojrzenie w oczy tej drugiej osoby. Ula zerwała rosnący nieopodal kwiatek i zaczęła obrywać jego płatki. 
- A teraz co? "Kocha, nie kocha"? - zażartował mężczyzna. Był szczęśliwy. Bardzo szczęśliwy. Kochał kobietę leżącą mu w tej chwili na kolanach miłością szczerą i bezwarunkową, wiedział, że nigdy by jej nie okłamał. Nie umiałby. 
- Może.
- I co wyszło? - zapytał zmieniając pozycję na leżącą.
- Kocha - stwierdziła odrywając ostatni płatek i puszczając go na wietrze. 
- To bardzo mądry kwiatek.
Zaśmiała się, a on natychmiast jej zawtórował. Miała taki zaraźliwy śmiech... Spojrzał na nią i uśmiechnął się szeroko. Była piękna. Akurat w tej chwili nie miała makijażu, ale nie przeszkadzało mu to. Nawet był gotów stwierdzić, że podobała mu się taka naturalna. Włosy także zostawiła rozpuszczone pozwalając żeby rozwiał je wiatr. Zerwał kwiatek rosnący nieopodal i z łobuzerskim uśmiechem założył go za jej ucho. Spojrzała na niego z uśmiechem. Pogłaskał ją po lekko zarumienionym policzku. Na komplementy, czy wiele mówiące spojrzenia rzucane w jej kierunku reagowała właśnie rumieńcem. Była pierwszą kobietą, która rumieniła się w jego obecności. Dodawało to jej uroku. Odgarnął jej włosy za ucho tak, że miał teraz jeszcze lepszy widok na jej lewy profil. 
- Co tak patrzysz? - zapytała, zauważając jego wzrok na sobie. 
- Nic, po prostu nie mogę się na ciebie napatrzeć - stwierdził. - Jesteś piękna. - Z zadowoleniem obserwował jak na jej policzki wpływa zdradliwa czerwień. Podniosła się z jego kolan i położyła się obok niego na trawie. Teraz miał jej oczy bardzo blisko siebie. Zatonął w ich błękicie. Ilekroć patrzył jej w oczy, zawsze zachwycała go ich głęboka barwa. Nie dało się ukryć, była piękna. - Kocham cię Ula - powiedział półgłosem. Pocałował ją czule. Nigdy nie wierzył w te całe motylki w brzuchu, i to niesamowite uczucie uniesienia podczas pocałunku ukochanej osoby. Nie wierzył aż do momentu jak pierwszy raz pocałował Ulę. Teraz już wiedział, że dopiero teraz poznał miłość. Tą jedną jedyną, prawdziwą, na całe życie. 
- Też cię kocham - odpowiedziała, gdy już zakończyli pocałunek. Widział w jej oczach takie pokłady miłości i szczerości, że nie umiałby jej nie uwierzyć. Jej uczucia były widoczne w jej oczach jak na dłoni. Ona nie umiałaby nikogo okłamać. 
Przyciągnął ją lekko do siebie i przytulił policzek do jej włosów upajając się ich owocowym, kojącym zapachem. Był szczęśliwy tak jak jeszcze nigdy. Nie zastanawiał się co będzie, nie myślał o tym jak zareagują rodzice, nie obchodziło go to, że gazety będą trąbić o ich związku, było mu wszystko jedno co powiedzą ludzie. Najważniejsze było tylko to, że się kochają. Naprawdę kochają. A taka miłość przetrwa każdą próbę. 
                                                                ***
- Nie chcę się jeszcze z tobą rozstawać - jęknął gdy o godzinie dwudziestej trzeciej odprowadził ją pod drzwi jej domku letniskowego.
- Marek, późno już, co jeszcze chcesz robić.
Wzruszył ramionami. - Jutro wyjeżdżamy, rano będziemy się pakować więc zobaczymy się dopiero jak będziemy wracać do Warszawy, a ja do tego czasu nie wytrzymam.
Uśmiechnął się do niej jak szczeniak liczący na to, że jego właściciel pobawi się z nim chwilę dłużej. Zaśmiała się. - Będziesz musiał - stwierdziła.
- Ula może... - Wyraźnie się zastanawiał nad jakąś propozycją. - Zostaniesz ze mną... na noc?
Spojrzała na niego. Zaskoczył ją, zdziwił, może trochę przestraszył. 
- Marek, ja... - zaczęła, jednak nie skończyła. 
Zauważył jej reakcję. Przytulił ją do siebie. Wtuliła się ufnie w jego ramiona. 
- Kochanie, jeśli nie chcesz to rozumiem. - Odsunął ją od siebie na niewielką odległość. - Nie zrobię nic wbrew tobie. Nie ma pośpiechu. - Uśmiechnął się do niej czule. Rozumiał ją doskonale. Ula nie była kobietą, która idzie z facetem do łóżka zaledwie po tygodniu związku, jednak coś mówiło mu, że powinien spróbować. Ale nie chciał naciskać. W końcu nie musieli się z niczym spieszyć. Mieli dużo czasu, na te sprawy również. - Dobranoc kotku. - Pocałował ją czule co od razu odwzajemniła. - Kolorowych snów. 
- Dobranoc - powiedziała cicho. Musnął jeszcze raz jej malinowe usta po czym rozeszli się do swoich domków letniskowych. 
  Ula opadła na tapczan. Okryła się kołdrą i zaczęła wpatrywać się w sufit. Zaskoczył ją tą propozycją. Może też trochę przestraszył, w końcu jeszcze nigdy z żadnym mężczyzną nie była aż tak blisko, nawet z Bartkiem, mimo kilkuletniego związku. Nie ufała, ani nie kochała go na tyle, żeby iść z nim do łóżka, choć ten wielokrotnie naciskał na to. Z Markiem sytuacja była odwrotna. Ufała mu, kochała go, ale także się bała. Nie wiedziała czy dałaby radę sprostać jego wymaganiom. Na szczęście nie naciskał na nią. Nawet przez chwilę myślała czy nie jest na nią przypadkiem zły, jednak zaraz odrzuciła te myśli. W końcu zapewnił ją, że rozumie i, że nie muszą się śpieszyć. Nie była jeszcze na to gotowa, a on doskonale to zrozumiał. Przymknęła oczy z zamiarem zaśnięcia i uwolnienia się od tych myśli, jednak uniemożliwił jej to sygnał przychodzącej wiadomości SMS. Zapaliła lampkę nocną i odszukała wzrokiem swój telefon. 
"Kolorowych snów skarbie :) Kocham cię. M."
Uśmiechnęła się. - "Ja też cię kocham" - odpisała. - "Śpij dobrze. Twoja Ula."
Odłożyła telefon, zgasiła lampkę i ponownie ułożyła się wygodnie do snu. Tym razem udało jej się zasnąć od razu z uśmiechem na ustach.
                                                                   ***
Wyszła z domku letniskowego targając swoją walizkę. Była w tej chwili pełna podziwu dla Maćka, że dał radę donieść jej toboły do domku letniskowego. Na szczęście po chwili jej zmagania zauważył Marek stojący nieopodal. Podszedł do niej szybko i wziął od niej torbę. 
- Boże dziewczyno, co ty tu masz... - jęknął zawieszając torbę na ramię. Musną krótko jej usta.
- Najpotrzebniejsze rzeczy - stwierdziła.
- Całą biblioteczkę? A może wyposażenie kuchenne? - zażartował. Zaśmiała się. Bardzo dobrze umiał ją rozweselić, a jej humor tego dnia pozostawiał wiele do życzenia. Nie chciała wracać do domu, do obowiązków i pracy. Oczywiście stęskniła się za rodziną i za Maćkiem, jednak gdyby miała wybierać zostałaby jeszcze kilka dni. Spojrzała na Marka. Wrzucił jej walizkę do bagażnika i przez chwilę rozmasowywał obolałe ramię, tak samo jak Maciej, gdy przytargał jej walizkę. 
"Może rzeczywiście za dużo wzięłam..."
Zauważyła, że Dobrzański otworzył jej drzwi od auta, więc skwapliwie wsiadła do środka. Ten środek transportu odpowiadał jej o wiele bardziej od przepełnionego pociągu. Do tego mogła podróżować obok Marka, a to był duży plus. Gdy tylko Marek przekręcił kluczyk w stacyjce odpalając silnik zagrzmiało, a z nieba lunął deszcz. 
- No... to mieliśmy fuksa - stwierdził, uruchamiając wycieraczki. 
- Nie chcę jeszcze wracać.
Roześmiał się widząc jej naburmuszoną minę.
- Kotku... - Pomógł zapiąć jej pas. - Obiecuję, że kiedyś tu jeszcze przyjedziemy. 
Uśmiechnęła się lekko. Spojrzała jeszcze raz na morze, jednak zaraz zniknęło jej z oczu. 
  Marek spojrzał na ukochaną. Wyraz jej twarzy wskazywał na to, że jest zamyślona. Uśmiechała się delikatnie wbijając wzrok w spływające po szybie kropelki deszczu. Burza coraz bardziej przybierała na sile, jechał więc bardzo ostrożnie, przez co czas przejażdżki przedłużył się z pięciu godzin do siedmiu. Odetchnął z ulgą gdy przez ścianę deszczu zobaczył niewyraźny zarys stolicy. Nie chciał wyrywać dziewczyny z zamyślenia więc nie mówił, że dojeżdżają. Po następnych kilku minutach pierwsze zabudowania zamieniły się w wysokie bloki.
- Kotku - powiedział cicho nie chcąc jej spłoszyć. Była bardzo zamyślona. Spojrzała na niego pytająco. - Jesteśmy w Warszawie, ale nie myśl, że pozwolę ci samej wracać do domu. Gdzie mam jechać?
Ula tłumaczyła mu w jakie ulice ma wjeżdżać, a gdy wreszcie wjechali do jej rodzinnego miasteczka dokładnie mówiła mu w którą stronę ma skręcać.
- To tutaj - oznajmiła, więc Marek zjechał na bok i zgasił silnik. - Wejdziesz? - zaproponowała. 
- Nie, nie będę robił kłopotu, poza tym rodzina pewnie chce cię przywitać. Poza tym nie znam twojej rodziny.
- To poznasz - stwierdziła. - A w przywitaniu mnie akurat nie będziesz przeszkadzał. Dzieciaki pewnie są w domu, w taką pogodę tata by ich nigdzie nie puścił. No chodź - zachęciła go uśmiechając się przy tym. Nie mógł się nie zgodzić.
- Co ty ze mną robisz - zaśmiał się. Wyszedł z auta i obiegł je dookoła. Zimne krople deszczu atakowały go ze wszystkich stron. Wypuścił Ulę. Szybko wyjął jej walizkę zupełnie nie zwracając uwagi na jej ciężar i pociągnął Ulę za rękę. Przemoczeni do suchej nitki stanęli na ganku. Ula nacisnęła klamkę, jednak ku jej zdziwieniu dom był zamknięty. 
"Wyszli? Przecież w taką pogodę to aż żal psa wygonić" - pomyślała pukając. Po chwili w drzwiach stanął Maciej.
- Cześć Maciuś. - Pocałowała przyjaciela w policzek. Panowie się przywitali krótkim uściskiem dłoni. Weszli do środka. - Cześć! - zawołała wgłąb domu. Po chwili z kuchni w ekspresowym tempie wybiegła Beatka.
- Ulcia, Ulcia przyjechała! - zawołała radośnie po czym rzuciła się siostrze na szyję.
- Cześć kochanie. - Przytuliła siostrzyczkę. Marek uśmiechnął się pod nosem. - No puść mnie przylepko, pójdziemy do kuchni. 
Dziewczynka z żalem odkleiła się od siostry. Ruszyli w czwórkę do kuchni.
- Cześć tato. - Pocałowała ojca w policzek. 
- Cześć córeczko. Dzień dobry - dodał zauważając Marka. 
- Dzień dobry - odparł uprzejmie.
- Tato, to jest Marek, mój chłopak - oznajmiła widząc pytające spojrzenie Cieplaka.
- Józef Cieplak.
- Marek Dobrzański. 
Panwie uścisnęli sobie dłoń. Po chwili po schodach zbiegł Jasiek. 
- Cześć siostra - rzucił.
- Cześć Jasiu.
- Dzień dobry panie Marku - dodał chłopak zauważając Dobrzańskiego.
- Cześć Jasiek. 
- A wy skąd się znacie? - nie ukrywała zdziwienia.
- Siostra, nie zapominaj, że od czasu jak Pshemko mnie zauważył kiedyś w FD w towarzystwie Maćka, to jestem modelem. Znam prezesa. 
- No tak... 
                                                      ***
Leżał  w łóżku wspominając wizytę w domu Uli. Już od chwili gdy wszedł do środka i usłyszał radosny gwar poczuł prawdziwie rodzinną atmosferę. Nie pomylił się. Spędził bardzo miłe popołudnie w Rysiowie. Cieszył się, że jej rodzina go polubiła. Bardzo zależało mu na tej akceptacji, wiedział przecież jak Ula jest zżyta ze swoją rodziną i nie chciał być powodem do kłótni pomiędzy nimi. Szczególnie ujęła go mała Beatka. Była bardzo rezolutną i wesołą dziewczynką, od razu ją polubił i miał wrażenie, że ona go też, chociażby dlatego, że pokazała mu cały zbiór swoich rysunków. Okazało się, że z Jaśkiem mają wspólne zainteresowanie - piłka nożna. Przegadali o tym trochę. Także pan Józef okazał się bardzo miłym sympatycznym człowiekiem, przez co poczuł wielką ulgę. Nie dało się ukryć, że to właśnie jego reakcji obawiał się najbardziej. Na całe szczęście obawy te okazały się kompletnie nieuzasadnione. Maciej (chociaż on miał tu najmniej do powiedzenia) także cieszył się szczęściem przyjaciół. 
"Rodzina jest dla człowieka korzeniami, przyjaciele łodygą, a miłość kwiatem." - Anna Rokita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz