Jak magnes
Część VI
Część 6
Marek obudził się z szerokim uśmiechem na ustach. Miał wspaniały sen... a może to wcale nie był sen? Uśmiechnął się pod nosem. Postanowił to sprawdzić. Sięgnął z szafki nocnej telefon i odblokował go. Upewnił się, że nie jest jeszcze za wcześnie, jednak stwierdził, że o dziewiątej Ula już nie śpi.
"Dzień dobry kochanie :)" - napisał.
Nie wątpił, że wydarzenia poprzedniego dnia nie były snem, ale upewnił się, że ma rację po odczytaniu smsa od Uli - "Dzień dobry :) Stęskniłam się za tobą..."
Uśmiechnął się wesoło.
"Ja za tobą też" - odpisał. - "Mam nadzieję, że pozwolisz mi się gdzieś porwać?"
"Zostać porwaną przez Marka Dobrzańskiego? Przecież to czysta przyjemność."
Zaśmiał się wesoło. Ula doskonale umiała poprawić mu humor nawet przez zwyczajnego smsa. Niemal wyskoczył spod kołdry i ruszył żwawym krokiem do łazienki. Założył zwyczajny niebieski t-shirt i dżinsy - tego dnia było nadal ciepło, jednak nieco za zimno na krótkie spodenki. Telefon zostawił na szafce nocnej i wyszedł z domku letniskowego. Gdy wyjeżdżał do Gdyni na wakacje nigdy nie przypuszczał, że spotka kobietę w której się zakocha szczerze i bezwarunkowo. Jadąc tu był raczej zniechęcony i zupełnie niezadowolony, że wpadł na ten pomysł, poza tym chciał odpocząć od kobiet, a nad morzem spodziewał się raczej tłumu płci przeciwnej. Tak samo pierwszego dnia urlopu, gdy zobaczył Ulę w lesie, spodobała mu się, i dlatego zapytał się jej o godzinę, jednak nie sądził, że mogliby się jeszcze raz spotkać, a już nawet nie myślał o tym, że mógłby się w niej zakochać. Ruszył szybkim krokiem w stronę drewnianych drzwi jej domku. Zapukał, ku jego uciesze nie musiał długo czekać. Po chwili mu otworzyła. Dzisiaj, dla odmiany, nie była ubrana w sukienkę, a w szarą tunikę na ramiączkach i dżinsowe białe rybaczki. Uśmiechnął się do niej wesoło.
- Cześć skarbie - powiedział, po czym podszedł bliżej i pocałował ją krótko.
- Cześć - odpowiedziała. Uśmiechnął się do niej. Nigdy nie sądził, że tak bardzo poprawi mu humor widok jakiejś osoby, usłyszenie jej głosu, pocałunek... i, że dzięki temu będzie tak zwyczajnie, nieprzyzwoicie szczęśliwy. Bez żadnych obaw, że mogłaby wyrwać rękę, złapał ją za dłoń. Ruszyli powoli przed siebie powoli.
- To gdzie mnie porwiesz? - zapytała. Zaśmiał się cicho.
- Szczerze mówiąc to nie mam nic zaplanowanego. To była tylko taka wymówka. - Puścił jej oczko. - Ale możemy po prostu spontanicznie iść do lasu, albo na plażę, prawda? - zapytał uśmiechając się. Odwzajemniła uśmiech. Był niemal w stu procentach pewny, że gdyby był tu z Pauliną albo z jakąś modelką to na taki komunikat by go wyśmiała. W końcu im zależało nie na mile spędzonym czasie a na jakiejś randce w wystawnej restauracji. Oczywiście nie miał nic przeciwko takim randkom... ale ile można? Zdążył się już zorientować, że Uli nie zależy na jakimś wyszukanym spędzaniu czasu, a po prostu na miłym urlopie w dobrym towarzystwie.
- Wiesz co? Mam pomysł - rzucił po kilku minutach spokojnego spaceru.
- Jaki?
- Zobaczysz. Masz wygodne buty?
- No tak... - przyznała niepewnie.
- To chodź.
Pociągnął ją lekko za rękę w odpowiednią stronę. Po przejściu dość dużego odcinka drogi brzegiem morza, w końcu dotarli na miejsce.
- Nie, Marek... - jęknęła ze śmiechem. - Nie mów, że ja mam... Przecież ja nie mam kondycji!
Roześmiał się.
- Po tygodniu biegania i pływania nie masz kondycji? Nie wierzę. No chodź! Wydmy wcale nie są takie męczące - zachęcił ją.
- Chyba musiałbyś się bardziej postarać - mruknęła.
- Nie mów, że wyjeżdżałaś na te wakacje żeby chodzić tylko do lasu i na plażę. No chodź!
Pociągnął ją za rękę i, chcąc nie chcąc, pobiegła za nim. Gdy wbiegli już na górę, Ula miała wrażenie, że nogi jej odpadają.
- Ja dalej nie idę - stwierdziła.
Zachichotał.
- A kto powiedział, że masz iść?
Spojrzał na nią z figlarnym błyskiem w oku. Zerknęła na jego zaniepokojona. Zazwyczaj takie spojrzenie u niego zwiastowało jakiś zwariowany pomysł.
- Na trzy... - Spojrzała na niego jak na niespełna rozumu. - Raz... - zaczął odliczanie, nieco mocniej łapiąc ją za rękę. Zupełnie nie wiedziała czego się spodziewać. Marek uśmiechnął się wesoło. Nie wiedział co ta dziewczyna ma takiego w sobie, że przy niej potrafił zachowywać się naturalnie, że mógł się wygłupiać i nie zostać skrytykowany "bo to takie dziecinne". - Dwa... Trzy!
Gwałtownie ruszył do przodu ciągnąc za sobą zaskoczoną Ulę. Dziewczyna zupełnie nie spodziewała się pociągnięcia, więc wywróciła się, a Marek oczywiście poleciał za nią. Ze śmiechem zjechali w dół.
- Wariat! - zawołała, gdy już byli na dole.
- Ale twój - stwierdził całując ją w nosek. Uśmiechnęła się.
- Jestem przez ciebie cała w piasku.
- Ale jest chociaż dobra zabawa. No chodź, zjeżdżamy jeszcze raz?
Ula spojrzała na niego sceptycznie. Postanowił przekonać ją do tej oryginalnej rozrywki. Wziął ją na ręce, ku jej głośnemu sprzeciwowi. Namęczył się nieźle podczas wnoszenia ukochanej na gorę wydmy. Postawił ją na ziemię.
- Nie Marek... Daj spokój.
- Nie podoba ci się zabawa?
Spojrzała na niego kątem oka. Zrozumiał, że rzeczywiście jego pomysł nie przypadł jej do gustu.
- Okej, w takim razie... - zaczął, jednak zupełnie nie spodziewał się tego co Ula miała zamiar zrobić. Biorąc z niego przykład złapała go za rękę i zupełnie zaskoczonego Dobrzańskiego pociągnęła za sobą. Ponownie zjechali wydmą w dół śmiejąc się przy tym wesoło. Reszta ludzi patrzyła sceptycznie na ten rodzaj rozrywki. W końcu byli dorośli... Gdy zjechali już na dół Marek rozochocony zaczął łaskotać ukochaną.
- M-marek! - wykrztusiła przez śmiech. - P-prze-przestań!
- Mam przestać? A kto mnie tutaj robił w konia, a potem pociągnął na dół?
- M-marek, p-proszę!
- Nie, nie moja droga, Najpierw mnie przeprosić - zażartował nadal ją łaskocząc.
- P-przeprasz-przepraszam! Ale p-przestań już!
Zgodnie z jej życzeniem przestał. Pocałował ją co natychmiast odwzajemniła.
- Marek - mruknęła. - Ludzie się patrzą - stwierdziła, zauważając, że wycieczkowicze przechodzący nieopodal zwracają na nich uwagę. Jedni się uśmiechali, drudzy kręcili z dezaprobatą głową.
- Niech patrzą... - odpowiedział pomiędzy pocałunkami. - Przejmujesz się tym?
Korzystając z jego chwili nieuwagi wymknęła się z jego objęć. Wstała i otrzepała się z piasku wyłapując przy tym udawane zirytowane spojrzenie Marka.
- No już kochanie, nie denerwuj się na mnie - rzuciła. - Idziemy?
- Gdzie?
Zastanowiła się chwilę.
- Nie wiem gdzie możemy iść, ale mam ochotę na coś zgoła innego - stwierdziła gdy brunet także podniósł się z piachu.
- Na co?
- Zagrasz mi coś. Chodź.
Zachichotał. Żadna dziewczyna, której dotychczas powiedział o tym, że gra na gitarze, nie chciała powtórki z tej niebywałej rozrywki.
- Co, tak ci się podobało?
- No pewnie. - Uśmiechnęła się uroczo. - Ale dzisiaj to ja wybieram piosenkę.
- Byle taką, którą znam.
***
- Cześć Seba - rzucił do słuchawki. Od początku urlopu nie miał okazji porozmawiać ze swoim najlepszym przyjacielem, a bardzo chciał dowiedzieć się co u niego no i oczywiście pochwalić się swoim szczęściem. - Co tam? Serio, z Violą? Nie no super, stary! Gratulacje! No pewnie, że dobrze robisz, przecież jesteś w niej zakochany do szaleństwa... to widać Seba, naprawdę. Ja? No, ja też mam powody do dobrego humoru. Nie, nie miła noc. Nie, nie modelka. - Zaśmiał się. - Nie zgadniesz w życiu - stwierdził. - Zakochałem się - oznajmił radośnie. - Nie stary, nie chodzi o romans, ani o przelotną miłostkę... Ja pierwszy raz czuję się tak nieprzyzwoicie szczęśliwy. Ula Cieplak, mówi ci to coś? No, raczej powinno. Brawo, masz rację, ProS. No. Maciej zabawił się w swatkę... Właśnie, powinienem do niego zadzwonić, jeśli Ulka tego jeszcze nie zrobiła, dwa dni temu stwierdziłem, że ja i Ula to tylko przyjaźń i nic więcej. - Zaśmiał się. - Wygląda na to, że oboje mieliśmy udany tydzień... Oj, dobra, dziewięć dni, ale się czepiasz szczegółów... No, za pięć dni... aż żal wracać. Wyobraź sobie chwile spędzone z ukochaną osobą na zabawie, wygłupach, rozmowach, spacerach, po prostu na beztrosce. Koniecznie musisz Violę gdzieś zabrać. - Zaśmiał się. - Jasne, jak Viola woła, to leć. Dobranoc Seba.
Rozłączył się i spojrzał na zegar. Wskazywał dwudziestą drugą. Zaczął się poważnie zastanawiać czy jest to na tyle przyzwoita pora żeby dzwonić do Maćka. W końcu jednak stwierdził, że nie powinien go obudzić. Wybrał znany numer i przyłożył telefon do ucha.
- Cześć Maciej - rzucił. - Przepraszam, że dzwonie o tak nieprzyzwoitej porze, ale nie mogłem się powstrzymać. - Usłyszał w głosie kolegi ciekawość, więc pospieszył z wyjaśnieniami. - Pamiętasz jak kilka dni temu dzwoniłeś? Przyznałeś się wtedy, że zabawiłeś się w swatkę. No a ja stwierdziłem, że między mną i Ulą nic nie ma i nie będzie. No cóż... Jak to mówią serce nie sługa - stwierdził. - Tak Maciek, zakochałem się w twojej przyjaciółce. Na szczęście z wzajemnością. Chyba powinienem ci podziękować. No, przecież gdybyś jej nie namówił na ten wyjazd, to pewnie w najbliższym czasie się nie spotkamy. Jasne, dobranoc.
***
Aby znaleźć miłość, nie pukaj do każdych drzwi. Gdy przyjdzie twoja godzina, sama wejdzie do twego domu, w twe życie, do twego serca - Robert Allen Zimmerman
Leżąc w łóżku naszło go zupełnie niespodziewanie na analizowanie całego swojego życia. Wspomniał wszystkie swoje romanse, modelki i nie tylko, wszystkie dziewczyny z którymi coś go łączyło. Oszukiwał je, zwodził, i nigdy nie miał wyrzutów sumienia. W końcu one też tego chciały. Wiedział, że zachowywał się w stosunku do nich nie fair, chociaż to chyba mało powiedziane. Mówił im, że będą razem, czasami posuwał się nawet do wyznawania miłości, chociaż jej nie czuł. Tak naprawdę to myślał, że właśnie to co łączyło go z tymi panienkami było miłością. Zawsze twierdził, że te całe porywy serca, motylki w brzuchu, zapominanie o całym świecie, to tylko historyjki dla małych dziewczynek, które potem przez resztę życia czekają na księcia z bajki. Teraz wiedział, że to co uważał za miłość, w istocie nią nie było. To była tylko marna podróbka prawdziwego uczucia. Pamiętał, że gdy był jeszcze dzieciakiem marzył często o prawdziwej miłości, o szczęściu, założeniu rodziny. Przyszło mu niestety dorastać w takim a nie innym świecie, w świecie pełnym kłamstw i obłudy. Zawsze pociągały go piękne kobiety. Ta słabość sprawiła, że nie myślał już o prawdziwej miłości, twierdził, że tego nie ma, a ustatkować się jeszcze zdąży, prędzej czy później. Jednak tak naprawdę to podświadomie w tych wszystkich kobietach szukał tej jednej jedynej miłości, tej przy której mógłby zapomnieć o całym świecie, którą chciałby obronić przed całym złem tego świata. W końcu jednak naszła go refleksja - nie jest już dzieckiem, może rzeczywiście pora się już ustatkować? Ma prawie trzydziestkę na karku, a zachowuje się jak niedojrzały nastolatek. Wyjeżdżał na urlop z myślą o odpoczynku. Chciał poleżeć na piasku, nadrobić braki w książkach, pospacerować, i nabrać dystansu do kobiet. Zupełnie niespodziewanie jednak na jego drodze stanęła jedna. Miał nadzieję, że będzie mu obojętna. W końcu było tyle kobiet w ośrodku wypoczynkowym, dlaczego więc akurat ta miałaby być kimś ważniejszym? Los jak widać chciał inaczej, i stety niestety spotkał dziewczynę na zwiedzaniu Gdańska. Chciał ją zignorować, przejść do innego zabytku, albo wtopić się w tłum, jednak coś kazało mu do niej podejść. A potem już wszystko potoczyło się bardzo szybko - najpierw ta impreza podczas której zauważył, że jest ładna. Oczywiście widział to już wcześniej, ale dopiero wtedy mógł dokładnie spenetrować jej wygląd. Najbardziej jednak zdziwiło, i może trochę przestraszyło to, że dziewczyna mu się podoba. Wiedział już wtedy, że ma w sobie "to coś", nie mógł nie zwrócić na nią uwagi, mimo tylu innych pięknych kobiet. Potem zupełnie niespodziewanie przestała mu być obojętna. Chciał spędzać z nią czas, dobrze mu się z nią rozmawiało, mógł być przy niej sobą, bo ona nie znała go wcześniej, nie wiedziała jak się zachowywał, nie znała jego maski, znała prawdziwego Marka. Sam nie wiedział kiedy zaczął żywić do niej cieplejsze uczucia niż przyjaźń. Nie chciał się zakochiwać, myślał nawet nad unikaniem jej... ale nie udało się, nie umiał wytrzymać bez niej tyle czasu, może nawet za nią tęsknił. I wtedy zaczął się poważnie zastanawiać nad swoimi uczuciami. I doszedł do wniosku, że ją kocha. Pewnie gdyby nie wyjechał na urlop z myślą "odpoczynek od płci przeciwnej, koniec z dziewczynami na jedną noc" to potraktował by Ulę tak samo jak te wszystkie dziewczyny. Jednak nie chciał jej tak potraktować, chciał się w końcu zmienić, i właśnie dzięki temu poznał ją i zobaczył jaka jest. Teraz oprócz tego, że była ładna, i mu się podobała, to ujęła go swoim charakterem. Gdy podczas pakowania się na urlop pakował gitarę, zastanawiał się po co mu ona, w końcu nie będzie grał, tak dawno tego nie robił. Mimo wszystko zabrał ją ze sobą. Nie wiedział czy to czysty przypadek, czy może intuicja, ale gitara się przydała. Nigdy nie był tak romantyczny... albo zawsze był ale o tym zapomniał. Zastanawiał się jak to jest - podczas prowadzenia, bądź co bądź, rozwiązłego trybu życia i podświadomego szukania miłości, oczywiście miłości nie znalazł. A teraz gdy się zmienił, przypomniał sobie o marzeniach z dzieciństwa - miłość, dom, rodzina, wyjechał żeby nabrać dystansu, upewnić się, że podjął dobrą decyzję o nowym życiu, wyjechał odpocząć od kobiet, i wcale nie myślał o zakochiwaniu się - znalazł miłość. A może to miłość znalazła jego?
Nagle do głowy wpadła mu pewna myśl doskonale opisująca wszystkie jego refleksje - "Miłość jest jak cień człowieka, uciekasz, to cię goni, a kiedy ją gonisz ucieka."*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz