niedziela, 3 czerwca 2012

5.Jak magnes


Jak magnes
Część V

Część 5 
Ula po tym jak poczuła usta Marka na swoim policzku uśmiechnęła się tylko aby ukryć zakłopotanie,  życzyła mu dobrej nocy i zamknęła za sobą drzwi. Osunęła się po nich na podłogę i przymknęła lekko oczy. Cały dzień (poza spotkaniem z Bartkiem) był wspaniały, bawiła się naprawdę dobrze, jednak nie spodziewała się takiego zakończenia. Niby nic, zwyczajny, przyjacielski pocałunek w policzek na dobranoc... Niby nic, a jednak coś. Bo gdyby to było nic, to przecież nie zareagowałaby tak emocjonalnie. 
"Czy po tygodniu znajomości można się w kimś zakochać?" - zapytała sama siebie. - "Czy w ogóle po tygodniu znajomości można nazwać kogoś swoim przyjacielem?" 
Westchnęła cicho. Czy była w nim zakochana? Tego nie mogła stwierdzić. Przecież niedawno została zraniona przez Bartka, bała się, nie chciała ładować się od razu w nowy związek. Nikt nie lubił cierpieć, ona także nie była wyjątkiem. Czy był jej przyjacielem? A czy istnieje miłość między kobietą i mężczyzną?
"Istnieje, pewnie, że istnieje. Pod warunkiem, że ten właśnie mężczyzna nie jest w typie kobiety, a kobieta w typie mężczyzny." 
Uśmiechnęła się pod nosem.
"No i oczywiście pod warunkiem, że jedna z tych osób się nie zakocha w drugiej."
A czy ona była zakochana? Być może. 
"Nie, nie, nie... Ulka!" - krzyknęła na siebie w myślach. - "Co ja wyrabiam? Ja się nie mogę w nim zakochać! Muszę przestać" - postanowiła. Podniosła się z podłogi i ruszyła do łazienki. Wzięła zimny prysznic, na dworze było gorąco i duszno. Wytarła się i założyła koszulę nocną. Wsunęła się pod kołdrę i zasnęła mimo, że jej myśli ciągle chciały odpływać w jednym tylko kierunku - "kocham go czy nie?"
  Gdy obudziła się rano poczuła się nad wyraz wyspana. Spojrzała na zegar i aż otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. Nie sądziła, że może spać aż do dziesiątej. Z natury była rannym ptaszkiem, i nawet jeśli była na wakacjach i miała nadzieję na pospanie chociaż do ósmej, to zawsze zrywała się z łóżka jakąś godzinę wcześniej. Sięgnęła telefon i zobaczyła, że ma wiadomość. Od Marka. 
"Cześć Ulka" - pisał. - "Nie odbierasz, więc domyśliłem się, że jeszcze śpisz." - Uśmiechnęła się pod nosem. - "Chciałbym z tobą porozmawiać. Marek."
Wstała niechętnie z łóżka, wykonała poranną toaletę, ubrała się po czym wyszła z domku. Nie była głodna, więc śniadanie sobie odpuściła. Rozejrzała się po okolicy. Oczywiście zobaczyła Marka. Uśmiechnęła się do niego promiennie. Odwzajemnił uśmiech po czym podszedł do przyjaciółki.
- Przejdziemy się? - zaproponował.
- Tak, pewnie. O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - zaciekawiła się.
Westchnął lekko.
- Chodź. - Pociągnął ją za rękę. Nie opierała się i po chwili doszli do lasu. Zwolnili kroku wsłuchując się w odgłosy mieszkańców lasu. Ula lekko spróbowała wyjąć dłoń z jego uścisku, gdy to zauważył postanowił rozpocząć rozmowę. - Ulka... - zaczął. Spojrzała na niego zaintrygowana. - Ja... Chciałbym... - Spojrzał jej w oczy. - Ula, ja... - Zbliżył się nieznacznie do jej twarzy i pocałował ją. Odwzajemniła pocałunek, jednak zaraz się opamiętała. Marek był przecież jej przyjacielem, nie mogli... Odepchnęła go od siebie delikatnie. Spojrzał na nią przepraszająco.
- Marek... - zaczęła zdławionym głosem. Odchrząknęła cicho. 
- Przepraszam - powiedział półgłosem. - Nie powinienem był.
Odwrócił głowę w innym kierunku. Dziewczyna zupełnie nie wiedziała co powinna zrobić.
- Marek, co chciałeś mi powiedzieć? - zapytała, chociaż spodziewała się już odpowiedzi.
- Ula ja... kocham cię - przyznał wreszcie. 
  Usiadła na tapczanie gwałtownie łapiąc powietrze. Jej oddech był krótki i nierówny. Spróbowała się uspokoić. Spojrzała niepewnie na zegar. Pokazywał siódmą. Odetchnęła lekko. Tak jak się spodziewała to był sen. Opadła na poduszki, jednak nie było dane jej zasnąć bo usłyszała dzwonek telefonu. Spojrzała na wyświetlacz i przeczytała "Masz 1 nową wiadomość od: Marek". Wzięła głęboki oddech i dłuższą chwilę nie wypuszczała powietrza z płuc. Otworzyła wiadomość.
"Cześć Ula :) Możemy się wieczorem spotkać? Nie będziesz żałowała. Marek."
"Dobrze" - odpisała. - "Podaj tylko gdzie i o której?"
Po chwili otrzymała wiadomość - "Bądź gotowa tak na 21. Przyjdę po ciebie więc o miejscu dowiesz się w swoim czasie. Do wieczora. Myślę, że jakoś zorganizujesz sobie dzień bez mojego towarzystwa :) Marek."
"Jakoś sobie poradę. Do wieczora" - odpisała po czym odłożyła telefon na szafkę nocną. Położyła głowę na poduszkę. Gdyby była w domu, w Rysiowie zapewne zaczęłaby lepić pierogi. 
Sama nie wiedziała co czuje. Bo, nie da się ukryć, był przystojny. Podobał jej się, jak zapewne wielu innym kobietom, nie mogła temu zaprzeczyć. Ale doskonale wiedziała, że to, że jej się podobał nie świadczyło o tym, że go kochała. A może...? W końcu czy gdyby go nie kochała to czy by jej się śnił? Ponoć sny są odzwierciedleniem najskrytszych marzeń, a przecież tej nocy śnił jej się pocałunek z Markiem, i to, że wyznaje jej miłość... 
  Powoli wchodziła do wody. Lubiła pływać, i robiła to często jeśli tylko miała ku temu okazję, była to dla niej chwila relaksu. Gdy skończył jej się grunt pod nogami zaczęła płynąć nie zwracając za bardzo uwagi na innych ludzi. Jednak ta chwila wydawała jej się taka... pusta. Gdy zaczęła dogłębnie zastanawiać się nad tym uczuciem, zrozumiała, że brakowało jej Marka. W końcu pływali razem. Nie ważne czy się wygłupiali, czy pływali na wyścigi, czy może jeszcze zwalali się wzajemnie z materaca, ważne, że byli razem, w miłej, przyjacielskiej atmosferze. Westchnęła cicho. Podpłynęła do miejsca gdzie miała grunt i odwróciła się na plecy. Płynęła spokojnie wpatrując się w słońce, oraz chmury przepływające po niebie. Od razu przypomniało jej się jak z Markiem patrzyli na chmury i mówili z czym im się kojarzą ich kształty. Zawsze było przy tym zajęciu wiele śmiechu i radości, jednak teraz jakoś nie potrafiła się uśmiechnąć. Westchnęła cicho i popłynęła do brzegu. Wyminęła bawiące się, pod czujnym okiem rodziców, dzieci. Usiadła na kocu w swojej ulubionej pozycji - oplotła rękoma kolana i zaczęła wpatrywać się w morze. Teraz, jak na złość, przypomniało jej się jak z Markiem siedzieli tak nic nie robiąc i wpatrując się w fale. Wstała z koca i zwinęła go po czym ruszyła w stronę domku letniskowego. Przebrała się ze stroju kąpielowego w zwiewną zieloną sukienkę. Pomyślała wtedy, że Marek zapewne nakłoniłby ją do spaceru po lesie nawet w stroju kąpielowym, bo w końcu "nic się nie stanie, a krem na komary zapewne masz". Uśmiechnęła się lekko. Ruszyła do lasu jednak także tam wszystkie miejsca kojarzyły jej się tylko z Markiem. Ich wygłupy i zabawa w berka, spacery, przeczekiwanie na małej polance ocienionej drzewami najgorętszych godzin dnia... Usiadła na owej polance oplatając kolana rękoma. Oparła brodę o kolana i przymknęła oczy. Ptaki na drzewach urządzały jej istny koncert, delikatny wietrzyk dający co jakiś czas o sobie znać rozwiewał jej włosy. Gdyby był przy niej teraz Marek, zapewne tylko uśmiechnąłby się pod nosem i położył się na trawie, dając jej chwilę na poodbieranie wszystkimi zmysłami cudów natury. Wydawało jej się, że Marek doskonale rozumiał jej potrzebę pobycia czasami w samotności, spaceru w ciszy, albo wręcz przeciwnie - rozmowy. Uchyliła oczy i rozejrzała się wokoło siebie. Nie wiedziała czemu tak bardzo chciała żeby Marek się przy niej znalazł. Przecież Maciej też był jej przyjacielem, ale nie odczuwała takiego braku jego obecności, ani tęsknoty po zaledwie kilku godzinach rozstania. Spojrzała na swój telefon. Wskazywał szesnastą, a przecież z Markiem była umówiona dopiero na dziewiątą wieczorem. Postanowiła znaleźć sobie jakieś zajęcie. W tym celu wróciła do domku letniskowego i rozłożyła się na łóżku. Włączyła radio i wsłuchując się w słowa jakiejś piosenki rozpoczęła przeglądanie magazynów, które przytargała ze sobą z Rysiowa. Horoskop, jakieś wzmianki o modzie, rozwiązanie krzyżówki, sudoku, wykreślanka, kilka artykułów, pooglądanie zdjęć i odrzucenie kolejnej gazety. Gdy zrobiła to samo z każą z gazet, które tu przywiozła spojrzała z nadzieją na zegar. Jednak wskazywał dopiero osiemnastą. Opadła bezsilnie na poduszki. Nie rozumiała jak to możliwe, ze przy Marku dzień wydawał jej się zdecydowanie za krótki, a gdy miała spędzić go bez niego to zupełnie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Zaczęła się zastanawiać nad tym co Marek planuje. Zaskakiwał ją raz za razem. Gdy pomyślała, że może jej sen okaże się proroczy, poczuła przyjemne ciepło w okolicy serca. Westchnęła lekko. 
"Chyba rzeczywiście się w nim zakochałam..."
Wzbraniała się przed tym. Wyjeżdżając nad morze, za namową Maćka, obiecywała sobie solennie: "żadnych facetów, żadnej miłości, żadnego zakochiwania, i żadnego cierpienia. Jadę odpocząć". W końcu wyjeżdżała żeby odpocząć od Dąbrowskiego. Bała się, że jeśli pozna jakiegoś faceta i się w nim zakocha, to znowu będzie cierpieć, tak jak po Bartku. Domyślała się, że teraz także...
"W końcu Marek by się we mnie nie zakochał. Traktuje mnie jak przyjaciółkę, a nie jak kobietę... Dlatego koniec z tymi porywami serca i zakochiwaniu się w każdym facecie, który wyda się miły... Koniec!"
Westchnęła cicho. Spojrzała na zegar i aż otworzyła oczy ze zdziwienia.
"To jest jakaś paranoja... Na myślach o Marku spędziłam dwie godziny, i nawet tego nie zauważyłam, a przy zwyczajnych czynnościach ciężko mi było wytrzymać chociaż godzinę."
Pokręciła głową po czym poszła do łazienki trochę się wyszykować. Swój wygląd oceniła na plus, więc nie zmieniała sukienki. Ograniczyła się do ułożenia włosów i zrobienia makijażu - zupełnie zapomniała o zabraniu tuszu wodoodpornego więc nie pływała w makijażu, a potem zupełnie wyleciało jej z głowy umalowanie się. Swoją drogą, to nie pierwszy raz, Marek kilka razy miał już okazję zobaczyć ją bez makijażu. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i stwierdziła, że nie potrzebuje więcej poprawek. Wyszła z łazienki i ponownie tego dnia spojrzała na zegar. Dopracowywanie swojego wyglądu zajęło jej dwadzieścia minut. Nagle zabrzmiał dzwonek jej telefonu. Porwała go i odczytała szybko wiadomość od Dobrzańskiego - "Będę za dziesięć minut... Mam nadzieję, że jesteś już gotowa?" 
"Tak, jestem gotowa" - odpisała i odłożyła telefon na tapczan. Coś podpowiedziało jej, że nie powinna brać na ich spotkanie komórki. W razie gdyby dzwonił ojciec albo Maciek, oddzwoni po powrocie. Podeszła do okna i po chwili zobaczyła Marka. Powstrzymała chęć wyjścia mu na przeciw. Gdy usłyszała pukanie samoistnie na jej twarzy pojawił się uśmiech. Otworzyła drzwi.
- Cześć - powiedziała uśmiechając się do niego promiennie.
- Cześć. - Odwzajemnił uśmiech ukazując dołeczki. - Zorganizowałaś sobie jakoś dzień?
- Jakoś... - Zaśmiał się. - Gdzie idziemy?
- Zobaczysz - stwierdził tajemniczo.
- Marek? 
- Powiem tak - pewnie się zdziwisz, może nie z miejsca a z celu do którego cię tam zaprowadzę. I mam nadzieję, że nie będziesz żałowała.
Uśmiechnęła się lekko idąc obok niego. 
  Dotarli na bardziej odludne miejsce na plaży. Zauważyła rozłożony koc i coś czego nigdy przenigdy by się nie spodziewała. 
- Grasz na gitarze? 
- Mówiłem, że się zdziwisz - stwierdził uśmiechając się pod nosem. - Trochę. Kiedyś grałem więcej, ale dzisiaj się przekonałem, że to jest jak jazda na rowerze - raz nauczone zostaje na zawsze. 
Uśmiechnął się do niej.
- To jak? Zagrasz coś?
- A myślisz, że po co ja targałem tu ten sprzęt? Nawet zaśpiewać mogę - zaśmiał się.
- To dalej.
- Co?
- Zaśpiewaj. 
Westchnął śmiejąc się przy tym cicho. Sam doskonale wiedział, że i zagra i zaśpiewa. Że zrobi wszystko, nawet zatańczy. Uśmiechnął się na tą wizję. W ciągu całego dnia, podczas treningu gry na gitarze, musiał sobie przypomnieć poszczególne chwyty i nauczyć się nowej piosenki, dużo rozmyślał nad wczorajszą rozmową z Maćkiem i swoimi późniejszymi wątpliwościami. I uświadomił sobie pewną rzecz - kochał Ulę. Nie znali się może zbyt długo, jednak miał wrażenie, że całe życie. Cały dzień miał ochotę pójść do niej i spędzić ten dzień z nią. Mimo, iż wiedział, że wieczorem się spotkają to tęsknił za nią. Usiedli na kocu. Ula spojrzała na mężczyznę siedzącego obok niej. Wziął gitarę i spojrzał na nią jeszcze raz.
- Uprzedzam, mogę trochę fałszować.
- Sądzę, że jednak nie będzie tak źle - skwitowała, patrząc na niego. Uśmiechnął się lekko po czym zaczął grę. Ula od razu rozpoznała melodię ulubionej piosenki. Zastanawiała się czemu akurat ją wybrał. Jednak zaraz dała się ponieść jego głosowi, który wcale nie był zły. Musiała przyznać, że świetnie śpiewał.
- Czekasz na tę jedną chwilę, 
serce jak szalone bije, 
zrozumiałem, po co żyję, 
wiem, że czujesz to co ja.
Zamyśliła się lekko. Zauważyła, że Marek zerka na nią podczas śpiewania uśmiechając się do niej tajemniczo. 
- Ej, za krótko trwa godzina, 
niech się chwila ta zatrzyma, 
moim szczęściem chcę nakarmić
calutki świat, zdziwiony tak. 
Spojrzała na niego nie do końca wiedząc dlaczego akurat ta piosenka. Musiała przyznać, że była piękna, a w wykonaniu Marka podobała jej się chyba jeszcze bardziej. 
- Wielka miłość nie wybiera, 
czy jej chcemy nie pyta nas wcale, 
wielka miłość, wielka siła
zostajemy jej wierni na zawsze.
Zauważyła, że podczas śpiewania refrenu patrzy na nią dziwnie... wymownie. Jakby chciał dać jej coś do zrozumienia, jakby chciał jej powiedzieć, że śpiewa o nich. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Chciała wierzyć, że śpiewał o nich, że on też ją kochał i dlatego wybrał akurat "Wielką miłość". 
- Miną lata, gwiazdy zgasną, 
fotografie w głowie zasną,
gdy nas ludzka złość rozłączy 
jak i tak odnajdę Cię,
kiedy rozum każe zwątpić,
czekaj, zadrży świecy płomień
bo po drugiej rzeki stronie,
jak dobrze wiem, tam ogród jest.
Jego głos docierał do niej zupełnie odbierając jej zdolność logicznego myślenia. Miał doskonały głos, kojący, łagodny, niski, doskonale komponował się z muzyką. Grał swoją drogą też doskonale. Jednak jeszcze bardziej zastanawiało ją i... cieszyło, że wybrał akurat tą piosenkę. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Ciężko jej było przyjąć do wiadomości, że on mógłby śpiewać o nich. Przecież jej nie kochał...
- Wielka miłość nie wybiera, 
czy jej chcemy nie pyta nas wcale, 
wielka miłość, wielka siła
zostajemy jej wierni na zawsze.
Zagrał kilka ostatnich chwytów pozwalając wybudzić jej się z zamyślenia. Spojrzał na nią. Spojrzała na niego kątem oka. Zmienił pozycję tak, że usiadł teraz bliżej niej, tak, że niemal stykali się ciałami. 
- Pięknie... - przyznała, jeszcze nieco rozmarzona. - Ale... Dlaczego akurat "Wielka miłość"? - zapytała patrząc na niego pytająco. Raczej spodziewała się czegoś innego, ale na pewno nie tego. 
- Wiesz... - Spojrzał na nią. - Po prostu bardzo lubię tą piosenkę - powiedział niepewnie. 
Kiwnęła głową.
- A tak naprawdę? - zapytała spoglądając na niego. Chciała żeby on rzeczywiście zagrał akurat tą piosenkę bo się w niej zakochał, a nie dlatego, że lubił tą piosenkę, jednak coraz trudniej jej było w to uwierzyć. Poczuła zdradliwą wilgoć pod powiekami. Wzbraniała się przed tą miłością, ale jak widać się nie udało, i znowu musiała cierpieć.
- Ulka... - Zauważył, że ma łzy w oczach.
"Domyśla się?" - pomyślał. Westchnął cicho. Wstał z koca i podał jej dłoń. Podała rękę i pozwoliła mu poprowadzić się na brzeg morza. Było już dawno po zachodzie słońca, jednak mimo to okrągły księżyc odbijający się w wodzie także był piękny. Zapatrzyli się na niego chwilę. Marek bezwiednie, ku zdziwieniu Uli objął ją przyciągając delikatnie do siebie. 
- Ula ja... - zaczął niepewnie. Ula spojrzała na niego nieco zdziwiona, nieco... szczęśliwa. - Ja... - Westchnął cicho nie mogąc zebrać myśli. Jeszcze nigdy żadnej kobiecie nie mówił szczerze, że ją kocha. Zawsze, nawet jeśli już mu się to zdarzyło, było to kłamstwo. A teraz nagle zakochał się naprawdę i zupełnie nie mógł wypowiedzieć tych dwóch krótkich słów. - Kocham cię - niemal szepnął. Nie wyrywała się z jego uścisku, a patrzyła tylko na niego nieco zdziwionymi oczyma. W napięciu czekał na jakąkolwiek jej reakcję. Odetchnął z ulgą zauważając, że kąciki jej ust podniosły się lekko w górę. Nieśmiało musnął jej usta. Zawahał się przez chwilę jednak zaraz odwzajemniła jego pocałunek, więc jego zwątpienie nie było długie. Zupełnie zatracili się w pocałunku, zupełnie nie zwracając uwagi na otaczający ich świat.   Dla Marka było to coś nowego. Pocałunek zawsze był dla niego odczuciem cielesnym, nie czuł żadnego porywu serca, motylków w brzuchu, nie zapominał o istnieniu innych rzeczy poza tą drugą osobą. Teraz mu się to zdarzyło, i musiał przyznać, że było to piękne uczucie. 
- Ja też cię kocham - przyznała nieśmiało, gdy już się od siebie odsunęli na niewielką odległość. Na jego twarz bezwiednie wstąpił uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz