niedziela, 3 czerwca 2012

4. Jak magnes


Jak magnes
Część IV

Część 4
  Ula spacerowała plażą upajając się lekkim podmuchem wiatru dobiegającym od strony morza, cichym świergotem ptaków i samotnością. W końcu znalazła jakiś bardziej odludny kawałek plaży na którym mogła pobyć sama ze swoimi myślami. 
  Marek... Uśmiechnęła się nieco. Traktowała go jak swojego przyjaciela, dobrze czuła się w jego towarzystwie i mimo, iż nie znali się zbyt długo, bo zaledwie tydzień to czuła, że może mu powiedzieć... może nie wszystko ale na pewno dużo rzeczy. Chociaż... on już chyba wiedział o niej wszystko. Przez ostatnie dwa dni, od czasu jak Marek zapytał się jej czy kogoś ma, zaczęli rozmawiać również na bardziej osobiste tematy, nie tylko na te neutralne. 
  Przysiadła na piasku opierając plecy o stojący obok kamień. Zapatrzyła się w horyzont. Nagle jej rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Wzięła go do ręki i przeczytała "Łączenie: Marek". Chociaż chciała pobyć trochę w samotności, to wiedziała, że jego towarzystwo by jej nie przeszkadzało. W końcu umieli ze sobą milczeć.
- Halo? Cześć. Czyżby telepatia? - zaśmiała się. - Właśnie o tobie myślałam. - Usłyszała śmiech po drugiej stronie słuchawki. - Teraz? Znalazłam bardziej odludny fragment plaży. - Zaśmiała się. - Wcale nie jestem odludkiem, po prostu chciałam pobyć trochę sama. Nie, pewnie, że nie przeszkadzasz. Marek... To, że chcę przemyśleć parę rzeczy wcale nie wyklucza twojej obecności. Tak, naprawdę. Okej, czekam w takim razie. No, pa.
Rozłączyła się i położyła telefon obok siebie. Przymknęła oczy odwracając twarz w stronę słońca. Nagle wyczuła czyjąś obecność. Uśmiechnęła się do siebie myśląc, że to Marek wreszcie dotarł, po czym otworzyła oczy, jednak nigdy nie spodziewała się zobaczyć tej osoby która teraz przed nią stała. 
- Co ty tu robisz? - zapytała gwałtownie podnosząc się z zajmowanego miejsca. - I skąd w ogóle wiesz gdzie wyjechałam?
- Kwiatuszku...
- Nie zapominaj - wycedziła - że nie jesteśmy już razem. Nie masz tak do mnie mówić, Bartek. 
- Ale Uleńko... - Mężczyzna chciał ją przytulić, ale odskoczyła.
- Bartek, przestań! Zerwałam z tobą, zapomniałeś już?!  Nie chcę cię znać, idź stąd! - krzyknęła. Nie kochała Bartka, tak jak mówiła Markowi to było fatalne zauroczenie i jeszcze bardziej fatalny związek. Nie czuła miłości, nie czuła miłości i nienawiści, czuła tylko nienawiść do niego. Ale także trochę się... bała? Tak, to jest chyba odpowiednie słowo zważając na to, że Bartek wyciągał od niej pieniądze, a gdy mu odmawiała był wściekły. Zrobiła dwa kroki w tył. - Wynoś się stąd! - powtórzyła, gdy Dąbrowski nie miał zamiaru odpuszczać.
- Oj Ulka, daj spokój, przecież tak nam razem dobrze było... - powiedział. Podszedł do niej bliżej i pogłaskał ją po policzku.
- Może tobie było dobrze. Nie dotykaj mnie! 
- Jakiś problem Ula?
Odetchnęła z ulgą. Gdy Marek stał za nią czuła się trochę bezpieczniej.
- Nie, niema żadnego problemu prawda Ula?
Dziewczyna odepchnęła jego rękę i stanęła obok Marka.
- Uleńko, chodź musimy porozmawiać.
- Nigdzie z tobą nie idę - stwierdziła. - Marek, chodźmy... - Spojrzała na niego błagalnie. Kiwnął głową i ruszyli kawałek przed siebie. Dobrzański kilka razy dyskretnie obejrzał się za siebie, jednak mężczyzna nie ruszył za nimi. 
- W porządku Ulka? - zapytał gdy Ula od dłuższego czasu się nie odzywała.
- Tak, w porządku. - Uśmiechnęła się do niego. Przyjrzał się jej badawczo i stwierdził, że jej uśmiech sięga także oczu, więc stwierdził, że nie musiało jej to za bardzo przejąć. - Marek... Bartek to skończony rozdział, nie chcę go znać, i naprawdę nie mam ochoty ani się nim przejmować, ani o nim myśleć, ani o nim rozmawiać. 
- Dobrze. 
***
  Przez resztę dnia w ich rozmowach ani razu nie przewinął się temat Dąbrowskiego. Oboje zgodnie przyjęli do wiadomości, że jest to temat tabu. 
  Nie dało się nie zauważyć, że oboje bardzo się do siebie zbliżyli. Rozmawiali o wszystkim i o niczym wygłupiali się, spacerowali po lesie, pływali, opowiadali sobie historyjki z dzieciństwa i rozmawiali o planach na ostatni tydzień ich urlopu. Czas płynął im nieubłaganie szybko, co tylko podkreślało, że czują się przy sobie bardzo dobrze i, że nie ma w ich relacjach miejsca na nudę. Jednak na pewno największym przełomem można było nazwać ich wieczorne pożegnanie.

"W chwili, gdy poczujesz w sercu miłość i doświadczysz jej głębi, odkryjesz, że dla ciebie świat 
nie jest już taki sam, jaki był do tej pory" - Jiddu Krishnamurti

Ściemniało się już na co oboje zareagowali bezgranicznym zdumieniem. W końcu wydawało im się, że przed chwilą dopiero się spotkali, a tu już nadeszła dwudziesta druga. Dzisiejsza noc zapowiadała się nawet bardzo ciepła. Marek odprowadził Ulę pod drzwi jej domku letniskowego. Chwilę stali patrząc na siebie.
- To... dobranoc - powiedziała.
- Tak, dobranoc - odpowiedział, jednak żadne z nich nie ruszyło się nawet na krok. W końcu Marek pożegnał ją krótkim pocałunkiem w policzek. Uśmiechnęła się lekko. - Do jutra. Śpij dobrze.
- Ty też. Do jutra - odpowiedziała wchodząc do pomieszczenia.
Marek uśmiechnął się pod nosem zmierzając do swojego domku letniskowego. Cały czas zastanawiał się co ta dziewczyna miała w sobie takiego niezwykłego, przez co cały czas siedziała w jego myślach, przez co cały czas chciał mieć ją przy sobie. Na dodatek, gdy rano zobaczył ją w towarzystwie tego całego Bartka i to, że on nie chce się od niej odczepić, na jej wyraźną prośbę, zdenerwował się, bynajmniej nie na nią. Potem martwił się, że mogła przejąć się tą sytuacją, nie chciał żeby chodziła smutna i zajął jej cały długi dzień. Sam także doskonale się bawił w jej towarzystwie. Umiała go rozweselić. Przy niej mógł być sobą, nie musiał nikogo udawać. Nie patrzyła na niego jak na przystojnego, pociągającego, bogatego prezesa domu mody, Marka Dobrzańskiego, a jak po prostu na Marka. Nie mógł przewidzieć czy jej się podoba. Nie mógł przewidzieć czy się w nim zakocha. Nic nie mógł przewidzieć. Wiedział jednak, że ta znajomość nie skończy się tak szybko, wraz z zakończeniem ich urlopu. Swoją drogą to szczęśliwy zbieg okoliczności, że wyjechali na wakacje akurat w tym samym czasie na tyle samo dni. A może nie zbieg okoliczności, a zwyczajnie, Maciej Szymczyk? Zamyślił się chwilę nad tą kwestią. Maciek był wspólnikiem i przyjacielem Uli, był odpowiedzialny za kontakty z kontrahentami, więc miał okazję go poznać. Polubili się nawet, i po krótkim czasie przeszli na ty. Zdarzało im się czasem, choć rzadko, rozmawiać na tematy inne niż praca. Stąd Szymczyk wiedział o trybie życia prezesa, a także o tym, że się zmienił. Ula mówiła mu kilka dni temu, że wyjechała tutaj żeby odpocząć po związku z Bartkiem, nabrać dystansu. Powiedziała mu także, że Maciej namówił ją na ten wyjazd. Przypomniał sobie, że jakiś czas temu mówił Maćkowi, że planuje wziąć urlop, powiedział też nazwę ośrodka. Nie miał pojęcia czy ich ponoć przypadkowe spotkanie nie było sprawką Maćka. Postanowił jednak sprawdzić to. Na telefonie wybrał numer kolegi. Odczekał kilka sygnałów, i po chwili usłyszał jego głos.
- Cześć Maciej - rzucił. Postanowił od razu przejść do konkretu. - Ostatnio miałem wyłączony telefon, więc nie miałem okazji się zapytać... Wiesz, że Ula... Tak, Cieplak - potwierdził, wywracając oczami. Maciek czasami był taki niedomyślny... - Wiesz, że wybrała ten sam ośrodek co ja? No. Mówiła, że ty jej go polecałeś. - Maciej zaczął się plątać w zeznaniach. Marek roześmiał się serdecznie. - Dobra, już się nie tłumacz. Tak, domyśliłem się sam. Fajnie jest. Miło. A co ja ci mogę więcej powiedzieć? Szymczyk... nie wiem na co ty liczyłeś, ale jeśli chciałeś zabawić się w swatkę to ci nie wyszło - zachichotał. - Tak, polubiliśmy się, ale, co jak co, nie mamy się ku sobie. 
Z uśmiechem pożegnał się z kumplem i rozłączył się. Opadł na tapczan, zastanawiając się nad wypowiedzianym przez siebie zdaniem. 
"Czy aby na pewno?" - po raz pierwszy w jego głowie pojawiła się wątpliwość czy poza koleżeństwem... no dobrze, przyjaźnią, jego i Ulę łączy coś więcej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz