Rozdział 8 – Epilog
„Tydzień na miłość”
Ula spacerowała w towarzystwie Violetty. Znalazła krótką karteczkę od Marka, w której informował ją, że musi coś załatwić i, że postara się wrócić jak najszybciej, jednak nie wracał już od dwóch godzin. Teraz wracała do pokoju z zamiarem poczytania książki i oczekiwania na Marka, który jak na razie nie wracał. Pożegnała się z Violettą i chciała już wchodzić do pokoju jej i Marka gdy nagle usłyszała dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu zobaczyła imię ukochanego.
- Halo? No cześć. Tak, jakoś sobie zorganizowałam dzień, a mogę wiedzieć gdzie zniknąłeś? No okej… Daj mi piętnaście minut, zaraz tam przyjdę. Ja też cię kocham, cześć.
Rozłączyła się i weszła do pokoju. Szybko doprowadziła się do porządku po męczącej wędrówce z Violą, wyciszyła telefon żeby im nie przeszkadzał i wyszła z hotelu. Szybko obrała odpowiedni kierunek. Z lekkim uśmiechem weszła na piasek i rozejrzała się dookoła siebie. Przez chwilę nigdzie nie mogła znaleźć Marka, ale po chwili go zauważyła. Po chwili już znalazła się obok niego.
- Cześć – rzuciła. Spojrzał na nią i jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech. Pocałował ją na przywitanie. Zdążył się za nią stęsknić przez ten dzień. – To jak, powiesz mi gdzie byłeś?
Uśmiechnął się. – Ty zawsze taka ciekawska jesteś? Chodź, zaraz zobaczysz.
Z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy ruszyła za nim. Po niedługiej chwili marszu dotarli w przygotowane przez niego miejsce. Nie mogła powstrzymać szczęśliwego i jednocześnie nieco rozbawionego uśmiechu na widok koca, truskawek i szampana.
- Ostatnim razem nam przerwano, więc pomyślałem, że tu będzie łatwiej… - On także uśmiechał się wesoło na to wspomnienie. – Co prawda wtedy były lody, ale… - zaśmiał się.
Odwróciła się i pocałowała go. Bez wahania odwzajemnił pieszczotę. Usiedli na kocu przytuleni do siebie karmiąc się truskawkami, całując się, śmiejąc i wpatrując w rozgwieżdżone niebo.
Marek Dobrzański siedział w gabinecie prezesa za swoim biurkiem niemal niewidoczny zza sterty papierów. Gdyby nie fakt, że Viola była na urlopie macierzyńskim, Ula w domu, a jego nowa sekretarka, Zuzanna, nie wzięła akurat dzisiaj wolnego, dokumentów pewnie miałby o wiele mniej. Musiał jednak się trochę pomęczyć, jeśli chciał wrócić o w miarę przyzwoitej porze do domu. A miał nadzieję, że uda mu się to, miał w końcu pewne… zobowiązania. Uśmiechnął się szeroko na tę myśl i spojrzał kątem oka na zdjęcia stojące obok niego. Jedno rodziców, drugie jego z Ulą na jakichś wakacjach gdy ta była w czwartym miesiącu ciąży, w rogu ramki znajdowało się małe zdjęcie USG, a trzecie było zrobione jakieś dwa tygodnie temu i przedstawiało całą ich uśmiechniętą od ucha do ucha trójkę. No… czwórkę, jeśli liczyć kota Puszka, który załapał się jeszcze na zdjęcie. Uśmiechnął się szeroko po czym znowu powrócił do dokumentów. Musiał je skończyć jeszcze dzisiaj, chociaż najchętniej poczekałby do jutra i dał ich chociaż trochę Zuzannie. Jednak taka opcja nie wchodziła w grę. Odchylił się na krześle biorąc jeden papier do ręki. W drugiej dłoni obracał długopisem, który po chwili spadł mu na ziemię. Zaklął cicho i wszedł pod biurko żeby podnieść urządzenie. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Pomyślał, że to pewnie Sebastian. Sięgnął długopis i wygramolił się spod biurka. Z uśmiechem zaobserwował, że na środku gabinetu stoi mała czarnowłosa dziewczynka ubrana w letnią zieloną sukienkę i sandałki.
- Cześć skarbie – powiedział biorąc pięciolatkę na ręce. Ta natychmiast oplotła jego szyję ramionami. – Gdzie masz mamę? – zainteresował się.
- Poszła do wujka – odparła uśmiechając się do ojca. Marek zastanowił się przez chwilę. Weronika miała w firmie pełno „wujków” i „cioć”… praktycznie to każdy, z kim Ula i Marek bardziej się przyjaźnili był dla niej kimś takim. – Ale potem do ciebie przyjdzie – dodała. – Pojedziesz z nami do domu? – zapytała uśmiechając się szeroko.
- Chciałbym kochanie, ale muszę jeszcze trochę popracować, wiesz?
- To poczekamy – stwierdziła rezolutnie.
Gdy Marek postawił ją na ziemi usiadła na kanapie i zabawiła się rysowaniem po jakichś starych wydaniach magazynów modowych. Uśmiechnął się do córki siadając obok niej. Wiedział, że długo tak nie wytrzyma siedząc i rysując, była strasznie ruchliwym dzieckiem. Postanowił zająć się Weroniką aż nie przyjdzie po nią Ula, a potem popracować. Po jakimś czasie zabawy w „ozdabianie” długopisami poszczególnych sukienek w katalogach, drzwi gabinetu Dobrzańskiego otworzyły się ponownie a do środka weszła niebieskooka piękność. Uśmiechnęła się na widok Marka i Weroniki.
- Cześć Marek – powiedziała do męża. – Weruś chodź, nie będziemy przeszkadzać tacie – dodała wyciągając do małej rękę.
- Przecież mi nie przeszkadzacie – zaprotestował gorliwie.
- Tak szczególnie, że masz na biurku pokaźny stosik dokumentów. O której wrócisz?
- Postaram się jak najszybciej, ale zobaczymy jak to będzie – powiedział wstając z kanapy. Skradł Uli krótki pocałunek. – Byłyście w Rysiowie?
- No właśnie się wybieramy – odparła. – Weronika, chodź. Wujek czeka na dole.
Marek do domu wracał później niż zwykle bo zegar pokazywał, że za dwadzieścia minut będzie dziewiętnasta. Mimowolnie pomyślał, że gdyby nadal był z Pauliną to za powrót po godzinach pracy nieźle by mu się oberwało. Ula dobrze to rozumiała, w końcu sama także pracuje, tylko w soboty zostaje w domu z Weroniką, a niedzielę spędzają razem. Tak było i tym razem – Ula nie poszła dzisiaj do pracy żeby zająć się córką. Po jakimś czasie zaparkował samochód – rodzinnego forda – na podjeździe i ruszył przez ogród w kierunku wejścia. Gdy wszedł do środka przelotem pogłaskał siedzącego na szafce kota Weroniki – Puszka, po czym wszedł do salonu gdzie jego dziewczyny, jak nazywał Ulę i Weronikę, czekały na dobranockę. Z zaskoczeniem zaobserwował, że droga do domu zajęła mu tylko dziesięć minut. Po cichu podszedł od tyłu do kanapy i, zanim dziewczynka zdążyła zareagować, zaczął ją łaskotać. Ula uśmiechnęła się na ten obrazek. Po chwili pocałowała męża na przywitanie.
- Kolację zjedliśmy w Rysiowie, ale zaraz coś ci… - Chciała powiedzieć, że zaraz coś mu przygotuje, ale przerwał jej.
- Kochanie siedź. – Delikatnie położył jej rękę na ramieniu zatrzymując ją na kanapie. – Zrobię sobie coś i zaraz do was przyjdę – powiedział po czym ruszył do kuchni. Ula uśmiechnęła się lekko ponownie przenosząc wzrok na telewizor. Była szczęśliwa. Z Markiem byli małżeństwem od sześciu lat. Oświadczył jej się jakieś dwa tygodnie po powrocie z ich urlopu zainicjowanego przez Sebastiana i Violę. Ślub wzięli niedługo po tym wydarzeniu, bo raptem po czterech miesiącach. Jeszcze nie byli długo razem, ale byli całkowicie pewni, że to właśnie ze sobą chcą spędzić resztę życia. Do tej pory nic w tej kwestii się nie zmieniło i oby tak zostało. Na początku nawet nie myśleli o dzieciach. Oczywiście Ula czasami zastanawiała się jakby to było, ale nie były to żadne konkretne plany, ani nie dzieliła się tymi przemyśleniami z Markiem. Raz jednak jej mąż rozpoczął taką rozmowę i zadecydowali, że tak, oboje chcą mieć dziecko i są na to gotowi. Nie wiedzieli, że los szykuje im niespodziankę i, że podczas tej rozmowy, Ula była w pierwszym tygodniu ciąży. Wiedziała, że nigdy nie zapomni tej jego radości i szczęścia gdy się dowiedział. Był przeszczęśliwy, ona zresztą też. Nie pozwalał jej się przemęczać, ale w końcu doszli do kompromisu – Ula miała pracować do siódmego miesiąca chyba, że będzie się gorzej czuć i ma się oszczędzać. Potrafił w trakcie dnia pracy oderwać się od dokumentów i sprawdzić czy nie bierze na siebie za dużo. Czasami ją to irytowało, ale wiedziała, że po prostu się martwi i nie chce żeby stała się jej, albo dziecku, krzywda. Sam, w ramach niespodzianki dla niej, przygotował pokoik dla małej. Wiedziała już wtedy, że będzie doskonałym ojcem i te przypuszczenia się sprawdziły. Zawsze miał świetny kontakt z dziećmi, co widziała gdy zajmował się Beatką czy dzieckiem Olszańskich. Teraz, od jakiegoś czasu, myślą nad drugim dzieckiem. Ula zawsze chciała mieć dwójkę, albo trójkę dzieci. Marek, oprócz tego, że oczywiście chciał mieć z Ulą dzieci, to wiedział jak to jest być jedynakiem doskonale bo sam tego doświadczył. On i Ula poświęcają oczywiście Weronice więcej czasu niż Helena i Krzysztof Markowi, ale mężczyzna doskonale pamiętał, że zawsze chciał mieć rodzeństwo. Z zamyślenia wyrwał ją głośny śmiech jakiejś bajkowej postaci. Po chwili na kanapie obok usiadł Marek. Obejrzeli dobranockę i Weronika zaczęła robić się śpiąca. Marek postanowił, że położy ją spać. Ula wykorzystała ten czas na to żeby wywiązać się z obietnicy telefonu do Violi. Wybrała numer przyjaciółki i po chwili usłyszała męski głos. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Cześć Seba. Jest Violka w domu?
- Jest, jest, zaraz ci ją dam – stwierdził. Przez dłuższą chwilę nic nie słyszała, ale cierpliwie czekała. Po chwili usłyszała głos przyjaciółki.
- No cześć Ulka. Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać, ale Mateusz koniecznie chciał żebym to ja mu przeczytała bajkę.
Ula była niemal pewna, że Violetta wywraca teraz wymownie oczami. Uśmiechnęła się pod nosem. – Jasne, w porządku. Co tam u ciebie słychać? Dzieciaki grzeczne?
- Weź mi nic nie mów – zaśmiała się. – Ja chyba zapomniałam jak było z Matim, bo wręcz niewiarygodnie wydaje mi się, że takie małe dziecko może tyle aż płakać.
- Może, może, Weronika pobijała wszelkie rekordy – zaśmiała się. – A od kiedy masz jeszcze urlop.
- Gdzieś tak do dwudziestego września… - odparła po chwili namysłu. – W ogóle Ulka, musimy panom zostawić jakiegoś dnia dzieciaki i wybrać się na zakupy, dawno nie byłyśmy nigdzie bez dzieci.
- Masz rację Viola – potwierdziła. – Ja w sumie myślałam żeby jutro się z tobą spotkać, wolne jest, więc rano możemy gdzieś wyjść.
- Okej – zgodziła się entuzjastycznie. – To o dziewiątej jestem u ciebie samochodem. Zobaczymy czy nasi wspaniali mężowie pamiętają jeszcze jak dziećmi się samemu zajmować – zażartowała mówiąc dziwnie głośno, więc Ula zorientowała się, że chciała żeby usłyszał ją Sebastian. Zaśmiała się.
- No, nie będzie tak źle. Jakoś sobie poradzą. To do jutra Viola, pogadamy wtedy – pożegnała się i po chwili rozłączyła. W tym samym momencie na dół zszedł Marek.
- Co tam, babskie ploty? – Puścił jej oczko.
- Kochanie… masz ochotę spędzić trochę czasu ze swoją wspaniałą córeczką? – zapytała przymilnie. Zaśmiał się. Już wiedział o co jej chodzi.
- Pewnie, że mam. – Ula już chciała wyjaśniać o co chodzi, ale ubiegł ją. – Spotkam się z Sebą, a wy idźcie na te swoje zakupy.
Pocałowała go czule w usta. Odwzajemnił bez wahania pocałunek. Całowali się coraz bardziej namiętnie i zmierzali w stronę sypialni.
- Marek, Weronika śpi? – zapytała odrywając się na chwilę od męża.
- Śpi, śpi – potwierdził znowu wtulając się w jej usta.
Na placu zabaw było jak zawsze dużo dzieci a niemal wszystkie ławeczki zajęte były przez rodziców. Po chwili na teren placu zabaw weszli dwaj przystojny mężczyźni, jeden z córką siedzącą mu na ramionach, a drugi prowadził syna za rękę i pchał wózek z drugim chłopcem. Marek postawił Weronikę na ziemię i po chwili już pobiegła z rok starszym od siebie Mateuszem do piaskownicy, a drugi syn Olszańskich, Jacek, spał w najlepsze w wózeczku. Usiedli na ławce i dłuższą chwilę patrzyli na swoje bawiące się dzieci. Nagle Sebastian zaśmiał się. Marek spojrzał na niego zdziwiony.
- A tobie co?
- Przypomniałem sobie jak jakieś… chyba siedem lat temu obiecywaliśmy sobie, że nigdy w życiu takich wyskoków jak małżeństwa, miłość i dzieci.
Marek także się roześmiał. – No, ja pierwszy się wyłamałem jeśli chodzi o ślub, bo chciałem go wziąć z Pauliną, ale dzięki Bogu do niczego nie doszło. Potem ty kumplu się zakochałeś.
- No nie będę zaprzeczał, chociaż wtedy myślałem o tym związku w kategoriach niezobowiązującego seksu.
- No widzisz. A teraz siedzimy na placu zabaw pilnując swoich dzieci, które mamy z kobietami, które kochamy. Gdyby kiedyś by mi ktoś coś takiego powiedział to pomyślałbym chyba, że jest z nim coś nie tak.
- Ja tak samo – stwierdził. – No, w każdym razie, jest jak jest i jest dobrze.
Marek uśmiechnął się lekko i spojrzał na swoją córkę robiącą babkę z piasku i mówiącą przy tym jakąś rymowankę, której nauczyła się w przedszkolu. Kiedyś naprawdę nie podejrzewał, że coś takiego jak miłość zakłóci jego hulaszczy tryb życia. Aż tu nagle pojawiła się Ula… i po prostu się zakochał, chociaż nigdy czegoś takiego nie planował. Uśmiechnął się szeroko. Był szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy i miał nadzieję, że już tak zostanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz