środa, 6 czerwca 2012

5. Tydzień na miłość


„Tydzień na miłość”
Rozdział 5

Nie chciała go wypytywać. Bała się co mogłaby usłyszeć. A usłyszałaby niewątpliwie coś co zmieniłoby jej życie. A może... może jednak lepiej byłoby usłyszeć? – Marek... na pewno?
Westchnął spuszczając wzrok. Nie rozumiał dlaczego go tak wypytuje. W końcu tak broniła się przed tym uczuciem i przed jakąkolwiek szczerą rozmową z nim, że teraz wydawało się absurdalne to, że chce usłyszeć od niego co miał do powiedzenia, chociaż się przed tym powstrzymał. Nie wiedział czy powinien powiedzieć jej to, co chciał, czy lepiej zrobi utwierdzając ją w przekonaniu, że to faktycznie „nic ważnego”. Spojrzał na nią. Wpatrywała się w niego, jednak nie zobaczył gniewnego spojrzenia, jakie zapewne przybrałaby, gdyby się domyślała, co chciał powiedzieć. Patrzyła na niego łagodnie i spokojnie, z pytaniem w oczach. Jej wyraz twarzy trochę go uspokoił, i pozwolił uwierzyć, że ona faktycznie chce usłyszeć coś tak ważnego.
- Nie. – Pokręcił głową.
- W takim razie o co chodzi? – zapytała niepewnie. Odetchnęła niezauważalnie. Nie chciała na niego naskakiwać jeżeli powie jej coś, co chciał już tyle razy, ale ona nigdy mu na to nie pozwoliła. Nie wiedziała co mu odpowie, ale nie chciała znowu się kłócić. Czegokolwiek by jej nie powiedział zareaguje ze spokojem, odpowie mu, porozmawia z nim. Nie okrzyczy go, nie wróci do pokoju, ani nie powie mu żeby zniknął z jej życia.
- Chodzi o to, że… Ula ja… - Spuścił wzrok. Był niepewny jej reakcji, bał się jej powiedzieć. Już tyle razy próbował, niezależnie od tego czy była z początku spokojna, czy nie, i zawsze kończyło to się tak samo. Jednak teraz nie było Piotra, nie było Pauliny, nie było perspektywy rocznego wyjazdu Uli… byli tylko oni, i nic ani nikt nie stał im już na przeszkodzie. Jeśli chcieli być razem to mogli być razem bez żadnych przeszkód, bo nie było nikogo, kto mógłby im to uniemożliwić. Nabrał pewności, że powinien spróbować. Najwyżej na niego naskoczy, trudno. Ale jeżeli nie spróbuje teraz, to może już nie nadarzyć się podobna okazja. Zostało sześć dni… chociaż dopiero drugi dobiegał końca, to było to i dość mało. Jeśli nie odważy się teraz, to może już wcale nie porozmawiają szczerze. Bo w to, że ona pierwsza się przełamie szczerze wątpił. Odetchnął lekko i spojrzał jej w oczy. Patrzyła na niego spokojnie, zachęcająco ale zarazem pytająco. Nie widział w jej oczach żadnego ostrzeżenia, że nie powinien wypowiadać tych kilku słów. – Ula… - Przełknął ślinkę. – Kocham cię.
Zatkało ją. Wiedziała, że usłyszy coś, co zmieni jej pogląd na Marka, na ich relacje, coś co zmieni jej życie… ale nie sądziła, że będzie to od razu wyznanie miłości. Dopiero teraz zrozumiała jak bardzo chciała to od pewnego czasu usłyszeć właśnie z jego ust, tylko nie przyznawała się do tego. Przez myśli przepłynęła jej prawie cała ich znajomość, jednak ona zatrzymała się na wspomnieniu, które wydawało jej się najbardziej istotne.
„Niedziela, bankiet po pokazie FD Gusto. Ula chodziła po sali jak gdyby nigdy nic, jednak ciągle szukała Marka. Nie wiedziała po co i na co, ale chciała go zobaczyć. Chciała pożegnać się z nim, zanim rozstaną się jutro na rok. Nawet mimo ich wczorajszej kłótni, chciała z nim porozmawiać. Jednak nigdzie nie mogła go znaleźć. Na samym pokazie widziała go gdzieś na widowni. Może jednak nie przyszedł na bankiet? Przymknęła oczy. Chyba faktycznie nigdzie go nie było. Odnalazła wzrokiem Sebastiana. Podeszła do niego.
- Seba, widziałeś gdzieś Marka? – zapytała zatrzymując go w pół kroku.
- Na pokazie, potem jednak musiał jechać – odparł. – Czemu pytasz?
Pokręciła ze smutkiem głową. – Nie nic… nie ważne. Cześć.
Uśmiechnęła się lekko do Olszańskiego i ruszyła w kierunku foteli ustawionych przy ścianie sali bankietowej. Usiadła na jednym z nich i patrzyła na wirujących w tańcu gości. Gdyby był tu Piotr pewnie by do nich dołączyła, ale go nie było. Miał coś jeszcze do załatwienia w związku z wyjazdem. Nie wnikała co może załatwiać w nocy. Cieszyła się, że go nie ma, a gdyby zaczęła wypytywać być może dla świętego spokoju przyszedłby. Westchnęła. Miała nadzieję na jeszcze jedną rozmowę z Markiem, ale go tu nie było. Chciała go jeszcze tylko raz zobaczyć zanim wyjedzie.”
Brakowało jej go wtedy tak jak jeszcze chyba nigdy. Miała nadzieję, że przyjedzie i jeszcze raz spróbuje ją zatrzymać… i powie jej właśnie te słowa, które teraz od niego usłyszała.
Marek w napięciu oczekiwał na jej reakcję. Póki co wpatrywała się w jeden punkt i wyglądała jakby intensywnie coś analizowała. Nie przeszkadzał jej i dał wszystko sobie poukładać. Na pewno nie spodziewała się tych słów. Każdych, ale nie tych. W końcu jednak gdy dziewczyna milczała zdecydowanie zbyt długo, jak na jego wytrzymałość, postanowił wyrwać ją z letargu.
- Ula… - powiedział cicho.
Drgnęła, wyrywając się z zamyślenia. Wpatrywała się dłuższą chwilę w jego twarz. Co mogła mu odpowiedzieć? Że ona też go kocha? Czy może dalej się bronić, uciekać, krzyczeć, walczyć i próbować zabić miłość, co było bezskuteczne? A może zwyczajnie się do niego przytulić, nic nie mówiąc pozwalając żeby sam się domyślił – też go kocha, ale nie jest gotowa żeby mu to wyznać? Spojrzała na jego twarz. Wpatrywał się w nią z rosnącym zdenerwowaniem, widocznym jak na dłoni. Bał się jej reakcji. Bał się tego, że po raz kolejny może go odrzucić mimo tego, że oboje darzą się uczuciem. Westchnęła cicho wybierając w końcu jedną z opcji zareagowania na jego wyznanie i po prostu się do niego przytuliła. Marek zaskoczony jej posunięciem, w pierwszej chwili zupełnie nie wiedział jak zareagować. Po chwili jednak zrobił to, co było oczywiste, że zrobi i na co Ula czekała. Objął ją przytulając do siebie. Uśmiechnął się lekko. Jego obawy się nie sprawdziły. Ula w końcu przestała uciekać, a postanowiła mu zaufać. Nie powiedziała mu jeszcze co czuje, ale rozumiał to. Da jej czas. A może jednak usłyszy to jeszcze teraz? Bardzo tego chciał, ale wiedział, że nie może naciskać.
- Przepraszam Marek. – Usłyszał. Nim zdążył odpowiedzieć, kontynuowała. – Nie powinnam była tak reagować gdy chciałeś ze mną porozmawiać.
- Dobrze Ula, w porządku. Po prostu byłaś na mnie wściekła, rozumiem.
Uśmiechnęła się lekko. Dobrze czuła się w jego ramionach. Mimowolnie porównała to do tego, jak czuła się gdy przytulał ją Piotr. Było miło… ale nie czuła tego bezpieczeństwa i ukojenia, jak zawsze gdy wtulała się w Marka. Siedzieli tak w tej pozycji dłuższą chwilę zupełnie tracąc poczucie czasu. Nawet nie zauważyli, jak przesiedzieli zachód słońca, a na niebie pojawił się księżyc i gwiazdy. Dopiero chłodny podmuch wiatru uświadomił im nadejście nocy.
- Wracamy? – zapytał cicho wyrywając ją z zamyślenia. Odsunęła się żeby na niego spojrzeć.
- Tak, chodźmy – zgodziła się.
Wstali z ławki i ruszyli w kierunku hotelu. Po kilku minutach stali już przed pokojem Uli i patrzyli na siebie z niepewnymi uśmiechami, zastanawiając się co dalej. Z pokoju Seby i Violi nie dobiegały już żadne dźwięki, prawdopodobnie więc spali już, bądź leżeli wtuleni w siebie w łóżku.
- To do jutra – rzuciła w końcu przerywając głuchą ciszę. Uśmiechnął się do niej lekko.
- Do jutra – odparł. Chwilę się zastanawiał, jednak widząc, że Ula również chyba rozważa podobną opcję, przybliżył się nieco i musnął jej usta. Pocałunek był krótki, ale niezwykle czuły. Nie protestowała. Sama zastanawiała się czy tego nie zrobić. Uśmiechnęła się do niego z lekkim zakłopotaniem. Odwzajemnił uśmiech. Była urocza z tą swoją nieśmiałością w ich relacjach.
- Cześć – powiedziała, po czym zamknęła się w pokoju posyłając mu jeszcze jeden uśmiech.
- Cześć… - szepnął, choć nie mogła go już usłyszeć. Uśmiechnął się sam do siebie i także zamknął za sobą drzwi od pokoju.

Ula weszła do pomieszczenia i chwilę stała wpatrując się w okno. Uśmiechała się przy tym sama do siebie. Nie żałowała, że mu wybaczyła i dała szansę, postarała się zaufać i przyznała się sama przed sobą, że mimo wszystko nadal go kocha. Usiadła na łóżku i wzięła do ręki swój pamiętnik. Ten sam, który dostała od Marka. Ostatni raz pisała w nim wczoraj, ale wcześniej to po powrocie ze SPA. Potem pamiętników nie pisała, bo nie chciała za bardzo wgłębiać się w swoje myśli i uczucia. Teraz jednak pogodziła w końcu niezdecydowany rozum z wiedzącym czego chce sercem, i znowu chętnie słuchała swoich myśli wyrażających szczęście. Otworzyła zeszyt na pustej stronie i zaczęła pisać.
„No tak. To było takie łatwe do zrozumienia, a ja tak utrudniałam sobie życie. Marek mnie kocha, ja kocham Marka. Teraz już bez problemu mogę się do tego przyznać. Kocham Marka. Żebym sobie to uświadomiła, wystarczyło tylko, że on powiedział mi te dwa najważniejsze słowa w momencie gdy ja, byłam rozbita i nie umiałam mu przerwać. Wyznał mi miłość… dopiero sobie uświadomiłam ile ja na to czekałam. Nie powiedziałam mu co prawda tego samego… ale on nawet nie wydawał się zawiedziony. Pewnie zrozumiał, że zwyczajnie nie potrafiłam jeszcze powiedzieć „kocham cię”. Zaskoczył mnie. Może jutro się przełamię.”
W zamyśleniu zaczęła rysować jakieś wzorki. Jej talent plastyczny zawsze pozostawiał wiele do życzenia. Uśmiechała się przez cały czas sama do siebie.
„Już teraz wszystko będzie dobrze. Musi być. W końcu Marek mnie kocha. Ja go też.”
Zamknęła zeszyt i tradycyjnie schowała go pod poduszkę. Położyła się na łóżku i zaczęła wpatrywać się przez okno na niebo usiane gwiazdami. Nie sądziła, że jedna rozmowa może zmienić tyle w życiu człowieka i sprawić, że nagle stanie się niesamowicie szczęśliwy. Była ciekawa czy myśli Marka wyglądają podobnie do tych jej. Bo, że również był szczęśliwy nie wątpiła. Z lekkim zaskoczeniem zaobserwowała przyjście SMSa. Spojrzała na wyświetlacz i uśmiechnęła się jeszcze radośniej na widok imienia Marka. Czy już zawsze tak będzie? Do tej pory wmawiała sobie, że jego wiadomości są dla niej obojętne, chociaż miała ochotę się uśmiechnąć. Teraz nie mogła, i nie chciała powstrzymywać uśmiechu.
„Spotkamy się jutro?”
Zaśmiała się, chociaż sama nie wiedziała dlaczego. Chyba po prostu była szczęśliwa.
„A jak myślisz? Przyjdź po mnie rano.”
Dość szybko otrzymała wiadomość zwrotną. „Ok. Będę koło ósmej. Kocham cię. Kolorowych snów :*”
Uśmiechnęła się. Te zwyczajne SMSy wywoływały u niej szeroki uśmiech na twarzy. Zupełnie niekontrolowany.
„Ok. Będę na ciebie czekać. Śpij dobrze :*”
Uśmiechnęła się odkładając telefon na szafkę nocną. Nie sądziła, że jeszcze odpisze. Postanowiła wziąć prysznic, przebrać się w koszulę nocną i iść spać, jednak zanim jeszcze doszła do łazienki usłyszała dźwięk otrzymania wiadomości. Podniosła telefon.
„A wejdziesz mi we sny? ;) Wtedy na pewno będą dobre :)”
Zachichotała. Gdyby to tylko było możliwe, bardzo chętnie by to zrobiła.
„Daj mi półgodziny. Może się uda :) Do jutra :*”
    Następnego dnia wyrwało ją ze snu pukanie do drzwi. Uchyliła z wielką niechęcią powieki i przeniosła wzrok na zegar. Wskazywał ósmą rano. Aż sama się zdziwiła. Te wakacje chyba naprawdę dobrze jej zrobiły, nigdy nie potrafiła spać tak długo. Była typem rannego ptaszka i za nic nie mogła tego zmienić. Domyśliła się, że do drzwi pukał Marek. Sięgnęła szlafrok z krzesła, owinęła się nim i otworzyła drzwi uśmiechając się do mężczyzny. Odwzajemnił uśmiech po czym skradł jej krótki pocałunek.
- Obudziłem cię?
- Tak – odparła. – Ale to nic, w końcu się umawialiśmy. Wejdź i daj mi chwilę – poprosiła, wpuszczając go do pokoju. Kiwnął głową zajmując miejsce na łóżku. Ula zamknęła się w łazience a Marek został na swoim miejscu uśmiechając się sam do siebie. Nie sądził, że to będzie się toczyło tak szybko. Jeszcze przedwczoraj unikała go, nie chciała z nim rozmawiać, a on nie chcąc się narzucać i jej utrudniać, również jej unikał. Jeszcze tego samego dnia zdążyli się pogodzić, następny dzień spędzili na relacjach czysto przyjacielskich, chociaż Marek starał się do niej zbliżyć. W końcu odważył się wyznać jej miłość, i było to chyba najlepsze co do tej pory zrobił. Wiedział, że przed nimi jest jeszcze jedna poważna rozmowa, w której będą musieli wyjaśnić sobie wszystkie nieporozumienia, które gdzieś tam między nimi jeszcze były, jednak miał nadzieję, że nastąpi ona dość szybko, i w końcu będą razem bez żadnych tajemnic i oszustw. Ula nie kłamała mówiąc, że potrzebuje tylko chwili, bo już po piętnastu minutach wyszła z łazienki ubrana i umalowana, gotowa do rozpoczęcia dnia.
- To jak? Idziemy na śniadanie? Seba i Viola już pewnie na nas czekają – stwierdził. Pokiwała głową zgadzając się z nim. Wzięła torebkę i ruszyli wspólnie w kierunku hotelowej restauracji, gdzie jadali przez ostatnie kilka dni. Ich przyjaciele stali przed drzwiami pogrążeni w rozmowie, i nawet nie zauważyli ich nadejścia. – Cześć – rzucił Marek. Oboje dopiero teraz ich zauważyli.
- O, cześć. Nie zauważyliśmy was. – Uwadze Sebastiana nie uszedł fakt, że na twarzy zarówno Uli jak i Marka maluje się szczęśliwy uśmiech, a oni sami nie zdawali się już być tacy spięci w swoim towarzystwie. Już wczoraj zachowywali się dość swobodnie, jednak było widać, że nieco uważają na swoje gesty, słowa, reakcje. A teraz? Wydawali się być niesamowicie rozluźnieni. Po zjedzonym śniadaniu gdy już we czwórkę spacerowali po mieście, a Ula z Markiem ruszyli na poszukiwania jakichś prezentów dla jej rodziny, nie omieszkał podzielić się tymi obserwacjami z Violettą.
- Violuś – zagaił. – Nie miałaś dzisiaj wrażenia, że pomiędzy Ulką i Markiem coś się zmieniło? – zapytał zaciekawiony co dziewczyna mu odpowie. Była w końcu dobrą obserwatorką, a on cóż… nie zawsze odpowiednio udawało mu się odpowiednio odczytać czyjeś uczucia.
- Trochę tak – stwierdziła. – Szczególnie teraz, jak chodzimy po Gdańsku. Rozmawiali, szli obok siebie, śmiali się. Wczoraj też to robili, ale coś się zmieniło. Pogadam potem z Ulką, a ty przemagluj Marka.

Pomiędzy Ulą i Markiem rzeczywiście zmieniło się dużo rzeczy, jak podejrzewali ich przyjaciele. Nie powiedzieli im jeszcze, że się pogodzili, ale stwierdzili, że sami zauważą, a potem przecież i tak będą musieli im podziękować za ten pomysł wspólnego wyjazdu, który z początku im się nie podał, ale ostatecznie wydał im się genialny. Niektóre rzeczy potrafiły zmienić punkt widzenia. Zwiedzili wspólnie z Sebastianem i Violettą Stare Miasto, i zaraz po tej rozrywce rozdzielili się. Ula chciała kupić rodzinie jakieś prezenty, a Marek zaoferował się z pomocą. Ich przyjaciele pewnie też znaleźli sobie jakąś rozrywkę. Weszli do kolejnego sklepu. Marek, który wielbicielem zakupów nie był, okazał się całkiem dobrym pomocnikiem w wyborze prezentów, oraz przydatny pod względem noszenia toreb – sama w życiu by się z tym nie zabrała.
- Wszystko? – zapytał po wyjściu z kolejnego sklepu, tym razem butiku.
- Tak, chyba tak – potwierdziła. – To co… idziemy poszukać naszych wspaniałych towarzyszy podróży?
Uśmiechnął się do niej. Od jakiegoś czasu już chciał żeby było tak… normalnie.
- Okej – zgodził się. – Ale myślę, że wieczorem zostawimy naszych przyjaciół samych, i sami też pobędziemy trochę we dwoje, hmm?
Uśmiechnęła się do niego wesoło. Była szczęśliwa. Pomyśleć, że gdyby już wcześniej pozwoliła Markowi powiedzieć to przed czym się tak broniła, to już od jakiegoś czasu wszystko mogłoby wyglądać właśnie tak.
- Pewnie. To chodźmy.
Pociągnęła go za rękę. Bez oporów ruszył za nią. Sebastiana i Violetty nie było trudno znaleźć. Zmęczeni spacerowaniem po Starym Mieście usiedli na ławce zajadając się lodami i rozmawiając na przeróżne tematy. Nie dotyczyły one już tylko Uli i Marka, bo widząc, że ich przyjaciele powoli dochodzą do porozumienia, jeśli już do niego nie doszli, przestali się tak o nich martwić. Byli dorośli, a skoro już ich znajomość trochę zaczęła się rozkręcać, to powinni poradzić sobie sami, a oni zareagują w razie konieczności. Przywitali się i ruszyli dalej w swoim towarzystwie. Po jakimś czasie jednak Viola odciągnęła Ulę żeby wypytać ją o jej obecne relacje z Markiem. Usiadły na jakiejś ławeczce w Parku Jelitkowskim.
- Ulka, powiedz mi kochana, czy twoje relacje z Markiem się trochę nie zmieniły?
Ula uśmiechnęła się pod nosem. Domyślała się, że Violetta właśnie po to odciągnęła ją od towarzystwa chłopaków – chciała przepytać ją z tego, co łączyło ją z Markiem. W końcu nie ukrywali się specjalnie z tym, że coś się między nimi zmieniło, i ich przyjaciele musieli to zauważyć.
- Tak, zmieniły się – potwierdziła z uśmiechem. – Gdy zauważyłam Marka to stwierdziłam, że ten wyjazd to poroniony pomysł. Teraz twierdzę, że był to najlepszy pomysł na jaki mogłaś wpaść z Sebą. Pogodziłam się z Markiem.
- Ale tak całkiem?
- Nie wiem co masz na myśli mówiąc całkiem – zaśmiała się. – Po prostu jesteśmy razem.  

Tak jak wcześniej planowali wieczorem zostawili przyjaciół samych i wyszli we dwoje się przewietrzyć. Oboje wiedzieli, że czeka ich jeszcze co najmniej jedna trudna rozmowa. Jak już szczerze wyjaśnią sobie wszystkie nieporozumienia, będą mogli rzeczywiście być razem w związku opartym na wzajemnym zaufaniu. A w każdym razie mieli taką nadzieję. Spacerowali powoli uśpionymi ulicami Gdańska. Oboje przeczuwali, że właśnie podczas tego spaceru ma nastąpić kolejna przełomowa rozmowa, ale żadne z nich jeszcze jej nie zaczynało. W ciągu ostatniego tygodnia wydarzyło się naprawdę dużo rzeczy, dobrych i złych. Na szczęście zdecydowana większość była dla nich dobra. Pogodzili się, żeby móc wspólnie pracować, okłamali się mówiąc, że „między nimi nic”, dogadywali się dobrze w pracy, Piotr zaproponował Uli roczny wyjazd do Bostonu, a Paulina Markowi tygodniowy – do Włoch, pokłócili się przez to, że Marek spróbował zatrzymać ukochaną, w końcu oboje nigdzie nie wyjechali, i w końcu za sprawą intrygi uwikłanej przez ich przyjaciół znaleźli się w Gdańsku gdzie wreszcie udało im się spokojnie porozmawiać i pogodzić. Jeśli tylko uda im się teraz szczerze porozmawiać, to już wszystko będzie musiało być dobrze. A nawet lepiej niż dobrze. Oboje byli tego pewni. W końcu Ula mu wybaczyła, on też nie był na nią zły za to jak go traktowała przez ostatni czas, Marek odważył się wyznać jej miłość a ona zareagowała na to tak jak potrafiła najlepiej. Teraz oboje spacerowali w milczeniu w głowie układając co wzajemnie sobie powiedzieć. W końcu stwierdzili, że powinni porozmawiać. Usiedli na ławce i spojrzeli na siebie. Marek zebrał myśli i postanowił w końcu opowiedzieć jej jak to było naprawdę z tą ich, nie da się ukryć skomplikowaną i pełną nieporozumień, znajomością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz