środa, 6 czerwca 2012

2. Tydzień na miłość


„Tydzień na miłość”
Rozdział 2

Nie mogę, tak po prostu odejść z stąd 
Ufać tylko w słowa, puste słowa z twoich ust 
To tak nie naturalne, nienaturalne 
Tak nie namacalne, nienamacalne 
Jak mogę wierzyć w słowa, puste słowa
Nieme ruchy mylnych ust 

Marek siedział w swoim mieszkaniu na Siennej wpatrując się w ciemne niebo usiane gwiazdami. Chłodny wiatr powoli zaczynał dawać we znaki, jednak nie zwrócił na to większej uwagi. Od jakiegoś czasu usilnie starał się nie porwać telefonu, nie patrzeć na zegar, ani na kalendarz. Przecież telefon już nic by nie zmienił, a spojrzenie na któryś z pozostałych przedmiotów tylko jeszcze bardziej by go dobiło. Mimo wszystko wrócił do mieszkania i spojrzał na zegar. Pięć po dziewiętnastej. Od pięciu minut Ula powinna być w Bostonie. Z Piotrem. On został, nie wyobrażał sobie, że mógłby pojechać z Pauliną, ale miał nadzieję, że Ula także nigdzie nie wyjedzie. Na dodatek zamiast rozstać się w miłej przyjacielskiej atmosferze, uścisnąć się na pożegnanie i powiedzieć sobie „do zobaczenia”… to oni się pokłócili. Opadł bezsilnie na łóżko i zaczął wpatrywać się w sufit. Przez cały tydzień dobrze się dogadywali, może nawet się przyjaźnili, naprawdę dobrze im się razem pracowało i Marek miał nadzieję, że uda mu się zbliżyć do Uli na tyle, że pogodzą się jeszcze przed jej wyjazdem. Przesadził… a może jednak to ona przesadziła? Zamknął oczy wspominając sobie ich „pożegnanie”.
„Marek siedział w sali konferencyjnej wpatrując się uważnie w dokumenty, które miał zrobić dla Uli. Co prawda już to zrobił, ale chciał jeszcze sprawdzić. Ula miała zaraz wychodzić i chciał jeszcze zdążyć zanieść jej te papiery żeby się pożegnać… i może spróbować ją zatrzymać? W końcu jutro z samego rana miała wyjeżdżać. Wczoraj był pokaz, oczywiście udał się idealnie. Teraz Ula miała tylko z powrotem oddać mu prezesurę i wyjechać. A on miał także wyjechać z Pauliną, ojciec miał zająć się firmą przez najbliższy tydzień, a potem on wróci na swoje stanowisko. Nie miał ochoty jechać z Paulą do Włoszech. Chciał zostać w Polsce, i zatrzymać Ulę. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Podniósł wzrok na wchodzącą do środka osobę. Była to Ula. Uśmiechnęła się do niego niemrawo. Była pewnie zmęczona pracą, ale on nie mógł pozbyć się wrażenia, że kompletnie nie chciała jechać z Piotrem.
- Marek, ja już będę powoli wychodzić. Siedemnasta – stwierdziła. Pokiwał głową. Na co dzień nie informowali się gdy wychodzili, czasem tylko gdy spotkali się na korytarzu, albo gdy mieli do siebie jakąś sprawę. Teraz jednak mieli rozstać się na cały rok, a to nie jest to samo co kilkanaście godzin.
- Jasne. – Podniósł się z krzesła. – Ja też powoli będę się zbierał…
- No, musisz się jeszcze spakować, ja zresztą też.
- Właśnie – przytaknął.
Zapadła niezręczna cisza. Żadne z nich nie wiedziało co teraz powinno powiedzieć. Marek chciał co prawda zatrzymać Ulę, ale obawiał się także jej reakcji. Nie chciał rozstawać się w kłótni. Ale jeśli nie spróbuje to ona na pewno wyjedzie, a on przez cały czas będzie sobie wyrzucał, że nie spróbował ten jeden raz więcej i pozwolił jej wyjechać.
- Ula… więc wyjeżdżasz? – upewnił się.
- No… - Uśmiechnęła się wymuszenie. Nie chciała dać mu do zrozumienia, że się nie cieszy. – Ale ty też?
- Tak – potwierdził niepewnie. – Chociaż ja tak jeszcze trochę się zastanawiam… - dodał. – A ty jesteś pewna. Pewnie się cieszysz, co? Boston… fajnie.
Pokiwała niemrawo głową. – Tak pewnie, że się cieszę. Rok to co prawda trochę długo, ale co tam. Szybko zleci.
- Pewnie tak… - Spuścił wzrok. – Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?
Zastanowiła się chwilę. – Nie, raczej nic. No chyba, ze ty… - Spojrzała na niego.
- Yyy… Właściwie to… - Westchnął ciężko. – Chciałem cię prosić, żebyś została.
Zmarszczyła brwi. – Co? Marek.. od kilku dni już wiesz, że wyjeżdżam. Co ci się nagle przypomniało?
Westchnął. Nie chciał się z nią kłócić, a Ula wyglądała na taką co zaczynała się powoli irytować.
- Nic mi się nie przypomniało. Od kilku dni już noszę się z zamiarem żeby ci to powiedzieć.
- Nie Marek. Nie zostanę. Podaj chociaż jeden powód, dla którego miałabym zostać. Słucham.
Spojrzała na niego ze złością. Nie chciała zostawać. Nienawidziła go, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Marek już chciał powiedzieć jej prawdę, że ją kocha i, że właśnie dlatego powinna zostać, bo on nie wierzy, że ona przestała go kochać. Nie powiedział jej tego jednak, bo wiedział, że jeszcze bardziej się posprzeczają.
- Tak myślałam – warknęła. – Marek, ja naprawdę nie rozumiem ciebie. Wyjeżdżasz z Pauliną, chcesz mnie zatrzymać, jednego dnia kłócisz się ze mną o Piotra, drugiego mówisz, że pomiędzy nami nic nie ma… Zdecyduj się na coś, okej?! A ja wyjeżdżam z Piotrem, i nie zmienisz tego jedną prośbą. Cześć.
- Do zobaczenia… - mruknął, jednak Ula już wyszła z konferencyjnej i nie była w stanie go usłyszeć.”
Westchnął ukrywając twarz w dłoniach. Nie pojechał z Pauliną. Był zdecydowany. Kochał Ulę. Może i ona miała rację… Gdyby nie miotał się tak pomiędzy jedną opcją a drugą, gdyby nie rozmawiał z nią szczerze, a nie zależnie od tego czy miał akurat przypływ odwagi szczerze lub nie, gdyby nie zaczynał znowu kombinować czegoś z Pauliną, gdyby szczerze powiedział Uli, że ją kocha nie bojąc się o konsekwencje tego czynu, gdyby nie zachowywał się jak tchórz to Ula też zobaczyłaby, że on wie czego chce, i może byłaby bardziej skłonna mu wybaczyć. A tak gdy zachowywał się tak jak się zachowywał ona nie wiedziała sama czy może mu zaufać. Westchnął. Sam sobie na to zapracował. Powinien być bardziej zdecydowany.

Świat, szybki jak, młody wiatr, pędzi co tchu,
I nie ma czasu, na miłość już…

Marek spacerował po parku. Nie chciało mu się iść do pracy, chociaż wiedział, że powinien sprawdzić recenzje, wysłać notki do prasy i ogólnie zająć się wszystkimi sprawami niecierpiącymi zwłoki dotyczącymi FD Gusto. Kompletnie jednak nie miał na to nastroju. Jak zazwyczaj gdy Uli z jakiegoś powodu nie miało być w pracy. Wtedy jednak szedł do firmy, z nadzieją, że Ula jednak się tam pojawi. Tym razem wiedział, że jest to niemożliwe, bo w końcu jej nie ma już w Polsce. Jest za oceanem oddalona od Warszawy prawie dwoma tysiącami kilometrów. Spojrzał na zegarek. Pewnie jeszcze spała. Podczas gdy oni mieli dziewiątą, w USA musiała być gdzieś trzecia w nocy. Westchnął. Postanowił iść do firmy i zabrać się za pracę żeby przestać nie myśleć o ukochanej. Ruszył w kierunku wyjścia z Łazienek. Nagle kątem oka zauważył jednak znajomą sylwetkę. Wiedział, że to niemożliwe, jednak mimowolnie odwrócił się w odpowiednim kierunku. Kucała przy stawie wpatrując się w pływające po nim kaczki. Zawahał się, jednak po chwili podszedł do niej cicho.
- Ula… - Odwróciła się w jego stronę.
- Cześć – rzuciła cicho podnosząc się z ziemi.
- Nie powinnaś być w Bostonie? – zapytał niepewnie.
- Powinnam – przytaknęła. – Ale zrezygnowałam. Nie chciałam zostawiać rodziny – dodała szybko, żeby nie pomyślał, że została dla niego.
Pokiwał głową hamując wpływający mu na usta uszczęśliwiony uśmiech. – Ja też zrezygnowałem z Włoch.
- Mhm. To dobrze. Firmie potrzebny jest prezes.
- A ty? – zdziwił się.
Wzruszyła ramionami. – Oddałam ci stanowisko. Na pewno sobie sam doskonale poradzisz, beze mnie. Ja… rezygnuję. Wiem, że miałam być jeszcze jakiś czas, ale już mam dosyć. – Westchnęła ciężko. – Powodzenia.
Uśmiechnęła się do niego lekko i odwróciła się w kierunku wyjścia z parku. Powiedziała to… nie sądziła, że da radę. Zrezygnowała, bo nie dawała już rady pracować z Markiem. Nie wiedziała czego on chciał, nie wiedziała czego ona sama chciała. Musiała pobyć sama ze swoimi myślami i uczuciami przynajmniej przez kilka dni. Potem ewentualnie może porozmawiać z Markiem i zależnie od wyniku tej rozmowy wrócić do firmy. Ale na chwilę obecną sama nie wiedziała o co jej chodzi. Niby była na niego zła za tą wczorajszą rozmowę, ale z drugiej strony jednak z jakiegoś powodu została. Nagle usłyszała jej imię wypowiadane przez niego. Odwróciła się niepewnie.
- Ula… jeśli chodzi o tą wczorajszą rozmowę, to przepraszam. Miałaś rację.
- Marek, też o to chodzi, ale nie tylko. Ja po prostu już nie chcę i nie umiem z tobą pracować. Dobrze nam się współpracowało, ale… - Westchnęła. – Po prostu nie. Koniec… Cześć.
- Ula, jesteś pewna?
- Marek przemyślałam wszystkie za i przeciw. Pomogę Maćkowi w ProS, będziemy się więc widywać bo jesteśmy wspólnikami. – Spuściła wzrok. – Do zobaczenia.
- Tak… cześć.
Spuścił wzrok. Już chyba wolałby rozstać się z nią na rok niż na zawsze. Istniała szansa, że będą się widywać bo ProS, bo współpraca… ale znając Ulę wyznaczy do kontaktów z nim Maćka, byleby tylko jak najbardziej się od niego odgrodzić.

Sebastian siedział z Violettą w jego mieszkaniu. Pogodzili się jakiś tydzień temu, ale zamieszkali już razem, chociażby ze względu na to, że z Pomiechówka do Warszawy było dość daleko jeśli chodzi o codzienne dojazdy. Seba wpatrywał się znudzony w jakiś telewizyjny program a Viola czytała gazetę. W końcu jednak dziewczyna odłożyła periodyk i spojrzała na swojego chłopaka. Ten od razu zwrócił uwagę na jej nagłe ożywienie.
- Co jest Viola?
Kubasińska zastanowiła się przez chwilę.
- Seba, ja myślę, że powinniśmy im pomóc – stwierdziła poważnie.
- Im? To znaczy komu? – zapytał zbity z tropu.
Violetta westchnęła zniecierpliwiona.
- Uli i Markowi! Chodzą za sobą jak kot z myszą i się dogadać nie mogą. A przecież oni się tak kochają – westchnęła rozmarzona.
- Kochanie to są ich sprawy. Marek powinien ją przeprosić, a Ula postarać się mu zaufać, i zaraz wszystko byłoby okej. Ale skoro oni są zbyt nastawieni na nie w tej sprawie to my dużo nie zmienimy.
- Ale spróbować zawsze można. – Nie poddawała się. – Mam nawet plan. Dobry – zapewniła gorliwie.
- Większość twoich planów jest dobra, a potem wychodzi jak wychodzi – stwierdził uśmiechając się do niej przekornie.
- Głupek – burknęła. – Ten naprawdę jest dobry. Słuchaj… - Szybko przedstawiła mu swój pomysł. Sebastian słuchał dziewczyny z rosnącym podziwem. Sam by na to nie wpadł i nie sądził, że Violi by się to udało. Była jednak bardziej błyskotliwa niż większość ludzi sądziła.
- No kochanie… Przyznam, że całkiem nieźle. Ale oni nas zamordują jak się dowiedzą co zaplanowaliśmy.
- To zrobimy tak, że się nie dowiedzą kochany – stwierdziła. – Ja umawiam się z Ulką na dzisiaj na babski wieczór i będę ją namawiać. Ty za to masz umówić się z Markiem na mecz i piwo czy co tam faceci lubią. Masz moje pozwolenie. – Puściła mu oczko. – Tylko nie szalejcie za bardzo i masz go namówić.
- Jesteś aniołem – stwierdził ze śmiechem. – Nie będziemy szaleć, możesz być spokojna. I pogadam z nim na ten temat. W sumie to i tak miał wyjechać na tydzień, więc miejsce nie zrobi mu chyba większej różnicy.
- Dobrze. To ja dzwonię do Ulki.

Ula siedziała w domu czekając na Violę. Kubasińska chciała do niej wpaść na plotki i miała do niej jakąś niebagatelną sprawę. Powinna być już za jakieś dziesięć minut. No chyba, że tak jak to ona, założyła buty na wysokim obcasie, a na Rysiowskich wertepach zdecydowanie nie były one wskazane, o czym Ula już kilka razy się przekonała. Jednak po chwili usłyszała pukanie do drzwi. Viola albo miała wprawę w chodzeniu w trudnych warunkach na szpilkach, albo po prostu odpuściła je sobie. Wpuściła przyjaciółkę do mieszkania.
- Napijesz się czegoś? – zaproponowała. – Kawy, herbaty?
- Zrób nam po herbacie, chyba, że chcesz kawę i chodź do swojego pokoju, muszę koniecznie o czymś z tobą porozmawiać.
- Wiem, wiem – potwierdziła. – Zaraz przyjdę.
Zaparzyła herbatę zastanawiając się przy tym co Viola może chcieć jej powiedzieć. Po kilku minutach siadała na tapczan w swoim pokoju wręczając przyjaciółce kubek z herbatą.
- Więc Viola? O co chodzi? – zapytała zaciekawiona. Violetta raczej do niej nie przyjeżdżała. Chyba, że chodziło o coś naprawdę istotnego.
- Słuchaj. Gadałam dzisiaj z Sebastianem. Wiesz, że Marek nie wyjechał?
Kiwnęła głową. – Wiem, ale jeśli o tym chcesz…
- Nie, nie o tym – przerwała jej. – Sebastian chce wyjechać z Markiem na kilka dni. Oboje sobie odpoczną, pogadają, i chcą jeszcze jakiś tam sport uprawiać. Typowo męski wyjazd. I pomyślałam sobie, że skoro ty też nie pracujesz, to też sobie gdzieś wyjedziemy.
- Viola… to naprawdę fajny pomysł, ale co z FD? Skoro nie będzie tam ani Marka, ani Seby, ani mnie tam już nie ma, to chociaż ty mogłabyś zostać.
- A o to ty się już nie bój. Ania jest, Maciek, ojciec Marka… Wszystko pójdzie jak po margarynie.
Ula parsknęła śmiechem, jednak nie chciało jej się poprawiać dziewczyny i tłumaczyć dlaczego mówi się tak a nie inaczej.
- To naprawdę wszystko fajnie wygląda, ale… sama nie wiem.
- Ulka, kobieto, do jasnej ciasnej, czego ty nie wiesz? Wyjedziemy, opalimy się, poplotkujemy, popływamy, popatrzymy na facetów, będzie super! Nie akceptuję odmowy. – Klasnęła w dłonie. – Może nawet miłość znajdziesz… - dodała uśmiechając się tajemniczo.

Piosenka:
·         Sumptuastic – „Gorzkie łzy”
·         Krzysztof Kiljański & Kayah – „Prócz ciebie nic”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz