Część 15
Marek ze zdenerwowaniem widocznym na twarzy konwersował z kimś przez telefon. Był tak zły, że pracownicy woleli omijać gabinet prezesa szerokim łukiem. Oprócz jednej osoby - co było dosyć zrozumiałe - Uli. Dziewczyna wysiadła z windy na piątym piętrze i ruszyła do gabinetu Marka. Ten ręką pokazał jej żeby weszła i zaczekała chwilę. Usiadła na kanapie i spojrzała na ukochanego.
- Tak? Proszę pana, ja nie będę płacił za... - Westchnął ciężko. - Czy tak ciężko panu zrozumieć, że już raz płaciłem za przesyłkę i nie będę robił tego ponownie tylko dlatego, że wy nie wypełniacie należycie swoich obowiązków? Tak? Dobrze, dziękuję. Do widzenia.
Trzasnął słuchawką i usiadł na kanapie obok Uli.
- Co się stało?
- Zgubili przesyłkę z lekarstwami dla ojca i stwierdzili, że ja mam płacić za drugą wysyłkę, która w sumie jest tylko i wyłącznie z ich winy. No ale nie ważne, załatwiłem to. Lepiej powiedz jak przeszła rozmowa z tatą i dzieciakami.
Uśmiechnęła się do niego tajemniczo. Wiedziała, że się ucieszy, przecież tak bardzo ją namawiał a potem po tysiąckroć upewniał się, że porozmawia z rodziną. - Rozmawiałam z nimi i...
- I...? No kochanie, nie trzymaj mnie w niepewności! - zawołał z wyrzutem. Zachichotała rozbawiona jego wybuchem.
- I tata się zgodził. - Marek uśmiechnął się szeroko. - Beatce jakoś to wyjaśniłam. Jasiek stwierdził, że... cytuję "siostra, rozkręcasz się".
Marek z radości porwał ją w ramiona i okręcił się z nią w kółko.
- Marek, głupku! - zawołała ze śmiechem.
- Może jestem głupek, ale twój - stwierdził, po czym czule ją pocałował. Cieszył się, że zamieszka z nią. Kochał ją nad życie. Gdyby ktoś mu te kilka miesięcy temu powiedział, że się zakocha zaśmiałby mu się mu prosto w twarz. Teraz nie wyobrażał sobie życia bez niej. Nie umiałby jej skrzywdzić i walnąłby prosto w twarz każdemu kto tylko by spróbował.
- A kiedy się wprowadzisz? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
- Nie wiem - odparła całkiem szczerze. - Sukcesywnie możemy przenosić moje rzeczy do ciebie...
- Do nas - poprawił ją.
Uśmiechnęła się lekko. - Do nas. Póki wszystkiego nie zawieziemy to zdążę się pożegnać z tatą i dzieciakami, i pewnie do poniedziałku już będziesz mógł się pochwalić Sebastianowi, że mieszkasz z dziewczyną. - Uśmiechnęła się do niego szatańsko.
- Ulka... - Pogroził jej żartobliwie palcem. - Przecież ja nie dlatego...
- Wiem, wiem.
Przeczesała mu dłonią czuprynę po czym opuściła jego gabinet pod pretekstem powrotu do pracy.
***
Marek z szerokim uśmiechem na ustach kierował się w stronę gabinetu Sebastiana. Zapukał po czym nie czekając na jego zaproszenie otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Cześć Sebastian - rzucił na przywitanie.
- Cześć stary - odparł. - Nadrabiasz zaległości? Przez kilka ostatnich tygodni w ogóle nie przychodziłeś a teraz codziennie.
- Po prostu przyszedłem ci się pochwalić, Ulka się do mnie przeprowadza - powiedział z szerokim uśmiechem.
- No proszę... to teraz będziesz mógł pomyśleć jeszcze poważniej nad sformalizowaniem związku.
- Myślę, cały czas myślę, ale poczekam z tym jeszcze chwilę, bo muszę jeszcze się do tego porządnie przygotować.
Po mile spędzonym czasie w gabinecie Sebastiana postanowił udać się do Uli ażeby spędzić czas jeszcze milej. Wstąpił po drodze do swojego gabinetu w celu zabrania stamtąd bukietu kwiatów, który wcześniej zakupił. Winda zjechał na trzecie piętro po czym ruszył w stronę gabinetu ukochanej. Uśmiechnął się szeroko na samą myśl o tym, że zaraz będzie mógł zobaczyć ukochaną.
- Puk puk, dzień dobry pani dyrektor, można? - zapytał uchylając drzwi i zaglądając do środka.
- Jasne, ty zawsze możesz - stwierdziła odrywając się od roboty.
Marek z radością widoczną w oczach i uśmiech wszedł do jej gabinetu. Ula wyszła zza biurka i oparła się o nie. Mężczyzna pocałował ją czule w usta po czym wręczył jej bukiet.
- Dziękuję. - Zobaczył autentyczną radość w jej oczach. Uśmiechnął się ukazując dołeczki. Uwielbiał sprawiać jej przyjemność. Odwzajemnił jej pocałunek. - A z jakiej to okazji? - zapytała chowając kwiaty do wazony.
- A z takiej okazji, że cię kocham - odparł z radością oglądając piękny uśmiech malujący się na jej twarzy. - To co? Zabierzemy dzisiaj pierwszą partię twoich rzeczy?
- No dobrze, skoro do niedzieli mamy się z tym uporać, a dzisiaj jest piątek... To zawieziesz mnie do Rysiowa, poczekasz, a ja zapakuję pierwszy karton.
- Okej. - Pocałował ją. - To o której jedziemy?
- Marek, jesteś w gorącej wodzie kąpany. Po pracy, czyli o siedemnastej. Już dużo razy wyrywaliśmy się z pracy wcześniej.
- To chociaż o piętnastej - poprosił z miną zbitego szczeniaka.
Przekręciła oczami. - O szesnastej, i ani minuty krócej.
- Okej, ale i tak nie wiem jak wytrzymam bez ciebie te... dwie godziny.
Zaśmiała się cicho. - Jakoś będziesz musiał. No dalej, zmykaj do pracy, ja też się muszę za to zabrać.
Marek spojrzał na nią przenikliwie. Bądź co bądź była w ciąży i nie mogła się przemęczać, a on znając jej pracoholizm musiał ją przypilnować.
- Kochanie, a zrobiłaś sobie dzisiaj chociaż krótką przerwę?
- No... No jasne - przytaknęła, jednak odwróciła wzrok.
- Mhm. Jasne, że nie, co? - Uśmiechnął się do niej. - Kochanie nie możesz nieustannie przez siedem godzin pracować, przecież jesteś wykończona. Ile spałaś w nocy?
- No... z cztery godziny - przyznała niepewnie. - Musiałam dokończyć jedną rzecz do pracy. Ale Marek, nie bądź na mnie zły.
Dobrzański podał jej rękę i wyprowadził ją zza biurka.
- Kotek, ja nie będę na ciebie zły za to, że pracujesz. Ale dobrze wiesz, że musisz zrobić sobie przerwę. No i powinnaś się wysypiać, a nie pracować po nocach.
- Wiem, ale...
- Ula. Bez żadnego "ale". Jesteś w ciąży. Nie zabraniam ci pracować. Ale proszę cię tylko o to żebyś zrobiła sobie przerwę, a w nocy spała. A teraz jedziemy do Rysiowa. Już wystarczająco się dzisiaj napracowałaś. No chodź, jutro to skończysz - ponaglił ja widząc, że próbuje się wymawiać pracą. Objął ją i wyszli z firmy.
***
W końcu nadeszła długo wyczekiwana przez nich niedziela. Dzień kiedy Ula ostatecznie miała zamieszkać u Marka. Dzień w którym miała wyściskać rodzinę, obiecać spotkanie w przyszły weekend, wsiąść do Lexusa i odjechać do Warszawy. Dzień w którym miała z pomocą ukochanego wypakować u niego swoje rzeczy. Dzień w którym miała wraz z Markiem porozstawiać jej bibeloty na półkach w mieszkaniu Marka... już teraz ich mieszkaniu. Dzień w którym ostatecznie zamieszkała z Markiem.
- Kobieto... - jęknął. - Kiedy mówiłaś, że będziemy twoje rzeczy przywozić sukcesywnie przez trzy dni to miałem nadzieję, że w piątek i sobotę napakujesz ich tam trochę więcej, żeby w niedzielę zostały do zabrania tylko najważniejsze rzeczy.
Z ulgą odstawił kolejny karton na podłogę i rozprostowując kręgosłup spojrzał na Ulę, która właśnie przeglądała zawartość pudeł.
- Zaraz zrobię ci miejsce w szafie - dodał.
- Okej. Dużo jeszcze zostało?
- Jeden karton - mruknął. - Co mnie podkusiło żeby kupować mieszkanie na dziewiątym piętrze? Przecież logiczne, że windy się psują.
- Nie wiem co cię podkusiło, ale wiem, że gdybyś mi pozwolił to bym ci pomogła.
- Po pierwsze skarbie, jesteś w ciąży. Po drugie, uwierz mi, nie udźwignęłabyś tego. Już mi jest ciężko. Dobra, idę. Będę za dziesięć minut. Albo wiesz co... Później skoczę po to pudło, zrobię teraz ci miejsce w szafie, włożysz ciuchy, a potem pobiegamy po mieszkaniu żeby porozstawiać te, jak to twój tata określił "świeczuszki, kwiatuszki i to co jeszcze wam, kobietom, do szczęścia potrzebne" - zaśmiał się cicho. - A to nam pewnie trochę zajmie, więc potem kładziemy się spać i nie chcę słyszeć nic o pracy, jasne?
- Jasne.
Zrobili tak jak mówił - poustawiali wszelkie bibeloty, które Ula zdecydowała się poustawiać w mieszkaniu. Marek lubił swoje mieszkanie, jednak dopiero teraz, gdy mieszkał w nim z Ulą, gdy były tu jej rzeczy, była tu ona, a on mógł spokojnie powiedzieć, że mieszkają razem, czuł, że jest u siebie w domu. Bo dotychczas może i było one dobrze urządzone, jednak brakowało w nim tego charakterystycznego ciepła. Teraz już z czystym sumieniem mógł powiedzieć, że jest do dom pisany z wielkiej litery. Spojrzał na ukochaną śpiącą przy nim. Leżała wtulona w jego ramię, na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech, a lekko uchylone wargi i włosy spadające jej na policzek dodawały jej jeszcze więcej uroku. Pogłaskał ją delikatnie po policzku. Coraz częściej myślał nad oświadczeniem się Ulce. Coraz częściej myślał nad tym całkiem poważnie. Tym bardziej teraz, gdy spodziewali się dziecka. Poza tym, że oświadczyny i ślub na pewno byłyby wspaniałymi przeżyciami dla nich obojga, to dobrze było sformalizować ich związek. Przytulił ją do siebie mocniej i wtulił twarz w jej włosy. Ich zapach był niepowtarzalny, niesamowity, pociągający, a jednocześnie kojący. Po jakimś czasie upajając się nadal jej zapachem, zasnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz