sobota, 2 czerwca 2012

Rozdział 6


 Rozdział 6 „Impreza”
Cieplakówna umówiła się z przyjaciółmi że będą na nią czekać pod hotelem. Pojechała windą na swoje piętro i weszła do pokoju. Szybko się przebrała, założyła soczewki i zaplotła koka. Efekt psuł tylko aparat na zęby. Westchnęła ciężko. Założyła buty na niskich obcasach i zeszła na dół. Tam czekała już na nią Patrycja z mężem i Tomkiem. Ruszyli na molo. Tam było już dosyć dużo ludzi. Tomek pobiegł do innych dzieci które najwyraźniej bawiły się w „balonika”* pod opieką jednej z organizatorek imprezy. Dorośli natomiast poszli usiąść przy stole. Po jakimś czasie Ula została sama przy stoliku a jej przyjaciele poszli zatańczyć.Siedziała na drewnianej ławeczce i sączyła przez słomkę sok winogronowy gdy nagle usłyszała czyjś głos za sobą który najwyraźniej prosił ją do tańca. Ula starała się ignorować mężczyznę jednak uparciuch nie dawał za wygraną. W końcu odwróciła się i otworzyła usta z zamiarem powiedzenia temu osobnikowi co o nim myśli. Jednak z otwartych ust nie wydobył się żadem dźwięk. Patrzyła tylko oszołomionana mężczyznę za sobą. On też wydawał się zdziwiony z tego spotkania.
-Ula porozmawiajmy. – Pierwszy odezwał się Marek.
Kobieta napięcie wstała.
-Przepraszam ale chyba mnie pan z kimś pomylił. – Miała nadzieję że mężczyzna nie zauważył drgania jej głosu.
-Ula, proszę. – Mówił zdeterminowanym głosem. Kobieta zdała sobie sprawę że Dobrzański nie odpuści. Pociągnęła go więc za rękę z dala od imprezy.
-Słucham. –Powiedziała. Marek patrzył na nią zdziwiony. – Chciałeś rozmawiać. Więc rozmawiajmy. Proszę powiedz co chciałeś. – Ula starała się opanować łzy napływające jej do oczu.
-Dobrze. Ula, dzięki tobie zrozumiałem co to jest miłość. Zrozumiałem że…
-Marek proszę. Nie pogrążaj się.
-Ja chcę poprostu wiedzieć czy ty mnie… Rozumiem że jesteś wściekła ale czy…
Dobra Marek wysłów się w końcu.
-Ula. Jeżeli naprawdę nie chcesz mnie znać to powiedz mi to prosto w oczy. Powiedz że… - przełknął głośno ślinę. – Że mnie nie kochasz.
Ula spojrzała w jego oczy. Widziała że starał się opanować łzy.
-Marek ja…nie mogę.
Dobrzański spojrzał w jej zapłakane oczy. Poprawka: W jej piękne zapłakane oczy.
-Nie mogę ci tego powiedzieć. Bo przecież nawet najgorsza prawda…
-…jest lepsza niż kłamstwo, wiem.
-No właśnie. A gdybym to powiedziała, skłamałabym.
Kobieta nie panowała już nad łzami. Rozpłakała się. Marek widząc to mocno ją do siebie przytulił.
-Kochamcię. – Szepnął. A ona – nareszcie uwierzyła.
*Chyba każdy zna tą zabawę? Chodzi mi o tą rymowankę: Baloniku nasz malutki rośnij…” coś tam, coś tam xD Dalej niepamiętam :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz