niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 2


Rozdział 2
- I jak?
- W końcu coś zaczęło się dziać – stwierdziła z satysfakcją. Uśmiechnęła się do Amelii. Przyjaciółka czekała na nią w jej pokoju licząc na jakieś relacje, ale co Ula mogła jej jeszcze powiedzieć? – W każdym razie dowiedziałam się tego co powinnam wiedzieć, a czego jeszcze nie wiedziałam – stwierdziła rozplatając koka i splotła włosy w zwyczajną kitkę.
Jej prawdziwy strój i charakter tak bardzo różnił się od tego, którzy znali ci mężczyźni. Dobrzański i cała reszta znali jej maskę. Maskę śmiałej i przebojowej, inteligentnej, dziewczyny ślepo zakochanej w owym mężczyźnie. Tak naprawdę była bardzo nieśmiała, jej przebojowość też pozostawiała wiele do życzenia, jeśli chciała być sobą. Inteligentna była, owszem, ale cała reszta to była jedna wielka farsa. Ale mimo to robiła to, udawała, lawirowała, rozkochiwała… Tak dla porządku, żeby mieli nauczkę.
- Myślę, że teraz pójdzie jak z górki – oznajmiła pewnie, siadając obok przyjaciółki. – Ten Marek, chociaż opierał się prawie cały miesiąc, wydaje się całkiem prosty do rozkochania w sobie, albo sprawienia żeby chociaż się zauroczył.
- Ulka, tylko ty uważaj.
- Ama, zawsze mi to mówisz… Czy ja się kiedyś w którymś z nich zakochałam? Nie – odpowiedziała sama na swoje pytanie. – Jestem ostrożna i nieufna. To tylko oni myślą, że jestem w nich zakochana na zabój – stwierdziła. – Jak już kiedyś mówiłam, planuję zakochać się w prostym i uczciwym facecie.
Zawsze mówiła o tym tak spokojnie. Z jej opowiadań można było wywnioskować, że ci mężczyźni byli dla niej niczym, nie kochała, nie zauroczyła się, może nawet jej się nie podobali. To nie była prawda – po prostu była ostrożna i uważała na swoje serce. Jeśli czuła, że coś się z nim dzieje – odpuszczała. Oczywiście, że się bała, że miłość nagle przyjdzie znienacka, a ona nie zdąży powiedzieć sobie dość. Jej serce nie przygotuje jej na nadchodzące uczucie, ono po prostu nagle wybuchnie… i wtedy może być za późno na odpuszczenie sobie. Miała jednak nadzieje, że fajerwerki w jej sercu wystrzelą kiedy znajdzie tego odpowiedniego – nie z TEGO świata, kierującego się nie TYM  sposobem myślenia… po prostu uczciwego i prostego mężczyznę. Bo w kimś takim mogłaby się zakochać. Jednak czasami obawiała się miłości nie do tego, do kogo powinna.
- Nie bój się Ama, nie zakocham się w nim, ani w nikim z jego pokroju – zapewniła.
Sama chciała wierzyć w to, że mogła i umiała decydować kogo pokocha i kiedy to nastąpi. Jak na razie do Marka nie czuła nic a nic – jej serce nie dawała żadnych oznak zauroczenia. Jeszcze nigdy jej się nie zdarzyło żeby jakiś z tych mężczyzn działał na nią w tak niewielkim stopniu jak Marek. Zawsze trochę odpływała gdy ją całowali, ale potrafiła się temu oprzeć. Nawet zwyczajny dotyk, albo większa bliskość nieco na nią działały. A przy Marku… Siedzieli czasem blisko siebie, dzisiaj rano opierał się o biurko i patrzył jej przez ramię na komputer, ich policzki prawie się stykały… a jej wystarczył lekki oddech żeby nic nie poczuć. Cieszyło ją to… ale zarazem denerwowało. Cieszyło bo uważała, że w takim razie ma więcej czasu na prowadzenie tego romansu a zauroczenie przyjdzie później… albo może wcale. A denerwowało bo bała się, że jej serce nie poinformuje jej o tym, że planuje obudzić w niej jakieś uczucie i, że nie zdąży powiedzieć sobie „dość” i nim się zorientuje, przegra. Musi uważać i być czujna. Obserwować każdą swoją reakcję, nawet tą pozornie nieistotną. Nie może się zakochać. Nie może cierpieć. Musi być ostrożna i przerwać to w odpowiednim momencie.
- Obyś miała rację Ulka.
- Mam – powiedziała, o wiele bardziej pewnie, niż brzmiały jej myśli. – Nie zakocham się w nim, po prostu nie mam takiego zamiaru. Możesz spać spokojnie.
Uśmiechnęła się do przyjaciółki przekonująco. Sama także chciała się przekonać do tego co mówiła. Zawsze miała pewne wątpliwości czy się nie zakocha. Zawsze się tego obawiała. Ale zawsze się udawało… więc czemu teraz miałoby się nie udać?

~~*~~

„Oszukuj, udawaj - Ja swoje wiem!
Co w środku, masz kotku?
Nie zdziwi mnie, już nie.

Marek siedział w swoim gabinecie i pisał coś na laptopie. Pracował, a przynajmniej starał się sprawiać takie pozory. Tak naprawdę obmyślał dalsze postępowanie z Ulą, żeby w końcu doprowadzić do tego czego chciał. Usłyszał pukanie do drzwi. Podniósł wzrok. Po chwili do gabinetu weszła Ula. Uśmiechnął się do niej starając się wyglądać na szczęśliwego jej widokiem. Nie żeby mu przeszkadzała… ale wolałby spokojnie zastanowić się nad tym co robić dalej. Nie lubił działać spontanicznie, nie zastanawiając się nad tym co robi, na początku romansu. Potem, gdy wiedział, że może sobie na wiele pozwolić nie musiał zanadto zastanawiać się nad swoimi ruchami – pocałunki, przytulanie, jakieś czułe słówka… Typowy biurowy romans. Ale na początku musiał myśleć nad tym co robi.
- Przyniosłam kawę – stwierdziła.
Nie lubiła się tak narzucać. Ale z drugiej strony wiedziała, że Marek lubi kawę, a musiała się trochę wokół niego pokręcić żeby nie zapomniał o niej przypadkiem i o tym, że poprzedniego dnia ich romans się rozpoczął, chociaż się nie pocałowali, ani nawet nie wykonali żadnego czułego gestu w swoją stronę. Teraz musiała trochę to nakręcić i popędzić. Nie była zwolenniczką odwlekania tych spraw.
- Dzięki.
Uśmiechnął się do niej tak jak zawsze się uśmiechał do kochanek. Przecież wiedział, że robiło to na nich wrażenie. Ten uśmiech zawodowego Casanovy. A przecież żeby wszystko poszło po jego myśli, musiał trochę ją urobić. Odchrząknęła cicho  i uśmiechnęła się. Widział, że nie była wyjątkiem – na niej także zrobił ten uśmiech wrażenie.
- Nie ma sprawy – odparła.
Zauważył, że starała się znaleźć jakiś punkt zaczepienia wzroku.
Odwróciła się i wyszła z gabinetu. Od razu zdjęła z twarzy tą minę pełną czegoś na kształt zakłopotania. Udawanie wyszło jej całkiem nieźle – nie mogła zaprzeczyć. Ale żeby zrobiło to na niej aż takie wrażenie… tak czy inaczej była niezła z udawania, że owszem, zrobiło to na niej wrażenie. I widziała na jego twarzy to, że uwierzył w tą minę. Wzięła z biurka jakieś dokumenty i przybrała wyraz twarzy wyrażający roztrzepanie. Zapukała ponownie do jego gabinetu.
- Zapomniałam, że miałam dać ci te dokumenty – stwierdziła wręczając mu teczkę.
- Dzięki.
Wziął od niej dokumenty i położył teczkę na bok.
„Dobra” – pomyślał. – „Zaczynajmy.”
Wyszedł zza biurka i podszedł do dziewczyny. Spuściła lekko wzrok. Był dość blisko, pewnie była zakłopotana… jak większość tych dziewczyn.
 - Spotkamy się dzisiaj?
Zastanowiła się. Reakcję na jego bliskość odegrała całkiem dobrze, a przynajmniej takie miała wrażenie. Ale czy zgodzić się na spotkanie?
- Gdzie? – zapytała niepewnie.
- Może palmiarnia? – zaproponował.
Pomyślała chwilę. W palmiarni nie mogło nic się wydarzyć. Jeszcze ten jeden raz ulegnie mu i pozwoli zabrać się tam gdzie on chce. Dość długo nic się nie działo między nimi i teraz postanowiła iść na małe ustępstwa. Jeszcze to jedno spotkanie… A potem ona przejmie pałeczkę i poprowadzi to dalej po swojej myśli, a on nawet tego nie zauważy.
- Okej, mi pasuje – stwierdziła. Zauważyła, że stoi dość blisko. Czy już był odpowiedni moment na taką bliskość?
„Nie. Jeszcze chwilę. Niech się jeszcze pomęczy,”
Odwróciła się i wyszła z jego gabinetu. Został w takiej samej pozycji jak stał z dość ciekawym wyrazem twarzy. Miał raczej nadzieję, że zacznie dziać się coś więcej, że mu się oprze. Jak widać jeszcze za wcześnie. Zdarzało się. Miał wprawę także i w tym ośmielaniu dziewczyn. To nigdy nie było trudne. Jeśli dziewczyna była zakochana to było to bardzo proste. Musiał po prostu zachować się trochę bardziej czule, przytulić… a reszta przychodziła sama.

~~*~~

To były oczy, w których krył się słońca blask
Utonąć chciałem w nich, zatrzymać w miejscu czas
Jedno spojrzenie wszystko zmieniło
Coś przyciągnęło i już nie puściło.

Spacerowali po palmiarni rozmawiając i żartując. Ula stwierdziła, że można trochę przyspieszyć rozwój wydarzeń i nie protestowała gdy Marek złapał ją za rękę. W końcu nie mogła się bawić z nim w nieskończoność. Poczuł pewną satysfakcję, że pozwoliła trzymać się za rękę – wydawała się nawet bardzo nieśmiała. Ona również ją poczuła. Chociaż nie dlatego, że paradowała z Markiem za rękę, a raczej dlatego, że ich romans przybrał zawrotne tempo. Skoro już trzymają się za ręce, to zapewne zaraz dojdzie do pocałunku. Potem będzie musiała uważać, żeby tylko jej serce przypadkiem się nie obudziło i nie poruszyło w niej miłości. Nie do niego. Usiedli na murku i patrzyli na siebie z uśmiechem. Nie lubiła początków tych romansów. Nie do końca wiedziała jak się zachowywać. Jak już wszystko się rozkręcało było nienajgorzej, trochę pocałunków, kilka dni, czasem tygodni, aż w końcu koniec. Dosyć. Sama nie wiedziała czy ma już pozwolić na tą bliskość, czy jeszcze trochę odczekać… Jednak on zadecydował za nią. Nim zdążyła się zastanowić czy zaprotestować czy zezwolić na to, poczuła smak jego ust na swoich. Nie protestowała – teraz już było na to za późno. Odwzajemniła pocałunek. Starała się zachować przy tym trzeźwość myślenia. Nie mogła poddać się temu za bardzo. Musiała pilnować swoich reakcji. Na razie wiedziała o jego sztuczkach i wiedziała jak sprytnie poprowadzić rozgrywkę – była silną figurą. Jednak gdyby za bardzo poddała się pocałunkowi a w jej sercu przypadkiem obudziłaby się miłość, stałaby się pionkiem. Pionkiem, którego tak łatwo może zbić każda z figur bez większego problemu. I Marek, który wtedy stałby się właśnie tą figurą, nie omieszkałby się tego zrobić. A ona nie mogła na to pozwolić. Musiała sprytnie poprowadzić tą rozgrywkę i nie przegrać. Po chwili przerwali pocałunek. Spojrzała mu w oczy. Zrobiła to czego na ogół unikała. Nie wiedziała czemu – jakaś nieznana jej siła, pewnie intuicja, zawsze podpowiadała jej żeby nie patrzyła tym facetom w oczy. A teraz złamała tą niepisaną zasadę. Jego oczy miały taką nieodgadnioną barwę. Niby szare, ale jednak z domieszką zieleni i błękitu. Niby stalowe, ale jednak nie była to taka do końca stal. Nie wiedziała jak jednoznacznie określić barwę jego oczu. Wiedziała na pewno, że na długo wyryją się jej w pamięci. Przez te kilka sekund zdążyła doskonale się im przyjrzeć… i zapamiętać. Nie chciała tego. Nie bywała sentymentalna, nie myślała o tych mężczyznach w innych kategoriach niż figury szachowe… nie dlatego, że byli dla niej rzeczą, nie traktowała ich tak, bez przesady. Po prostu robiła wszystko żeby się nie zakochać. Nie przywiązywała wagi do niczego co było z nimi związane. Jakieś ewentualne upominki jeśli już je zostawiała to starała się nie kojarzyć ich z tamtymi facetami. Gdy podczas trwania romansu znajdywała w nich jakąś dobrą cechę charakteru natychmiast wymazywała ją z pamięci. Chciała zmylić serce pokazując mu, że oni są na wskroś źli, że nie są warci jakiegokolwiek cieplejszego uczucia. A teraz… teraz popatrzyła mu w oczy i jeszcze zaczęła się zastanawiać nad ich barwą. Niby nic… ale wiedziała, że to jednak będzie dla niej coś.

~~*~~

Siedziała w samochodzie Marka na siedzeniu pasażera i cały czas starała się przekonać serce, że to spojrzenie w jego oczy to nic. Że jego oczy wcale nie były takie niezwykłe. Były szare. Szare. I koniec. Wyrzucała je ze swojej pamięci – bezskutecznie, obraz wracał nieustannie. Na pewno nie mogła myśleć o tym. Musiała być teraz po prostu ostrożna… A ten obraz jego oczu jakoś przeboleje. W końcu teraz już będzie ją męczył pewnie przez cały czas. Była zamyślona i nieco otumaniona. Odruchowo podała Markowi rękę gdy pomagał jej wyjść z samochodu. Bezwiednie oddała jego pocałunek na pożegnanie. Machinalnie odparła, że nic jej nie jest, gdy zauważył, że jest zamyślona. Ruszyła do domu i zamknęła się w swoim pokoju. Po chwili wpadła tam Ama. Starała się przywołać do porządku i przywrócić sobie trzeźwość umysłu.
- Ulka, co jest?
- Nic, nic takiego… - stwierdziła niepewnie.
- Coś nie tak z Markiem? – zainteresowała się. – Przecież ci mówiłam…
- Ama, nie zakochałam się w nim, okej? – zaprotestowała, pilnie obserwując przy tym swoje reakcje. Na szczęście jej organ odpowiedzialny za uczucia nie zbuntował się ku tej odpowiedzi. Jak widać nie działo się nic złego. – Po prostu… - zastanowiła się nad odpowiedzią. – Zrobiłam coś czego zawsze za wszelką cenę się wystrzegałam. Ama! Nie to! – zawołała, widząc wzrok przyjaciółki. – Nie poszłam z nim do łóżka – syknęła. – Spojrzałam mu w oczy.
- Unikałaś patrzenia mężczyznom  w oczy? – zdziwiła się.
- Tak – potwierdziła. – A raczej po prostu nie przyglądałam się ich oczom specjalnie, nie przywiązywałam większej wagi do tego. Ale mimowolnie zaczęłam się zastanawiać jakiego koloru oczy ma Marek… Zresztą nieważne. Zaraz mi przejdzie, takie chwilowe… wytrącenie z równowagi. Zdarza się – zapewniła starając się sama do tego przekonać, co wcale nie było najprostszym zadaniem.
   

Piosenki:
·         Edyta Górniak – „Oj kotku”
·         Servis – „Oczu blask” 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz