Prolog
- Marek Dobrzański, dwadzieścia osiem lat, przystojny brunet, prezes domu mody Febo&Dobrzański.
- Tak, coś słyszałam.
- Dasz radę?
- Pewnie. Co to dla mnie?
Dwie młode kobiety siedziały na altance w ogrodzie jednej z nich popijając lemoniadę i rozmawiając. Kobieta mniej więcej o rok starsza uśmiechnęła się do swojej towarzyszki.
- Ama. Ty go kochasz, co? – zapytała patrząc blondynce w oczy.
Kobieta pokręciła przecząco głową.
- Nie, nie kocham. Podobał mi się, zauroczyłam się. Ale nie kocham go. I mimo to chcę żebyś dała mu… bo ja wiem? Nauczkę.
Brunetka skinęła głową biorąc łyk chłodnego napoju. W głowie powoli zaczął kreować się jej plan. Poznać, rozkochać, porzucić… co to dla niej? Westchnęła niezauważalnie. Na ogół taka nie była, poza tą jedną dziedziną jej życia. Przystojni i bogaci faceci mieli ten sam sposób myślenia – wszystko im się należy, mogą mieć każdą, i tak samo mogą je porzucać. I wtedy właśnie wkracza ona. Oni jakoś nie mogą przewidzieć faktu, że w końcu zakochają się w niej… a przynajmniej się zauroczą. A nawet jeśli nic do niej nie poczują, to na pewno będą zawiedzeni faktem, że ich romans dobiegł końca zanim doszło do czegoś więcej.
- Więc?
- Amelia, już powiedziałam, zrobię to. W końcu co to dla mnie? Nie jeden taki Marek Dobrzański chodzi po świecie i niejeden myśli właśnie w ten sposób charakterystyczny dla ludzi jego pokroju.
Amelia westchnęła lekko i poprawiła pozycję siedzenia.
- A jak ty to robisz, że się w nich nie zakochujesz?
Uśmiechnęła się lekko. – Staram się po prostu nie patrzeć na nich jak na atrakcyjnych mężczyzn, a jak na zadufanych dupków z przerostem ego ponad swój wzrost. Poza tym stawiam na uczciwych i prostych facetów i nawet jeśli się zakocham, to będzie to właśnie ktoś taki. Ama, wielki świat show biznesu i tych innych spraw naprawdę nie jest naszym światem. Na pewno niejedna osoba potrafi się tam wkręcić i wybić… ale ja nie widzę w tym najmniejszego sensu. I myślę, że ty po tej przygodzie z Dobrzańskim podzielasz moje zdanie.
- Tak, pewnie, że podzielam.
- To dobrze. – Uśmiechnęła się serdecznie do przyjaciółki.
***
Z pewnym siebie wyrazem twarzy przemierzała firmowy korytarz. Od przyjaciółki dowiedziała się kilku, a nawet kilkunastu faktów o panu Dobrzańskim. Chociażby to, że gustuje w ładnych i wyzywających kobietach. Fakt, przyszła na rozmowę kwalifikacyjną, miała zamiar popracować trochę, jednak jej plan wchodził na inne sfery życia. Dlatego też nie ubrała się tak jak zazwyczaj – skromnie. Umalowała się, włosy spięła w misterny kok, przypomniała sobie swój uśmiech, który wykorzystywała podczas „przepraw” z tego typu mężczyznami, czarna sukienka do kolan nie odsłaniała zbyt dużo, ale była pewna, że nieco pobudzi zmysły mężczyzny. Podziękowała recepcjonistce za informację dotyczącą dojścia do gabinetu prezesa. Weszła do środka po uprzednim zapukaniu.
- Dzień dobry – powiedziała uśmiechając się niepozornie. Przecież nie mogła od razu rzucić mu się w ramiona. Podczas tego typu „zadań” obowiązywały ją pewne zasady. – Przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną.
Mężczyzna patrzył na nią chwilę, a ona z niewidoczną satysfakcją obserwowała jego wzrok. Przecież o to chodziło. Niech popatrzy, porozbiera wzrokiem – przywykła. Byleby tylko nie liczył na zbyt dużo. A co do niej poczuje, i czy w ogóle coś poczuje, to tylko i wyłącznie jego sprawa. Miał się poczuć tak jak kobieta, którą zranił. Miał poczuć jak smakuje odrzucenie. A nawet jeśli się nie zakocha… Porażka i to, że kobieta z nim zerwała powinno wystarczyć.
- Pani Cieplak, tak? – Z trudem powrócił do swojego formalnego tonu. Musiał przyznać, że kobieta była nawet bardzo ładna. Ale przecież nawet jej nie znał, więc musiał trzymać ręce przy sobie.
- Tak, to ja – potwierdziła.
Dłuższą chwilę rozmawiali. Zachowywała się zupełnie niepozornie i fachowo odpowiadała na wszystkie pytania. Na rozmowie kwalifikacyjnej musiała zachowywać się jak gdyby nigdy nic. Najpierw zabiegała o pracę, chociaż to nie na niej jej najbardziej zależało, potem zaczynała urabiać gościa. Po dłuższym czasie usłyszeli pukanie do drzwi. Marek był widocznie zirytowany faktem, że przestanie być z Ulą sam na sam.
- Proszę.
Ula kątem oka zaobserwowała, że do gabinetu weszła jakaś kobieta.
- Cześć Marco – zaświergotała.
- Witaj kochanie – odparł beznamiętnie. – Wybacz, ale jestem zajęty, możemy porozmawiać za pół godzinki?
- No dobrze, przyjdę później.
„No. To pewnie była jego narzeczona.”
Takich lubiła najmniej. Zajęty i z romansami. Ale cóż, co zrobić. W końcu to mężczyzna z TEGO świata. Jakżeby mogło być inaczej?
- Dobrze, w takim razie od kiedy może pani zacząć?
Uśmiechnęła się lekko. Musiała przyznać, że jest przystojny, wysoki i dobrze zbudowany. Może gdyby nie był taki jaki był, mógłby się jej spodobać jako potencjalny partner. Ale, niestety, jaki był taki był, a ona nie chciała nigdy być zraniona przez faceta. Już raz to przechodziła. Z Bartkiem. Może to dlatego była taka nieufna … ale na pewno nie miała zamiaru zakochiwać się w kimś o takim sposobie myślenia typu „rozkochać w sobie, przelecieć i zostawić na lodzie”.
- Choćby od zaraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz