„Dopóki śmierć nas nie rozdzieli”
Rozdział 1
Który raz stała tam szukając wspomnień
Obserwując tamtych dni gasnący płomień
Nie ma już i nie będzie tego więcej
Jak rozmawiać z zachodzącym dźwiękiem
Obserwując tamtych dni gasnący płomień
Nie ma już i nie będzie tego więcej
Jak rozmawiać z zachodzącym dźwiękiem
Siedziała na tarasie z
podkulonymi pod brodę kolanami. Wpatrywała się w szalejącą na dworze wichurę.
Drżała lekko smagana uderzeniami zimnego wiatru. Była ubrana zaledwie w cienki
top i dżinsy. Była zobojętniała na to, że marznie. Zza uchylonych drzwi
balkonowych słyszała sączącą się z radia muzykę. Wspomnienia przelatywały jej
przez myśli mimo tego, że starała się je stamtąd wyrzucić. Miała ochotę
przytulić się do kogoś, kto zrozumie co czuje, kto będzie potrafił powiedzieć,
że wszystko się ułoży tak, że da radę w to uwierzyć… Przymknęła oczy
wspominając swojego narzeczonego. Wiedziała, że nie przyjdzie do domu, nie
przytuli jej, nie pocałuje, już nigdy. Jakieś pół godziny temu wróciła z
pogrzebu, na którym pogoda doskonale odzwierciedlała jej nastrój. Cały czas
powstrzymywała targające ją emocje, ale nie potrafiła długo tak wytrzymać.
Rozszlochała się.
***
Kto wysłucha jej, kto zrozumie
Kto poczuje to co tylko ona czuje
Nie ma szans rozdział trzeba zamknąć
Warto ogrzać się żeby nie zamarznąć
Kto poczuje to co tylko ona czuje
Nie ma szans rozdział trzeba zamknąć
Warto ogrzać się żeby nie zamarznąć
Usłyszała dzwonek do drzwi. Wiedziała kto to,
więc nie zawracała sobie głowy doprowadzaniem się do porządku. Uchyliła drzwi
nawet nie patrząc przez wizjer. Uśmiechnęła się przez łzy do stojącego na
korytarzu mężczyzny. Odwzajemnił lekko jej uśmiech. Wpuściła go do środka i
pozwoliła mu przytulić się do siebie. Wtuliła się w niego i rozpłakała.
Wiedziała, że przy nim może pokazać co ją boli. Rodziny nie chciała martwić,
przyjaciółkom nie chciała się zwierzać, Maciek nie potrafił jej pocieszyć.
Dopiero Marek potrafił sprawić, że podniesienie się po upadku było trochę
prostsze.
- Dziękuję, że przyszedłeś. Napijesz się czegoś?
– zaproponowała. Widział, że jest jeszcze roztrzęsiona.
- Zrobię nam herbaty, a ty usiądź.
Spojrzała na niego z wdzięcznością. Marek
przygotował im po herbacie, po czym wrócił do przyjaciółki.
- Jak się czujesz? – zapytał ostrożnie dobierając
słowa.
Westchnęła ciężko. – Okropnie – przyznała. – Nie
mogę się pozbierać.
Objął ją po przyjacielsku. – Na pewno nie chcesz
urlopu? Naprawdę to nie byłby żaden problem, a ty byś odpoczęła. Co ty na to?
Pokręciła głową wbijając wzrok w filiżankę
herbaty trzymaną w dłoniach. – Jeśli nie będę pracować, to ciągle będę myślała
o Piotrze i wtedy nigdy się nie pozbieram.
- W każdym razie gdybyś zmieniła zdanie, to od
razu powiedz. Myślę, że chociaż kilka dni bez pracy zrobiłoby ci dobrze, ale
jak chcesz.
Zauważył, że jest lekko zmarznięta. Nic dziwnego,
cienki top nie był dobrym strojem na wczesny listopad. Nakrył ją leżącym obok
kocem. Uśmiechnęła się do niego blado.
- Chcesz porozmawiać? – zapytał widząc, że Ula
nie może poradzić sobie ze wspomnieniami. Odwróciła lekko wzrok. Od razu
wiedział jaka jest odpowiedz. – Okej. Poukładaj to sobie najpierw.
- Dzięki.
Nagle rozdzwonił się jego telefon. Skarcił się w
myślach, za niewyciszenie urządzenia. Spojrzał na nią przepraszająco i wyszedł
do kuchni żeby odebrać. – Tak? Jestem u Uli. Paula, nie dramatyzuj. Chcę z nią
trochę pobyć. Tak, przed nocą wrócę – zapewnił. – Nic nie mówiłaś o tym, że
przyjdzie Aleks. Poza tym nie sprawia mi przyjemności oglądanie jego buźki –
zironizował. – Muszę kończyć. – Rozłączył się i wrócił do salonu. –
Przepraszam, to było ważne – rzucił do Uli.
- Jedź. Poradzę sobie.
Pokręcił głową siadając obok niej. – Ulka,
obiecałem, że trochę z tobą posiedzę. A poza tym spotkania z Aleksem… no, nie
sprawiają mi przyjemności.
***
Trzeba składać to łącznie z sobą samą
By wędrować nawet drogą rozkopaną
Gdzie ma szukać jeśli niebo nie pomaga
Wszystko inne tylko ona taka sama.
By wędrować nawet drogą rozkopaną
Gdzie ma szukać jeśli niebo nie pomaga
Wszystko inne tylko ona taka sama.
- Marek, na pewno sobie poradzę. – Uśmiechnęła
się do niego, jak jej się wydawało, przekonująco. On jednak widział, że
wolałaby nie być sama. – Jedź. Już wystarczająco długo ze mną siedzisz. Zaraz
położę się spać, a jutro zobaczymy się w pracy.
- No okej – westchnął. – Jakbyś czegoś
potrzebowała to daj znać.
- Jasne, dzięki. Do jutra.
- Do jutra. Trzymaj się.
Próbuję… - przeleciało jej przez
głowę. Pokiwała jednak głową. Gdy Marek ruszył schodami w dół zatrzasnęła za
nim drzwi. Westchnęła. Nie chciała zostawać sama bo nie wiedziała, że wtedy nie
będzie miała żadnego powodu, dla którego będzie udawać, że jest dobrze i znowu
się rozpłacze. Mimo to nie mogła zatrzymywać Marka, miał przecież swoje życie i
narzeczoną, ona była tylko jego przyjaciółką, nikim więcej. Wróciła do salonu i żeby jeszcze przez chwilę
zająć czymś myśli umyła filiżanki po herbacie. Usiadła na podłodze opierając się
plecami o kanapę. Wpatrywała się dłuższą chwilę w białe drzwi od pokoju, w
którym Piotr często załatwiał jakieś papierkowe sprawy – od jakiegoś czasu był
zastępcą ordynatora oddziału kardiologii i czasem zdarzało mu się zabrać pracę
do domu. Podniosła się z podłogi i weszła do gabinetu. Przełknęła łzy. Niemal
widziała go jak siedzi za biurkiem i uśmiecha się do niej znad laptopa.
Pokręciła głową i westchnęła cicho. Usiadła na jego fotelu i okręciła się na
nim tak, żeby mieć przed sobą okno. Ile razy zastawała go w takiej pozycji,
zamyślonego. Przyglądała się chwilę Warszawie pogrążonej w mroku. Wichura już
ustąpiła, ale pierwsze w tym roku płatki śniegu wirowały w powietrzu. Okręciła
się dookoła tak, że znowu miała przed sobą biurko. Z całych sił starała się nie
płakać gdy zobaczyła stojące na blacie zdjęcie jej i Piotra. Przymknęła oczy.
Mimo to po jej policzkach mimowolnie popłynęły łzy. Wbiła wzrok w przestrzeń
przed nią. Zobaczyła nagle album ze zdjęciami leżący na biurku. Piotr musiał
ostatnio go przeglądać. Uśmiechnęła się przez łzy.
Pytała "Co mam zrobić, co pomoże mi?
Ja nie mogę dłużej w takiej samotności żyć...
Mija tyle dni, wokół puste ściany.
Dlaczego musiał odejść ktoś tak kochany?"
Ja nie mogę dłużej w takiej samotności żyć...
Mija tyle dni, wokół puste ściany.
Dlaczego musiał odejść ktoś tak kochany?"
Otworzyła album na pierwszej stronie i chwilę
patrzyła na ich wspólne zdjęcie. Pokręciła głową. To wszystko było bez sensu,
bo zamiast pogodzić się z tym, że go nie ma, to jeszcze bardziej bolało. Podniosła
z jego fotela i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Odetchnęła głęboko.
Postanowiła wziąć szybki prysznic i położyć się do łóżka, może zdoła zasnąć.
***
Marek niechętnie wszedł do domu. Chwilę
nasłuchiwał w progu, ale na szczęście nie usłyszał nic co zwiastowałoby
obecność Aleksa. Zdjął marynarkę i buty, po czym przemknął do sypialni. Miał
nadzieję na to, że będzie mógł bezszelestnie udać się do łazienki, wziąć
prysznic i położyć się udając, że śpi i uniknąć awantury, niestety Paulina siedziała
na łóżku. Udał, że cieszy się na jej widok.
- Cześć
kochanie – rzucił. – Aleks już poszedł?
- Tak. Czekaliśmy na ciebie, ale nie wracałeś.
Wywrócił oczami. – Taaak, Aleks na pewno czekał
na mnie z utęsknieniem – zironizował. – Przecież ci mówiłem, że nie mam ochoty
spotykać się z twoim bratem.
Pokiwała głową patrząc na niego z wściekłością.
- No tak, wolisz siedzieć z Brzydulą.
Wywrócił oczami z westchnieniem. – Nadal ją tak
nazywasz? Myślałem, że to przezwisko umarło śmiercią naturalną jakieś dwa lata
temu – odparł. – Tak, wolałem siedzieć z Ulą, bo jest moją przyjaciółką i
potrzebuje wsparcia.
- A ty jesteś pierwszy chętny do pomocy. Nie ma
innych znajomych?
- Obiecałem jej, okej?! Przepraszam cię, ale
jestem zmęczony i nie mam ochoty na kłótnie – warknął i zamknął się w łazience.
Wziął prysznic i przebrał w piżamę. Oparł się o umywalkę i spojrzał w lustro. Pokręcił
głową z westchnieniem. Nie znosił się kłócić z Pauliną, jednak czasem nie dało
się inaczej. Była przewrażliwiona. Rozumiał to w końcu swego czasu miał z Ulą
romans. Mogłaby się jednak już przyzwyczaić, że Ula była z Piotrem, a on nic
nie kombinował, mało tego! Od czasu jak Ula odeszła nie zdradził Pauliny ani
razu. Zastanawiał się tylko nad jednym – po cholerę on do niej wracał? Teraz byłby
sam, ale nie musiałby się chociaż użerać z Paulą. Wyszedł w końcu z łazienki i
nie zważając na narzeczoną i położył się do łóżka udając, że zasypia.
***
Gdy jest ciemno, chłodny wiatr, ona wraca tam
Widzi jego, widzi siebie jak tamtego dnia
Przypomina sobie gwiazdy co spadają
One chyba jednak życzeń nie spełniają
Widzi jego, widzi siebie jak tamtego dnia
Przypomina sobie gwiazdy co spadają
One chyba jednak życzeń nie spełniają
Zasnęła dopiero nad ranem, a gdy się obudziła
było już dobrze po dwunastej. Westchnęła ciężko. Tak naprawdę to wcale nie
miała ochoty iść do pracy. Wiedziała, że Marek nie miałby jej za złe gdyby ten
raz jeszcze została. Jednak już kilka dni jej odpuścił. Im dłużej będzie
siedzieć w domu tym więcej zaległości sobie narobi, bo nie sądziła, że Viola
wzięła na siebie jej obowiązki. Sięgnęła telefon i wybrała numer do szefa.
Odebrał po czwartym sygnale.
- Hej Marek. Spóźnię się trochę, bo zaspałam –
rzuciła. – Nie, daj spokój, przyjdę. Odpoczęłam, wyspałam się dzisiaj. Mówiłam
ci już dlaczego nie chcę brać urlopu. Zaległości sobie tylko narobię… No nie
powiedziałabym, że się nie opłaca przychodzić, jeszcze pięć godzin pracy
zostało. Muszę kończyć, cześć.
Rozłączyła się i odłożyła telefon na szafkę.
Rzeczywiście chętnie zostałaby jeszcze w domu i odpoczęła, jednak doskonale
siebie znała i wiedziała, że im dłużej będzie sobie pozwalać na nie chodzenie
do pracy, tym więcej będzie wspominać i rozmyślać. Zwlekła się z łóżka, wzięła
prysznic, zjadła coś szybko i wyszła z domu nie zapominając o zamknięciu drzwi.
Wyszła z bloku i wtuliła twarz w szal chroniąc się przed podmuchami lodowatego
wiatru. Dotarła na przystanek autobusowy i sprawdziła rozkład. Autobus miał
przyjechać za jakieś trzy minuty więc zaczęła go wypatrywać, gdy nagle
zobaczyła znajome auto. Zmarszczyła brwi zaskoczona, jednak nie mogła
powstrzymać lekkiego uśmiechu.
- Co tu robisz? – zapytała. – Nie powinieneś być
w pracy?
- Wsiadaj – rzucił tylko otwierając jej drzwi od
środka. Gdy rozgrzała się już w ciepłym wnętrzu samochodu przeniosła na niego
wzrok.
- Nie musisz specjalnie wyrywać się z firmy, żeby
mnie podwozić – stwierdziła z przyganą. Nie powinien opuszczać posterunku z tak
błahego powodu.
- Daj spokój Ulka. Byłem na mieście, musiałem coś
załatwić w banku, miałem po drodze.
Pokiwała głową. – No dobra. Mam dużo zaległości?
– zapytała. W końcu przez ostatnie kilka dni w pracy nie pojawiła się nawet
raz.
- Zdziwisz się, ale nie. Viola wzięła większość
na siebie.
- Żartujesz? – Pokręcił głową. – No proszę. Miło
z jej strony. Będę musiała jej podziękować – stwierdziła. Marek spojrzał na nią
kątem oka.
- Jak się czujesz?
Westchnęła. – Dobrze – odparła przekonująco.
Przez ostanie kilka dni usłyszała to pytanie już tyle razy, że nauczyła się
odpowiadać na nie przekonująco.
Przez dłuższą chwilę milczeli wsłuchując się w
warkot silnika. W końcu dojechali do firmy. Marek wysiadł z windy już na
trzecim piętrze usprawiedliwiając się tym, że musi załatwić coś z
informatykami, a Ula pojechała na piąte piętro. Przywitała się z Anią i kilkoma
innymi ludźmi, po czym weszła do sekretariatu. Violetta gdy tylko ją zobaczyła
natychmiast porwała ją w objęcia.
- Jak się czujesz Ulka? – zapytała gdy już
wylewnie przywitała przyjaciółkę.
- W porządku. Naprawdę – dodała widząc, że Viola
patrzy na nią przenikliwie. – A właśnie. Dziękuję, że zajęłaś się moją robotą.
- Nie ma sprawy Ulka. – Machnęła ręką. - Na pewno wszystko okej? Gdybyś czegoś
potrzebowała, to wal jak w mur.
- Dzięki. Ale… wszystko gra. Jest dobrze –
skłamała po raz kolejny. Po chwili wrócił Marek. Stwierdził, że będzie u
siebie, po czym zamknął się w swoim gabinecie.
***
Chodź, powiedz mi jak bardzo tęsknisz
I jak zniszczony jest twój pamiętnik
Uwierz w to, że nikt tak nie znika
On wziął parę dni wolnych od życia.
I jak zniszczony jest twój pamiętnik
Uwierz w to, że nikt tak nie znika
On wziął parę dni wolnych od życia.
Jechali samochodem w kierunku jej domu
rozmawiając. Marek starał się ją zabawiać rozmową. Była mu za to wdzięczna, bo
musiała skupiać się na jego słowach, a nie na swoich myślach. Wiedziała jednak,
że gdy tylko zamknie za sobą drzwi od mieszkania już nie będzie udawała, że nie
cierpi, będzie płakać przez pół nocy. Spojrzała przez okno nie słuchając przez
chwilę swojego towarzysza.
- Marek, masz dużo czasu?
- Tyle ile będziesz znosić moje towarzystwo. A
co?
- Mógłbyś się na chwilę zatrzymać?
Spojrzał na nią zaskoczony, ale gdy zobaczył, że
patrzy w kierunku cmentarza, pokiwał głową ze zrozumieniem. Zaparkował w
pierwszym wolnym miejscu i zgasił silnik. – Zaraz wrócę – zapewniła.
- Nie spiesz się, poczekam.
Pokiwała głową i wysiadła z samochodu. Dłuższą
chwilę wpatrywał się w dziewczynę, aż nie znikła mu z pola widzenia. Wpatrywał
się w wirujące płatki śniegu, w dzieci szalejące na sankach, ludzi
sprzedających znicze nieopodal cmentarza. Spojrzał na zegarek. Ula nie wracała
od dłuższego czasu. Postanowił jej poszukać, było zimno, a nie chciał żeby się
rozchorowała, co było nieuniknione jeśli tak długo będzie przebywać na mrozie.
Wysiadł z samochodu i wszedł na teren cmentarza. Nie było tam bardzo dużo ludzi
i już po kilku minutach błądzenia pomiędzy nagrobkami dojrzał Ulę. Podszedł do
niej powoli.
- Wszystko okej? – zapytał gdy już był na tyle
blisko, że mogła go usłyszeć. Pokiwała głową.
- Tak. Wspominam sobie. – Uśmiechnęła się lekko.
- Jeśli chcesz być sama, to…
- Nie, nie przeszkadzasz – odparła. – Wiesz…
czasem myślę… - Zamrugała szybko kilka razy. – Czasem myślę, że to nie fair, że
Piotr zginął w tym wypadku a ja nie.
- Ula, nie mów tak – odparł natychmiast.
Delikatnie podniósł jej palcami głowę tak, że musiała na niego spojrzeć. – Nie możesz
tak myśleć. Wiem, że jest ci ciężko. Ale Piotr na pewno nie chciałby żebyś się
tak zadręczała.
Milczała przez chwilę.
- Jedźmy już – odezwała się po chwili.
- Dobrze.
Ruszyli wspólnie w kierunku wyjścia z cmentarza.
Muzyka:
Verba – Młode Wilki 5
Verba – Młode Wilki 7