Epilog ten zadedykuję Natalii, która podrzuciła mi pomysł
na niego, więc bez niej pewnie by nie powstał :) Dzięki :*
Może nie jest on zbyt długi, ale moja wena naprawdę nie
pozwoliła mi sklecić czegoś porządnego. Na pocieszenie dodam, że postaram się w
najbliższym czasie wstawić pierwszy rozdział czegoś nowego.
„Zakład”
Rozdział
22 – Epilog
W domu numer osiem w podwarszawskim Rysiowie
od rana panowało wielkie poruszenie. Najstarsza latorośl Józefa wychodziła
dzisiaj za mąż. W domu jej przyjaciółki pomagały jej się uszykować, a Pshemko,
który także wpadł, panikował, że zniszczą jego dzieło, jakim była suknia
ślubna. Ula nie mogła odnaleźć się pośród tego całego harmidru i w końcu
zamknęła się chociaż na chwilę w swoim pokoiku. Odetchnęła i uśmiechnęła się
sama do siebie. Była naprawdę szczęśliwa, jak nigdy. Ostatnie miesiące były
najlepszymi w jej życiu. Nigdy nie podejrzewała, że mogłaby być tak szczęśliwa.
Na dodatek z mężczyzną, którego kochała nad życie. Wiedziała, że już nigdy jej
nie okłamie – po prostu była tego w stu procentach pewna. Ufała mu jak nikomu
innemu. Spojrzała przez okno na letnią aurę. Była naprawdę piękna pogoda. Nie
było upału, ale nie było też zimno. Idealnie. Usłyszała nagle pukanie do drzwi,
więc wyszła z pokoju. Na nowo wpadła w ręce swoich przyjaciół.
Marek stał przy drzwiach kościoła czekając
na swoją narzeczoną. Był naprawdę szczęśliwy, jak nigdy. Wiedział, że nigdy nie
będzie żałował tego wyboru tego, że ożenił się właśnie z Ulą. Bo ślub mógł
wziąć tylko z nią.
- Hej, Marek! – Usłyszał znajomy męski głos
za sobą, wypowiadający z angielskim akcentem jego imię. Odwrócił się z
Uśmiechem
- Travis, cześć – przywitał się z
przyjacielem. Poznał go gdy jeszcze przebywał w Dublinie. Uściskali się po
przyjacielsku.
- Cześć. Sandra i Meg będą, ale dopiero na
weselu. To jak, poznam w końcu tą pannę, dla której wróciłeś z powrotem do
Polski?
Marek uśmiechnął się zauważając wjeżdżający
na teren kościoła samochód. – Już za chwilę – odparł. W końcu z samochodu
wyszła Ula. Uśmiechnął się do niej szczęśliwie. Odwzajemniła uśmiech. Była
piękna, dla niego najpiękniejsza.
- Cześć kochanie – przywitał się z nią, po
czym pocałował. Przedstawił ją z Travisem. Po chwili usłyszeli Marsz
Mendelsona, więc weszli wspólnie do kościoła. Tworzyli cudowny obrazek. Na
kilometr było widać bijącą od nich miłość. Doszli do ołtarza i zaczęli
wsłuchiwać się w wypowiadane przez księdza słowa mszy.
W końcu nadszedł czas na wypowiadanie
przysięgi małżeńskiej. Przez cały czas patrzyli sobie w oczy z miłością. Nigdy
nie sądzili, że będą mogli być tak szczęśliwi, po tym wszystkim, co wydarzyło
się między nimi. Ale Marek udowodnił Uli, że może mu ufać, że nigdy więcej jej
już nie oszuka. Zdołała mu zaufać.
Gdy nałożyli na swoje palce obrączki,
usłyszeli wypowiadane z ust księdza – Możesz pocałować pannę młodą.
Marek nie zwlekał i natychmiast to uczynił.
Wirowali w swoich ramionach w rytm muzyki.
Niemal unosili się nad ziemią. Stanowili piękną parę. Patrzyli sobie głęboko w
oczy z miłością i szczęściem.
- Kocham cię – odezwał się. Uśmiechnęła się
do niego.
- Ja też cię kocham – odparła.
Po skończeniu pierwszego tańca, dołączyły do
nich także inne pary. Oni na ten jeden taniec pozostali jeszcze w swoich
ramionach wiedząc, że potem będą rozrywani przez gości.
- Jestem bardzo ciekawa – odezwała się nagle
z wesołym uśmiechem – jak ty wytrzymasz ze mną przez następne lata – dokończyła
drocząc się z nim.
Uśmiechnął się do niej zawadiacko.
- A założymy się, że wytrzymam?